WEHIKUŁ CZASU, CZYLI POZNAŃ A.D. 1870, CZĘŚĆ 1
Kilka miesięcy temu udaliśmy się w podróż w czasie i przenieśliśmy do Poznania w 1850 r. Zapraszam dziś do kolejnej przejażdżki wehikułem czasu, tym razem do 1870 r. Sporo wtedy działo się na świecie, a i w Poznaniu nie narzekano na nudę.
Tym spośród Czytelników, którzy po raz pierwszy czytają tekst z cyklu „Wehikuł czasu”, wyjaśnię, że przenosimy się w przeszłość Poznania. Najpierw naświetlam sytuację polityczną na świecie w wybranym przeze mnie roku oraz życie kulturalne w tym czasie. Punktem kulminacyjnym całej zabawy jest jednak relacja z rozmów z kilkoma ciekawymi poznaniakami, mieszkającymi i działającymi w tym czasie w stolicy Wielkopolski. A zatem, zaczynajmy.
Świat w 1870 roku
Oczy całej Europy skierowane są na Francję, gdzie od niedawna toczy się wojna prusko-francuska. Kampania, mistrzowsko przygotowana przez kanclerza Ottona von Bismarcka, zakończy się zwycięstwem Prus i zjednoczeniem Niemiec pod berłem króla Wilhelma I, który zostanie ogłoszony cesarzem Niemiec w 1871 r.
Powodem wojny było dążenie Bismarcka do osadzenia na tronie hiszpańskim księcia Leopolda von Hohenzollern-Sigmaringen. Cesarz Francuzów Napoleon III stanowczo sprzeciwił się tym planom. Wilhelm I postanowił wycofać się z całej hecy i poinformował o tym Bismarcka w depeszy wysłanej z niemieckiego uzdrowiska Ems, gdzie aktualnie przebywał. Bismarck przeredagował depeszę, tak, że jej treść była obraźliwa dla Francji, po czym opublikował ją w prasie. Wściekły cesarz Francuzów wypowiedział wojnę Prusom. Dzięki temu, to Napoleon III okazał się agresorem, a nie Wilhelm I. Wcześniej, Bismarck wraz z Austrią, pokonał w 1864 r. Danię, następnie zwyciężył Austrię w 1866 r. zapewniając sobie hegemonię w Związki Niemieckim, ale nie zgodził się na żadne upokorzenie Austrii, w której upatrywał przyszłego sojusznika. Jednocześnie kanclerz upewnił się, że Rosja nie ujmie się za Francją. Car obraził się na francuskie noty protestacyjne w czasie trwania powstania styczniowego. Tak więc Francja została pokonana, Niemcy zjednoczone, a Rosja pożałuje swojej decyzji o neutralności za nieco ponad czterdzieści lat.
Otto von Bismarck, źródło: Wikimedia Commons,
Katolicki świat śledził w zapałem obrady Soboru Watykańskiego I, który ze względu na wybuch wojny francusko-pruskiej, został zawieszony i już go nie wznowiono. Był to pierwszy o czterystu lat sobór Kościoła katolickiego. Ostatni odbył się w Trydencie (1545 – 1563). Od 1860 r. wojska francuskie stacjonowały w Rzymie, chroniąc papieża przed Włochami. Wybuch wojny z Prusami spowodował wycofanie Francuzów, a do Rzymu wkroczyli włoscy żołnierze, wieńcząc proces zjednoczenia swojego kraju. Papież Pius IX ogłosił się „więźniem Watykanu”, potępił Wochy i odmówił wznowienia obrad soboru. Zanim jednak papież zawiesił obrady, ojcowie soborowi przegłosowali kontrowersyjny dogmat o nieomylności papieża w kwestii wiary i moralności.
Sam papież Pius IX to ciekawa postać. Jego pontyfikat trwający 32 lata (1846 – 1878), należy uznać za najdłuższy w historii Kościoła. Początkowo jawił się jako liberał, ale z czasem przeszedł na pozycje konserwatywne. Zdecydowanie odrzucał i potępiał racjonalizm, świeckie nauczanie, rozdział Kościoła od państwa, wolność słowa i wyznania, socjalizm i liberalizm. Z drugiej jednak strony, Pius umocnił Kościół, zawierając szereg konkordatów, założył ponad dwieście nowych diecezji na całym świecie i ugruntował autorytet papiestwa. W 2000 r. papież Jan Paweł II beatyfikował Piusa IX.
Jak wyżej wspomniałem, zajęcie Rzymu przez wojska włoskie w 1870 zakończył proces zjednoczenia Włoch pod berłem króla Wiktoria Emanuela II z dynastii sabaudzkiej, rozpoczęty w 1859 r. Ważne wydarzenia mały miejsce w sąsiadującej z Włochami Austrii. Po przegranej w wojnie w Prusami, politycy austriaccy zdecydowali o przekształceniu naddunajskiej monarchii w dualistyczne państwo Austro-Węgry. Decyzję w tej sprawie podjęto w 1867 r. Odtąd Węgrzy mieli współrządzić tym rozległym i wielonarodowym państwie. Wspólne dla obu nacji były: osoba władcy, polityka zagraniczna, wojsko i skarb, natomiast oddzielne pozostały parlamenty i system prawny.
Za oceanem też sporo się działo. Stany Zjednoczone leczyły rany po zakończonej zaledwie 5 lat wcześniej wojnie secesyjnej. Głównym zadaniem, przed którym stawały kolejne rządzy federalne, była odbudowa stanów południowych i ich integracja z resztą kraju. W 1869 r. na prezydenta wybrano bohatera wojny secesyjnej, generała Ulyssesa S. Granta. W 1870 r. weszła w życie 15. poprawka do Konstytucji USA, która dawała czarnoskórym mieszkańcom Stanów Zjednoczonych prawa wyborcze. W 1867 r. terytorium USA powiększyło się o Alaskę, którą kupiono od Rosji za 7,2 mln dolarów. Wielu amerykańskich polityków uważało, że kraj zrobił zły interes i rząd zdecydowanie przepłacił za tę krainę. Pod koniec XIX w. zmieniono zdanie, kiedy na Alasce odkryto złoto.
Niezwykle ważne wydarzenia miały miejsce w Japonii. W 1868 r. obalono ostatniego shōguna i wyniesiono do władzy młodego cesarza Mutsuhito, pośmiertnie nazwanego Meiji. Jego panowanie (do 1912 r.) przeszło do historii jako „epoka Meiji”. Wiązała się ona z otwarciem Japonii na świat, wyjściem z izolacji i przeprowadzeniem głębokich reform administracyjnych, społecznych, gospodarczych i wojskowych. Wkrótce Japonia wyrośnie na czołowe mocarstwo na Dalekim Wschodzie.
Ziemie polskie ok. 1870 r.
Po przegranym powstaniu styczniowym, władze rosyjskie wprowadziły ostre represje. Zmieniono nawet nazwę Królestwo Polskie na „Kraj Nadwiślański”, który poddano ostrej rusyfikacji. Wcześniej car Aleksander II zniósł pańszczyznę. Na terenie dawnego Królestwa Polskiego wyrastały jak grzyby po deszczu fabryki. Wkrótce Królestwo stanie się najbardziej uprzemysłowionym regionem na ziemiach polskich i prawdziwą „ziemią obiecaną” dla przedsiębiorczych Polaków, Żydów i Niemców.
W zaborze pruskim władze niemieckie przykręcały coraz bardziej śrubę germanizacyjną. W odpowiedzi na te działania, kwitła praca organiczna, Polacy rozwijali gospodarkę, zakładali fabryki, banki i udzielali się w szeregu stowarzyszeń. Chłopi i szlachta pracowali na rzecz rozwoju kultury rolnej i działali w kółkach rolniczych. Wielkopolska pozostała krainą rolniczą, a rolnictwo stało tu na najwyższym poziomie w porównaniu z resztą ziem polskich.
Swoboda rozwoju kultury narodowej pozostała jedynie w Królestwie Galicji i Lodomerii, czyli w zaborze austriackim. W 1868 r. Galicja trzymała autonomię. Spolszczono administrację i szkolnictwo w tej dzielnicy. Mieszkańcy zaboru austriackiego cieszyli się licznymi swobodami, ale Galicja pozostała najbiedniejszym i najsłabiej rozwiniętym gospodarczo regionem dawnych ziem polskich. Nędza galicyjska stała się wręcz przysłowiowa. Złośliwi mawiali o zaborze austriackim, że to w rzeczywistości Królestwo „Golicji i Głodomerii”.
Sztuka w 1870 roku
Wiek XIX, a zwłaszcza druga połowa stulecia, zwana jest wiekiem wielkich powieści. W 1870 r. wielu miłośników literatury pogrążyło się w żałobie. Zmarło bowiem dwóch tuzów europejskiej literatury: Aleksander Dumas-ojciec i Charles Dickens. Na szczęście, na literackim Parnasie tamtych czasów nie brakowało wybitnych twórców. U szczytu sławy był Victor Hugo. Do 1870 r. ukazało się już większość jego najwybitniejszych dzieł, w tym Nędznicy.
Na drugim końcu Europy, w Rosji, też sporo się działo. Kilka lat wcześniej za pióro chwycił Fiodor Dostojewski. Do 1870 r. wydał on już m.in. Skrzywdzonych i poniżonych, Gracza, Zbrodnię i karę i Idiotę, a obecnie pracował nad Biesami. Cała czytająca Rosja zachwyca się również Lwem Tołstojem. Rok przed naszą podróżą, ukazała się wielka rosyjska epopeja narodowa autorstwa Tołstoja, czyli Wojna i Pokój. Swoich wiernych fanów ma także inny wielki rosyjski pisarz Iwan Turgieniew, który nie jest tak uniwersalny, jak Tołstoj, czy Dostojewski, ale uważam, że warto zapoznać się z jego twórczością.
W polskim świecie literackim niepodzielnie króluje Józef Ignacy Kraszewski, moim zdaniem wciąż najbardziej niedoceniany polski pisarz. Był on nie tylko rekordzistą jeśli chodzi o ilość napisanych powieści (ok. 230), ale także prawdziwym człowiekiem renesansu. Oprócz pracy literackiej, zajmował się także dziennikarstwem i publicystyką, tłumaczył z kilku języków obcych, rysował, a w czasie wojny francusko-pruskiej ponoć… szpiegował na rzecz Francji. Dziś Kraszewski kojarzony jest głównie z powieściami historycznymi, choć napisał on „jedynie” ok. 90 książek historycznych, a więc stanowią one mniej niż połowę jego powieściowego dorobku. Najbardziej zajmowały go jednak sprawy codzienne i problemy nurtujące jego rodaków.
W malarstwie europejskim nadal dominował realizm, o którym pisałem już w ostatnim „Wehikule czasu”. Artyści reprezentujący ten nurt, zwracali się ku zwykłym ludziom, przedstawiali ich życie i codzienne troski. Nie idealizowali świata, który przedstawiali. Mimo dominacji realizmu, część malarzy poczęło skłaniać się ku symbolizmowi, a już ze kilka lat światem sztuki wstrząśnie nowe zjawisko, nazwane impresjonizmem. We Francji ciągle tworzy nestor europejskich realistów Gustave Courbet. Niezwykle ciekawa jest twórczość Pierre’a Puvis de Chavannes, który zwrócił się w stronę symbolizmu.
Wśród polskich realistów tworzących ok. 1870 r. zdecydowanie wyróżniali się: Józef Chełmoński, Maksymilian Gierymski, Franciszek Kostrzewski i Henryk Rodakowski. Oczywiście, wymieniłem tylko tych najbardziej znanych. Drugim nurtem w sztuce polskiej było malarstwo historyczne i batalistyczne. Tu dominował przede wszystkim Jan Matejko i Wojciech Gerson.
O muzyce ok. 1870 r. dużo można napisać, skupię się więc tylko na małym wycinku. Druga połowa XIX w. to czas „szkół narodowych” w muzyce. Kompozytorzy sięgali do folkloru i kultury ludowej swoich krajów. Bedřich Smetana i początkujący kompozytor Antonin Dvořák, rozsławiają Czechy. Piotr Czajkowski, Modest Musorgski i Nikołaj Rimski-Korsakow sięgają do muzyki rosyjskiej, a Stanisław Moniuszko rozwija polską operę narodową. Pięć lat przed naszą wizytą, odbyła się prapremiera Strasznego Dworu Moniuszki. Jeśli jesteśmy już przy operach, to niekoronowanymi królami tego sztuki w 1870 r. byli: Richard Wagner i Giuseppe Verdi. Wagner, piewca Niemiec i pasjonat mitologii germańskiej, przeżywa triumf za triumfem. W 1868 r. Wystawiono jego wspaniałą operę Śpiewacy Norymberscy, a rok 1870 r. przyniósł prapremierę monumentalnej Walkirii, drugiej części operowej tetralogii Pierścień Nibelunga. Pozostałe części to: Złoto Renu, Zygfryd i Zmierzch Bogów. Giuseppe Verdi, uznany przez rodaków niemal za boga, znajduje się u szczytu swych możliwości twórczych. W 1870 r. pracuje nad jedną ze swoich najlepszych oper Aidą, którą zamówił kedyw Egiptu Ismail Pasza, aby uczcić otwarcie Kanału Sueskiego w 1869 r. Niestety, Verdi początkowo odrzucił ofertę i na otwarcie kanału wystawiono Rigoletto, ale wreszcie dał się przekonać i w 1871 r. w Kairze odbyła się prapremiera Aidy. Opera, której akcja toczy się w starożytnym Egipcie, a jej tematem jest tragiczna miłość egipskiego wodza Radamesa i niewolnicy, a w rzeczywistości etiopskiej księżniczki Aidy. Aida do dziś znajduje się w repertuarze każdego szanującego się teatru operowego świata. Najbardziej znanym fragmentem opery jest oczywiście niezwykły marsz triumfalny z II aktu.
Zostawmy teraz wielki świat i przenieśmy się do Poznania.
Arcybiskup wygnaniec
Moim pierwszym rozmówcą w Poznaniu był arcybiskup gnieźnieński i poznański Mieczysław Halka-Ledóchowski (1822 – 1902) osoba tyleż barwna, co niezwykle kontrowersyjna. Pochodził z Sandomierszczyzny, kształcił się w seminarium w Warszawie, a następnie w Rzymie, gdzie uzyskał doktorat z teologii i prawa. W 1845 r. otrzymał święcenia kapłańskie i rozpoczął błyskotliwą karierę w dyplomacji papieskiej. Pracował m.in. w nuncjaturze apostolskiej w Lizbonie, był delegatem papieskim w Nowej Grenadzie (ob. Wenezueli) oraz nuncjuszem apostolskim w Brukseli. Po śmierci arcybiskupa Gniezna i Poznania Leona Przyłuskiego w 1865 r., papież Pius IX postanowił wysunąć kandydaturę Ledóchowskiego na to stanowisko, mimo niechęci samego zainteresowanego i zastrzeżeń rządu pruskiego. Ostatecznie, konserwatywne poglądy nominata zadecydowały o zgodzie na nominację. W 1866 r. objął on obie wielkopolskie katedry.
Abp Mieczysław Halka-Ledóchowski, źródło: Wikimedia Commons,
Od początku spotkał się z brakiem zaufania ze strony polskiej. Obawiano się, że Ledóchowski pozostanie wiernym wykonawcą polityki Berlina. Trzeba przyznać, że początkowo obawy te się spełniły. Arcybiskup zabronił księżom śpiewania pieśni patriotycznych w kościołach, agitacji na rzecz polskich kandydatów do parlamentu pruskiego, zobowiązał się wychowywać kleryków w duchu lojalności wobec państwa pruskiego, zwiększył udział Niemców w zarządzaniu archidiecezją i usuwał z redakcji prasy katolickiej księży znanych z zaangażowania w sprawę narodową. Zmiana nastawiania społeczeństwa do arcybiskupa nastąpiła dopiero w 1873 r., kiedy Ledóchowski z całą mocą zaangażował się w sprawę obrony praw Kościoła w obliczu bismarckowskiego kulturkampfu. Ostro sprzeciwiał się zwłaszcza tzw. ustawom majowym, podporządkowującym de facto Kościół państwu niemieckiemu. Został za to aresztowany i osadzony w więzieniu w Ostrowie Wielkopolskim, z którego zwolniono go w 1875 r. po tym, jak Pius IX mianował go kardynałem. Resztę życia spędził w Rzymie. W 1892 r. papież Leon XIII mianował go prefektem Kongregacji Rozkrzewiania Wiary.
Abp Mieczysław Halka-Ledóchowski. Niełatwe są moje rządy w tej diecezji. Rodacy mnie nie rozumieją, władze patrzą mi na ręce, doszukując się nieprawomyślności w moich słowach i czynach. Wprawdzie odwołano prezesa von Horna, który na każdym kroku mi szkodził i donosy słał do Berlina, ale nie znaczy to, że pan Bismarck darzy mnie zaufaniem. Ojciec Święty ciężkie brzemię nałożył mi na barki, a nie wiem, czy zdołam jej unieść i to jeszcze w czas tak mroczny i niepokojący. Włosi podnieśli rękę na doczesną władzę papieży. Ojciec Święty został pozbawiony swej domeny i jest teraz zdany na łaskę i niełaskę rządów włoskich, a świat zdaje się tego nie widzieć. Nawet katolicki cesarz Austrii nie stanął w jego obronie. Takiego zamachu nie Kościół nie było od czasów rewolucji francuskiej i Bonapartego. Dążeniem każdego dobrego katolika winno być zachowanie Państwa Kościelnego, bo tylko takie państwo zapewnia papieżowi, a przez to całemu Kościołowi wolność. Dla dobra Ojca Świętego gotów jestem paść do nóg jego królewskiej mości Wilhelmowi I i panu Bismarckowi i prosić ich o interwencję w obronie papieża. Nie rozumieją mnie jednak moi rodacy. Według nich, jako następca prymasów Polski, winienem podnosić sprawę narodową, miast troszczyć się o przyszłość Kościoła. Jestem Polakiem i mego narodu się nie wypieram, ale w teraźniejszej chwili nie pora roić sobie wyzwolenia ziemi polskich spod władzy Prus, Rosji i Austrii. Wszelkie powstania przez nas wstrzynane klęską się zakończyły, bo też porywanie się na takie potęgi szaleństwem nazwać trzeba. To, że Polski naszej nie ma teraz wśród krajów Europy jest wolą Boga i tylko On podnieść ją może z upadku. Wszelka władza pochodzi od Boga i buntować się przeciw niej jest grzechem. A już duchowni, którzy do takiego buntu nawołują, po trzykroć grzeszą. Ich rolą jest prowadzić lud do zbawiania, a nie zajmować się szerzeniem zgubnych idei. Dlatego robię co robię i co każe mi sumienie. Kiedy państwo nasze nie istnieje, winniśmy pracować dla dobra narodu, rozwijać jego przymioty moralne, trwać wiernie przy Kościele i szanować władzę państwową. Rojenia o wolnej Polsce trzeba porzucić i zdać się na łaskę boską. Oby moi rodacy to zrozumieli.
Ciąg dalszy nastąpi…