ZIEMIA ŚWIĘTA 2017. VERBUM CARO HIC FACTUM EST...
Tu po raz pierwszy czuję, że naprawdę dotarłem do Ziemi Świętej. Grota wyraźnie sprawia wrażenie izby. Izby, w której mogła przebywać i pracować młoda dziewczyna. Izby, która pokrywa się przynajmniej z moim wyobrażeniem biblijnego opisu miejsca Zwiastowania. Najbardziej wstrząsający jest jednak łaciński napis umieszczony na stojącym po środku izby ołtarzu. Verbum Caro Hic factum est. Słowo Tutaj Ciałem się Stało... Ten krótki napis robi na mnie wstrząsające wrażenie.
Naszej pielgrzymki dzień drugi. A właściwie trzeci. Wstajemy o 5 rano. Śniadanie i wyjazd. Naszym pierwszym punktem tego dnia jest Kana Galilejska. I znowu – przynajmniej ja – przeżywam pewne rozczarowanie. Idziemy wąskimi uliczkami, wśród ciasnej zabudowy. Gdzieś tam, pomiędzy tą ciasną zabudową – znowu stoi kościół z połowie XIX wieku. Upamiętnia miejsce pierwszego cudu Chrystusa. Wewnątrz spory ruch. Duża grupa filipińskich pielgrzymów, a wśród nich liczne małżeństwa, odnawiające swoje przyrzeczenia. Trochę jakby więcej zabawy niż powagi. Oglądamy rytualne stągwie kamienne, podobne do tych, w które wlano wodę, którą następnie Chrystus zamienił w wino. Zwiedzamy wykopaliska archeologiczne. Nie robi to jednak na mnie większego wrażenia. Jeśli jednak akurat z tego miejsca coś zapamiętuje, to raczej bardzo smaczny, wyciśnięty na miejscu przez tutejszego sprzedawcę, chrześcijanina sok z granatu. Smaczny, orzeźwiające napój, a do tego wypity z przekonaniem, że pomogło się w ten sposób współ wyznawcy.
Kana Galilejska, 6 marca
I rzecz druga. Zakup wina w Kanie Galilejskiej. I tu, tak jak z hotelami, tutejsze wino nie jest najlepszej jakości. Producenci – pewnie słusznie – wychodzą z założenia, że kto tu dotarł, ten i tak stosowne zakupy zrobi. I mają rację. Ja, abstynent, mimo że współ pielgrzymi poinformowali mnie, że wino jest takie sobie, kupują dwie butelki. Jedną na ślub w rodzinie, drugą na ślub znajomego. Z Kany Galilejskiej wyruszamy do Nazaretu. Stajemy na małym podwórku przed kościołem Zwiastowania. Na jego frontonie liczne łacińskie napisy, które ku pewnemu zdziwieniu księdza Łukasza wielu z nas czyta. Najdłuższy jest ten, który mówi o Bogu kładącym nieprzyjaźń między wężem, a niewiastą. O tym, że jej potomstwo zmiażdży wężowi głowę, a ów Wąż - Szatan będzie czyhał na jego piętę. Wchodzimy do środka. Kościół jest dwupoziomowy. Na górze obszerna bazylika, a w dolnym kościele znajdujesz grota Zwiastowania. I to tu po raz pierwszy czuję, że naprawdę dotarłem do Ziemi Świętej. Grota wyraźnie sprawia wrażenie izby. Izby, w której mogła przebywać i pracować młoda dziewczyna. Izby, która pokrywa się przynajmniej z moim wyobrażeniem biblijnego opisu miejsca Zwiastowania. Najbardziej wstrząsający jest jednak łaciński napis umieszczony na stojącym po środku izby ołtarzu. Verbum Caro Hic factum est. Słowo Tutaj Ciałem się Stało... Ten krótki napis robi na mnie wstrząsające wrażenie.
Nazaret, 6 marca 2017.
Chodzimy jeszcze długo po dolnym kościele, a potem udajemy się do Bazylik. Tutaj mamy Mszę świętą i co jest bardzo dobrym pomysłem, Czytania mszalne, kolor szat liturgicznych i modlitwy bierzemy nie z bieżącego kalendarza, ale właśnie z tych świąt, upamiętniających wydarzenia, które w danym miejscu się wydarzyły. Mamy naprawdę mało czasu. Ubolewam nad tym, bo z trudem udaje mi się odmówić dziesiątkę różańca poświęconą Zwiastowaniu. Potem jeszcze kościół świętego Józefa, leżący w tym samym kompleksie i udajemy się na górę Tabor. Góra jest rzeczywiście wysoka. Nasz autobus ma kłopoty żeby pod nią podjechać, a od pewnej wysokości musimy się przesiąść do kursujących wahadłowo busików. Te wywożą nas na szczyt góry. Rzeczywiście Chrystus wziął swoich uczniów na górę wysoką… Bardzo wysoką.
Do kościoła, znów projektu Barlucciego idziemy długą aleją. Kościół też dwupoziomowy, bardzo interesujący architektoniczne, z bocznymi kapliczkami Mojżesza i Eliasza. W świątyni spotykam argentyńskiego franciszkanina. Pytam go, jak długo przebywa w tym miejscu, bo mówi, że należy to Custodii Ziemi Świętej, czyli tej prowincji franciszkańskiej, która opiekuje się miejscami świętymi. Mówi, że tu to tylko cztery miesiące, ale w Ziemi Świętej to już 30 lat. To musi być niesamowite przeżycie myślę sobie, spędzić taki kawał życia w Ziemi Świętej... Na dół zjeżdżamy busikami ze Słowakami, którzy akurat na górze Tabor mieli Mszę świętą, który odprawiał dla nich opat norbertańskiego klasztoru. Wymieniamy się wizytówkami. Z góry Tabor jedziemy już do naszego kolejnego hotelu. Do Betlejem. Pokonujemy najdłuższą pielgrzymkową odległość – 150 km w dwie i pół godziny. To będzie nasze miejsce wypadowe już do końca pielgrzymki. Oczywiście sam fakt, że jest się w Betlejem, że zaznaczam na Facebooku Jan F. Libicki zameldował się w Betlejem, robi duże wrażenie. Zastanawiam się, jakie będę miał wrażenia po następnym dniu. Bo ten dzień, to był dzień mocnych wrażeń. Zwłaszcza w południe w Nazarecie.
Jest jeszcze jedna rzecz, która robi na mnie wrażenie, ale to już nie jest doświadczenie duchowe. Minąwszy Jerozolimę obwodnicą, i wjeżdżając do Betlejem przejeżdżamy przez mur, który odgradza Autonomią Palestyńską od Izraela. Wielki, betonowy mur niczym Mur Berliński. To robił wstrząsające wrażenie. Zupełnie jak w Berlinie za czasów mojego dzieciństwa. Mur, który tylko w kilku miejscach ma stosowne przejazdy, a przed nimi stoją barierki, posterunki i żołnierze. W Betlejem kwaterujemy w hotelu Pasterz. Nasi gospodarze są bardzo mili, I każą mi się czuć jak w domu, ale o dostosowaniu tego hotelu do potrzeb osoby niepełnosprawnej nie ma mowy. Raczej mamy tu do czynienia ze szczerymi chęciami niż z dostosowaniem, jako takim. Przy tak potężnej dawce dzisiejszych wrażeń, w tym momencie, jest to naprawdę drobiazg…
Tu polityka zaczyna swój dzień: www.300polityka.pl
Poznań 2.0 - najważniejsi w jednym miejscu - bo informacja nie musi być nudna http://miastopoznaj.pl/
Wielkopolski Portal Osób Niepełnosprawnych – www.pion.pl