PO DNIU KOBIET
Mówimy o równości, o prawach do własnego ciała (w tym aborcji), życia. O tym, że wreszcie trzeba zapewnić godną emeryturę a może i dochód kobietom, które poświecają się pracy w domu (a najnowsze badania wskazują, że bez nich światowa gospodarka nie rozwijałaby się nawet w połowie tak szybko). O czymś tak wydawałoby się banalnym jak dostęp do podstawowych środków higieny intymnej, który dopiero w tym roku stał się w niektórych krajach Europy darmowy. W tym poście napiszę jednak o przemocy wobec kobiet. O różnych jej wymiarach, które są częścią tego samego problemu. O tym, że z różnymi jej formami spotykamy się niezwykle często, a jednak ich nie zauważamy. Przemoc zresztą, niezależnie od płci, stała się powszechnym problemem. Powszechność problemu pokazuje nie tylko przypadek Polski, ale też Chorwacji.
Nie musisz uderzyć, żeby użyć przemocy. Przybiera ona formę fizyczną i psychiczną. Mobbingu w pracy i gwałtu na ulicy. Systematycznego obrażania, albo molestowania.
Weźmy choćby internetowe reakcje na ofiarę. Ile razy czytacie o tym, że kłamie? Że przecież sprawca jest "taki miły", a znajomi "póki nie będzie wyroku skazującego" dalej będą mu podawali rękę? Albo on sam, który atakuje ofiarę lub nawet oskarża o pomówienie? To codzienność tysięcy ofiar przemocy w Polsce. I też jest formą przemocy. Niestety nawet w przypadku gwałtów 70 proc. spraw jest umarzanych. Gdy chodzi o przemoc fizyczną i psychiczną, czy słowną jeszcze więcej. Z reguły słowo pozostaje przeciw słowu. Stąd porady "wąsatych wujów", by lepiej milczeć jak się "nie ma nagrania". Nawet obdukcja w przypadku przemocy fizycznej jest niewystarczająca. Kluczowa powinna być wówczas opinia psychologa ale te często nie są traktowane przez sądy i prokuraturę poważnie. To polska rzeczywistość kobiet. Tutaj moje szczególne uznanie dla takich osób jak poznańska działaczka Maja Staśko, która nie ulega presji "wujków" i o przemocy mówi głośno, zachęcając do tego jej ofiary i pomagając im. Np. w niedzielę w warszawskim Barze Studio współorganizowała pokaz mody ofiar przemocy, molestowania i gwałtów, dając im w ten sposób siłę do zmierzenia się z doświadczeniami.
Ten polski wymiar unikania kary przez sprawców nie jest jednak odosobniony. Nie inaczej jest w bliskiej nam Chorwacji, nawet jeśli mówimy o innych wymiarach przemocy czy innej jej skali. Lubimy spędzać tam wakacje, utrzymujemy związki polityczne oraz podobnie w zdecydowanej większości (blisko 90 proc.) określamy się jako katolicy. Po ubiegłorocznych protestach nad Adriatykiem rząd zwiększył środki na edukację policjantów i metody wsparcia ofiar (ośrodki pomocy, telefon zaufania). Do tego potrzeba było jednak ofiar śmiertelnych, które pojawiły się po obojętności służb mundurowych. I nagłośnienia spraw przez media i aktywistki. Prawicowy rząd, mimo protestów we własnych szeregach przyjął też antyprzemocową konwencję stambulską. Ówczesna konserwatywna prezydentka kraju stwierdziła jednak, że kluczem do sukcesu jest zmiana kulturowa. Nie znam polskich danych, ale aż 70 proc. Chorwatów wyraża przyzwolenie na przemoc w związku (słowną, psychiczną). Podobny odsetek spraw co w Polsce kończy się umorzeniem także w Chorwacji.
W przypadku kraju nad Adriatykiem ma to też głębokie podłoże w odrodzeniu państwa w 1991 roku i towarzyszącym temu nacjonalizmie. Popularne w propagandzie zrównanie kobiety z ojczyzną-matką sprawiło, że jednym z narzędzi prowadzenia wojny w byłej Jugosławii był gwałt. Według bardzo ostrożnych szacunków jego ofiarą w samej Chorwacji padło ok. 2,5 tys. osób, w sąsiedniej Bośni ok. 100 tys. W przypadku Chorwacji na odszkodowania trzeba było czekać 20 lat (ustawa z 2015 roku). Jego wypłata nie wymaga procesu, ale dotychczas zgłosiło się tylko ok. 230 osób. Nie zachęca fakt, że część kobiet padła ofiarą własnej, chorwackiej armii. Do dziś jest to świadectwo odrzucane przez jej dowództwo jako potencjalna plama na honorze instytucji, której weterani cieszą się gigantycznymi przywilejami. Hejt na ofiary towarzyszący im, gdy ujawniają prawdę jest jedną z kluczowych przyczyn dla której tak niewiele osób o niej opowiada.
Na symboliczną sprawiedliwość po 25 latach zdobywa się więc zaledwie 10 proc. ofiar. W przypadku dokonującej się w niemal każdej minucie przemocy fizycznej, psychicznej i seksualnej sprawiedliwość otrzymuje z kolei maksymalnie 20 proc. Nie da się więc w Chorwacji określić rzeczywistej skali problemu skoro z pewnością duża część przypadków nie jest nawet zgłaszana. I analogiczna sytuacja dotyczy Polski, gdzie zniechęca odsetek porażek po zgłoszeniu sprawy oraz to samo wykluczenie ofiar co w Chorwacji.
Podaję te dwa przykłady by pokazać, że choć forma przemocy może być różna to zawsze pozostaje ona przemocą. Mam wrażenie, że wciąż tę inną niż seksualna i fizyczna za mało dostrzegamy. Polska zaś nie jest niestety samotną wyspą ze swoimi problemami przemocy wobec kobiet i systemem sprawiedliwości, który nie zapewnia im bezpieczeństwa. Żeby to zmienić potrzeba gigantycznego wysiłku społecznego. Bo każda forma przemocy wymaga reakcji i wsparcia.