ZUPA Z KONOPI, WRÓŻBY I GWIAZDORY, CZYLI BOŻE NARODZENIE NA WIELKOPOLSKIEJ WSI W DRUGIEJ POŁOWIE XIX WIEKU
Święta Bożego Narodzenia już za pasem. Myślę, że dla wielu z nas to najpiękniejsze święta w roku, mimo coraz większej komercji, która stała się ich częścią. Może warto więc przypomnieć, jak obchodziło się te święta dawnej, na przykład na wielkopolskiej wsi.
Ostatnio, przeglądając zasoby „Wielkopolskiej Biblioteki Cyfrowej”, natknąłem się na niewielką, ale bardzo ciekawą książkę: „Wielkopolska i Wielkopolanie pod względem rozmiaru, podziału, zarządu i płodów. Zwyczaje i obyczaje, zabawy, obrzędy, przesądy i zabobony, oraz najciekawsze podania, piosnki i zagadki ludu wielkopolskiego”. Książka ukazała się w 1896 r. nakładem Wydawnictwa Dzieł Ludowych Karola Miarki w Mikołowie. Postanowiłem więc zaprezentować Wam fragmenty tej ciekawej pracy, poświęcone tradycjom bożonarodzeniowym, występującym na wielkopolskiej wsi w drugiej połowie XIX stulecia.
Nie jest tajemnicą, że najlepszym źródłem etnograficznym do dziejów polskiej wsi w XIX wieku, jest wielotomowe dzieło Oskara Kolberga „Lud”. Warto sięgnąć do kilku tomów poświęconych Wielkiemu Księstwu Poznańskiemu i Kaliskiemu (autor oddzielnie opisał tę część Wielkopolski, która znalazła się pod zaborem rosyjskim), niemniej książka „Wielkopolska i Wielkopolanie”, stanowi cenne uzupełnienie pracy Kolberga. Można dowiedzieć się z niej sporo o zasobach naturalnych Wielkopolski, pracy na roli tutejszych włościan, ich zamożności, efektach działalności organiczników wśród ludu wiejskiego, ubiorach, wyposażeniu chat, religijności i wyżywieniu. Oprócz tego, autor pracy opisał sposoby spędzania wolnego czasu przez wielkopolskich chłopów, obchodzenie świąt i ważnych uroczystości rodzinnych, przesądy jakie panowały na wielkopolskich wsiach, a nawet przekleństwach, które były najczęściej używane. Dziś zapraszam do zapoznania się z wielkopolskimi tradycjami bożonarodzeniowymi, opisanymi w tej bardzo ciekawej książce.
Święta Bożego Narodzenia, jak dla wszystkich katolików, tak i dla naszych włościan są dniami bardzo uroczystymi. Już w wigilią na południe zaprzestają ciężkich robót; mężczyźni tylko przygotowują paszę dla inwentarza, kobiety krzątają się po domu, porządkują, gotują i pieką. Na południe posilają się nieco śledziem i kartoflami; dopiero gdy na niebie błyśnie pierwsza gwiazda, kładą pod stół wiązkę siana i snopek słomy i zasiadają do wieczerzy; składa się ona z dziewięciu potraw na pamiątkę dziewięciu chórów anielskich, jakie przy narodzeniu Pana Jezusa weseliły się i śpiewały. Potrawy te są następujące: zupa z konopi lub maku, kluski z kwasem, biały groch, kluski z faryną i miodem, kapusta, kluski z makiem, jagły lub ryż ze śliwkami, grzyby suszone, smażone na oleju i owoc suszony gotowany; do tego wódka, a czasem piwo i wino. Najpierw łamią opłatek i dzieli się nim cała rodzina; następnie gospodyni, lub dziewka stawia na stole jedną potrawę po drugiej, a gospodarz z każdej odkłada po trzy łyżki dla bydła; po kolacyi, lub w pierwsze święto rano, rozdziela gospodarz odłożone potrawy pomiędzy krowy, na pamiątkę, iż bydlątka otaczały żłóbek, w którym spoczywał Syn Boży. W niektórych znowu stronach, już w wigilią na południe dają każdej krowie śledzia i opłatek.
Wstawszy od stołu, gospodarz idzie do sadu i ową słomą, która leżała pod stołem w czasie wieczerzy, obwiązuje drzewka owocowe na intencyję, aby dobrze rodziły aby ich nie niszczyły gąsienice, a obwiązawszy drzewko słomą, uderza w nie wałkiem wołając: „Poradzej, poradzej! Jak nie będziesz poradzało, będziesz wałkiem odbierało! Poradzej, poradzej!
I tak wśród nocnej ciszy, rozlegają się te wołania i uderzania po drzewach, z jednego na drugi koniec wioski.
Tymczasem młodzież, dziewczęta i parobcy, wróżą sobie po przyszłości. Zjadłszy kolacyją, wychodzą przed dom i dzwonią kluczami (w niektórych okolicach idą za stodołę i wołają: „Labuś, labuś, la, la, la!”) po tem nadsłuchują, z której strony odezwie się szczekanie psów, z tej przybędzie narzeczony, lub narzeczona. Gdzie indziej znowu ciągną dziewczęta słomki; jeżeli wyciągając jedną, ta pociągnie ze sobą drugą, to można być pewną zamążpójścia; a im słomka jest gładsza, równiejsza, tem narzeczony będzie urodziwszy. Czasami wróżą sobie panny z talerzy; jeden z domowników ponakrywa talerzami: czepek, wianek, chleb i sól, a wszystkie dziewczęta po kolei wybierają talerze. Która wyciągnie czepek, ta nim rok minie będzie mężatką, wianek oznacza dalsze panieństwo, chleb dobrobyt, a sól, niestety, smutną dolę. Młodzi parobcy przebierają się za gwiazdki i gwiazdorów, chodzą po wsi i dzieci straszą. Niekiedy rodzice sami zaproszą do swoich dzieci gwiazdkę i gwiazdora, wręczywszy im orzechów, jabłek, pierników, które gwiazdka wysłuchawszy pacierza, rozdaje grzecznym dzieciom, zwłaszcza dziewczynkom; starszych zaś chłopaków, a nierzadko i dorosłe dziewczęta, bije gwiazdor rózgą; jest przytem żartów, śmiechów, uciekania, wyszukiwania pochowanych dziewcząt przez groźnych gwiazdorów, co niemiara. O północy, lub rychło rano jadą wszyscy na Mszę świętą zwaną Pasterką. Często opowiadają sobie, że w tę noc świętą i mizerne bydlątka przemawiają ludzkim głosem. Ktoby miał szczęście, mógłby je usłyszeć rozmawiające, ale tylko przypadkiem, bo kto umyślnie, z grzesznej ciekawości sucha, ten albo nic nie usłyszy, albo coś takiego, co mu na złe wyjdzie. Tak się stało pewnemu gospodarzowi Ciekawskiemu. Miał w oborze dwa woły, dalejże podsłuchać, co będą ze sobą mówiły. Wszedł do obory i nie czekał długo, bo oto wół czarny odzywa się do siwego:
- „I tak, bracie, w Nowy Rok będziemy mieć robotę!”.
- Ha! Cóż zrobić!” - odpowiedział siwy – „Trudno gospodarza, jak umrze, zostawić na wierzchu; trzeba go zawieźć do grobu”.
- „Toć go też i zawieziemy. Ja tylko dlatego narzekam, że to w święto trzeba ciągnąć”.
Biedny Ciekawski aż się spocił ze strachu, a nogi pod nim drżały, że ledwo się zawlókł do chałupy i zaraz musiał iść do łóżka. Jak się położył, tak już też nie wstał; na czwarty dzień umarł, a w trzy dni później właśnie w sam Nowy Rok, wiozły do wołki do grobu.
Na święty Szczepan, to jest w drugie święto, parobcy i dziewczęta zmieniają służby, ludzie żonaci godzą się w tym czasie na nowe miejsca, ale dopiero pierwszego kwietnia przenoszą się z jednej służby na drugą.
W Trzy Króle dają włościanie święcić wodę i kredę, którą czasem sami piszą na drzwiach trzy głoski: K. M. B. oznaczające imiona Trzech Króli: częściej jednak pisze je organista, chodzący razem z ks. proboszczem po kolędzie. Począwszy od Trzech Króli aż do Matki Boskiej Gromnicznej, odwiedzają proboszczowie swoich parafian; podczas tych odwiedzin słuchają księża dziatek katechizmu, rozdają obrazki i książeczki, upominają, lub radzą starszym; lud zaś składa dobrowolne ofiary, które kapłani przeznaczają zwykle na potrzeby kościoła.
Tak właśnie przedstawiały się tradycje bożonarodzeniowe na wielkopolskiej wsi, wg autora książki. Część tradycji nadal jest kultywowana, choć może już nieco zmienionej formie, inne niestety już zanikły.
Źródło:
Wielkopolska i Wielkopolanie pod względem rozmiaru, podziału, zarządu i płodów. Zwyczaje i obyczaje, zabawy, obrzędy, przesądy i zabobony, oraz najciekawsze podania, piosnki i zagadki ludu wielkopolskiego, Wydawnictwa Dzieł Ludowych K. Miarki, Mikołów 1896,
http://www.wbc.poznan.pl/dlibra/docmetadata?id=1905&from=&dirids=1&ver_id=&lp=1&QI= [dostęp: 12.12.2017 r.].