JAK BERNARDYN Z FRANCISZKANINEM, CZYLI WOJNA MNICHÓW W SIEDEMNASTOWIECZNYM POZNANIU
Mieszkańcy siedemnastowiecznego Poznania przez kilkadziesiąt lat byli świadkami niecodziennej walki pomiędzy dwoma zakonami, wywodzącymi się z tradycji franciszkańskiej: bernardynami i franciszkanami konwentualnymi. Oto jak przebiegał ten spór.
Nie wszystko złoto, co się świeci z góry,
Ani ten śmiały, co się zwierzchnie sroży:
Zewnętrzna postać nie czyni natury,
Serce, nie odzież, ośmiela lub trwoży.
Dzierżyły miejsca szyszaków kaptury,
Nieraz rycerzem bywał sługa boży;
Wkrada się zajadłość i w kąty spokojne –
Taką ją śpiewać przedsięwziołem wojnę.
Wojnę domową śpiewam więc i głoszę,
Wojnę okrutną, bez broni, bez miecza,
Rycerzów bosych i nagich po troszę;
Samo ich tylko męstwo ubezpiecza –
Wojnę mnichowską. Nie śmiejcie się proszę:
Godna litości ułomność człowiecza!
Śmiejcie się wreszcie, mimo wasze śmiechy
Przecież ja powiem, co robiły mnichy.
[…]
Ignacy Krasicki, Monachomachia czyli wojna mnichów.
Poznański konflikt pomiędzy bernardynami a franciszkanami konwentualnymi nie miał co prawda tak dramatycznego przebiegu, jak w słynnym poemacie heroikomicznym Krasickiego, ale echa poznańskich sporów dotarły na dwór królewski w Warszawie i do Rzymu. Bezpośrednio w spór zaangażowane były także władze miejskie, pozostałe poznańskie zakony i kilku miejscowych biskupów. Powód był prosty: franciszkanie konwentualni chcieli po prostu osiedlić się w Poznaniu, a bernardyni nie chcieli do tego dopuścić. Co tak poróżniło zakonników? No cóż, zapraszam do lektury.
Podziały wśród uczniów św. Franciszka
Już wśród najbliższych uczniów św. Franciszka z Asyżu pojawiły się spory o to, czy należy trzymać się ściśle trudnej reguły założyciela, przewidującej radykalne ubóstwo i wyrzeczenie się wszelkich dóbr ziemskich, łącznie ze sprzeciwem wobec budowy stałych klasztorów, czy też bardziej pragmatycznie, należy uznać, że posiadanie pewnych dóbr i budynków, jest niezbędne do prowadzenia działalności duszpasterskiej, zwłaszcza, że franciszkanie, jak i inne zakony żebracze, zostały powołanie by pracować w miastach. Zwolenników ścisłego przestrzegania pierwotnej reguły św. Franciszka nazwano „obserwantami” (od łacińskiego observantia – zachowanie, przestrzeganie). Uważali, oni, że radykalne przestrzeganie reguły „Biedaczyny z Asyżu” jest konieczne aby realizować ewangeliczny nakaz ubóstwa i pokory. Miasta uważano za siedliska zła, zalecano więc, aby klasztory obserwanckie zakładać na przedmieściach. Zwolenników łagodniejszego podejścia do reguły nazwano franciszkanami konwentualnymi. Trzeba przyznać, że cechował ich większy realizm. Zbytni radykalizm w kwestii ubóstwa mógłby sprowadzić na braci podejrzenia o sprzyjanie ruchom heretyckim. Bracia byli powołani do działalności duszpasterskiej, a żeby dobrze pełnić posługę, musieli się kształcić, a do tego potrzeba było ksiąg i stałych siedzib. Ponadto, zbyt surowa reguła mogłaby zniechęcić młodych mężczyzn od wstępowania do zakonu, co spowodowałoby po prostu wymarcie wspólnoty. Co ciekawe jednak, oba nurty franciszkańskie aż do 1517 r. funkcjonowały w ramach jednego zakonu, choć zakładali odrębne klasztory. Dopiero we wspomnianym 1517 r., papież Leon X podzielił zakon na dwie odrębne wspólnoty: franciszkanów konwentualnych i obserwantów.
Jednym z czołowych przywódców grupy obserwantów był św. Bernardyn ze Sieny (1380-1444). Jego uczeń, św. Jan Kapistran (1386-1456), przybył do Krakowa w 1453 r. i założył tu pierwszy klasztor obserwancki na ziemiach polskich, którego patronem był właśnie św. Bernardyna za Sieny. W Krakowie istniał już klasztor grupy konwentualnej, zatem mieszkańcy Krakowa, dla odróżnienia, nazywali braci z klasztoru św. Bernardyna „bernardynami” i wkrótce nazwa ta przyjęła się dla wszystkich klasztorów obserwanckich w Polsce. Już w 1455 r. wysłannik Jana Kapistrana, Gabriel z Werony, przybył do Poznania, gdzie mieszczanie poznańscy wespół z biskupem poznańskim Andrzejem z Bnina, ufundowali klasztor bernardyński na Piaskach, ówczesnych przedmieściach Poznania (dzisiejszy plac Bernardyński). Warto dodać, że w XVI wieku z grupy obserwantów wyłonił się nurt zwany reformatami. Na początku XVII stulecia, reformaci przybyli do Polski, a w 1657 r., osiedlili się na Śródce.
W XVI i XVII wieku, nastąpił niespotykany rozwój fundacji bernardyńskich w Rzeczpospolitej. Bernardyni stali się najpopularniejszych zakonem z Polsce. Nawet ksiądz Robak z Pana Tadeusza był bernardynem. Klasztory zakładali królowie, biskupi, szlachta i magnaci. Bernardyni wraz z reformatami i franciszkanami konwentualnymi oraz innych, potężnym i wpływowym wówczas zakonem, czyli jezuitami, propagowali kult maryjny, mający stanowić oręż z walce z reformacją. Przyczynili się tym samym do rozwoju religijności maryjnej, stanowiącej cechę charakterystyczną polskiego katolicyzmu.
Początki sporu
Na ogół starano się nie fundować klasztorów bernardyńskich i franciszkańskich w tych samych miastach, choć oczywiście zdarzały się wyjątki. Klasztory zarówno obserwantów, jak i konwentualnych, znajdowały się chociażby w Krakowie, Kaliszu i kilku innych miastach. Dlaczego jednak franciszkanie konwentualni zdecydowali się osiąść o pierwszej połowie XVII w Poznaniu, mieście, w którym od dwóch wieków siedzieli już bernardyni? Poznań w tym czasie był już niekwestionowaną stolicą Wielkopolski, a także jednym z najważniejszych i najbogatszych miast Rzeczpospolitej. Decyzję o utworzeniu klasztoru franciszkanów konwentualnych w Poznaniu podjęto w 1637 r. w gnieźnieńskim klasztorze tego zakonu. W 1639 r. do tamtejszego klasztoru wstąpił jeden z mieszczan poznańskich, zapisując na rzecz franciszkanów jedną z kamienic przyrynkowych. Niestety, nie można było jej przeznaczyć na klasztor. Drugą planowaną lokalizacją była nieruchomość przy ul. Psiej (ob. Koziej), gdzie franciszkanie prowadzili hospicjum dla przyjezdnych zakonników, ale i tam nie było warunków na założenie klasztoru. Wkrótce jednak poszczęściło się zakonnikom w kwestii lokalizacji. Plany konwentualnych spotkały się jednak ze zdecydowanym oporem ze strony bernardynów. Uważali oni bowiem, że drugi klasztor reguły św. Franciszka jest w mieście niepotrzebny, a oni sami najlepiej przekazują nauki swego świętego Założyciela. Konflikt był więc nieunikniony.
W 1642 r. franciszkanie otrzymali od mieszczanina Jana Bartuchowskiego kamienicę na Górze Zamkowej (dziś Góra Przemysła), w pobliżu zamku. Rok później, starosta pyzdrski Franciszek Sędziwój Czarnkowski, podarował im dwa kolejne budynki koło kamienicy Bartuchowskiego, a dodatkowo w 1644 r. proboszcz katedry, ks. Zygmunt Cielecki, oddał zakonnikom swój dom przylegający do ww. nieruchomości w zamian za hospicjum przy Psiej. Tak obdarowani franciszkanie rozpoczęli starania o budowę klasztoru. Wieść o tym przedsięwzięciu szybko obiegła miasto, wywołując burzę i protesty nie tylko ze strony bernardynów, którzy postawili sobie za cel pozbycie się ich z Poznania, ale także ze strony innych zakonów i władz miasta. Przedstawiciele poznańskich klasztorów byli oburzeni tak prestiżowym położeniem planowanego klasztoru, a także rysującą się konkurencją ze strony nowego zakonu w mieście. Dominikanie, bernardyni, karmelici i franciszkanie byli zakonami żebraczymi, a zatem spora część ich dochodów pochodziła z kwesty. Pojawienie się franciszkanów mogło oznaczać mniejsze wpływy do kas starych zakonów. Z tych samych ekonomicznych powodów, przeciwni franciszkanom byli także włodarze Poznania. Pojawienie kolejnego klasztoru w mieście zwiastował uszczerbek w dochodach Poznania. Nieruchomości kościelne stanowiły bowiem tzw. jurydyki, czyli obszary wyłączone spod jurysdykcji miejskiej, a więc także spod miejskiego systemu podatkowego. Przeciwny powstaniu klasztoru był także wojewoda poznański Krzysztof Opaliński, choć nie wiadomo dokładnie dlaczego. Na szczęście dla franciszkanów, nie wszyscy byli przeciwko nim. Konwentualni zyskali sobie potężnych sojuszników w postaci biskupa poznańskiego Andrzeja Szołdrskiego i królowej Cecylii Renaty, żony Władysława IV. Biskup popierał franciszkanów nie tyle z sympatii dla nich, co raczej z niechęci do bernardynów, którzy wcześniej czymś mu się narazili, choć trudno powiedzieć, czym spowodowany był ten uraz.
Spod zamku na Groblę
Biskup Szołdrski zdecydowany bronić franciszkanów za wszelką cenę, obłożył ponoć ekskomuniką przełożonych protestujących zakonów, zarzucając im podburzanie ludności, co znacznie osłabiło ich sprzeciw. Franciszkanie nie chcąc dolewać oliwy do ognia, postanowili zrezygnować z terenów pod zamkiem i przenieść się na Groblę, a zatem poza granice miasta. Rozwiązanie to zadowoliło protestujące zakony, ale nie bernardynów, którzy dążyli do wyrzucenia franciszkanów poza Poznań i jego przedmieścia. Obserwanci postanowili szukać poparcia w Rzymie, zarzucając franciszkanom m.in. to, ze zbierają jałmużnę wewnątrz murów miejskich. Nadzieje bernardynów wzrosły, kiedy w 1650 r. zmarł biskup Szołdrski. Niestety, na nieszczęście dla nich, nowy biskup, Kazimierz Florian Czartoryski kontynuował politykę poprzednika, wspierając franciszkanów. Niespodziewanie, konflikt przerwali Szwedzi.
Kiedy w 1655 r. wojska szwedzkie zajęły Poznań, wydano rozkaz zburzenia zarówno klasztoru bernardynów na Piaskach, jak i świeżo zbudowanego, zapewne jeszcze drewnianego klasztoru franciszkanów na Grobli. Tak oto dwóch antagonistów połączył ten sam los. Zniszczenie obydwu klasztorów nie wynikało jednak z nienawiści. Zgodnie z zasadami sztuki wojennej, teren wokół murów miejskich powinien pozostać wolny od zabudowy, tak, aby uniemożliwić oblegającą chronienie się w zabudowaniach. Poznań ostatni raz był oblężony na początku XIV w., a więc ponad trzysta lat przed „potopem”. Nic dziwnego więc, że poznaniacy zapomnieli o tych ograniczeniach i śmiało zabudowywali przedmieścia. Po wyzwoleniu miast w 1658 r., magistrat wydał zakaz wznoszenia trwałych budowli w polu przed murami miejskimi. Franciszkanie otrzymali propozycję przeniesienia się na przemieście Łacina i zbudowania klasztoru przy istniejącym już kościele św. Rocha. Konwentualni wyrazili zgodę na zmianę lokalizacji i tam się przenieśli. Zakaz odbudowy zabudowań klasztornych dotyczył także bernardynów, ale ci nie zamierzali nigdzie się przenosić. Wnieśli nawet protest przeciw decyzji magistratu pod obrady sejmu, ale posłowie nie wydali żadnego postanowienia. Bernardyni pozostali więc na Piaskach, odbudowując tylko swój kościół i klasztor bliżej klasztoru bernardynek i kościoła Przemienienia Pańskiego, chcąc w przyszłości otoczyć oba klasztory murami, do czego jednak nie doszło. Nic więc nie robiono sobie z decyzji władz miejskich. Być może na przekór magistratowi, kościół bernardynów otrzymał dwie niezwykle wysokie wieże, niespotykanie w innych klasztorach tego zgromadzenia. Kościół i wieże przetrwały oczywiście do dziś.
Z Łaciny ponownie pod zamek
Franciszkanie konwentualni wkrótce zorientowali się, że Łacina nie jest dobrym miejscem do prowadzenia działalności duszpasterskiej. Zakon został powołany do służby wśród mieszczan, a do kościoła św. Rocha przychodzili głównie mieszkańcy wiosek na przedmieściu. Postanowiono więc podjąć starania o powrót do miasta. Zakon cały czas był w posiadaniu terenów pod zamkiem, darowanym im w latach 40. XVII w. Rezygnacja z budowy klasztoru nie oznaczała rezygnacji z parceli. W 1664 r. postawiono tam krzyż i rozpoczęto starania o budowę klasztoru i kościoła. Oczywiście, bernardyni nie zamierzali patrzeć na to bezczynie. Przed nowym biskupem poznańskim, Stefanem Wierzbowskim, stanęło nie lada zadanie. Postanowił bowiem definitywnie rozwiązać spór pomiędzy dwoma zakonami. Wkrótce wpłynęły do niego skargi od bernardynów.
Bernardyni oskarżyli konwentualnych o chęć posiadania dwóch klasztorów w Poznaniu, jednego na Łacinie, a drugiego pod zamkiem. Ponadto przekazali biskupowi kolejny list z kurii rzymskiej, zakazujący franciszkanom kwesty w mieście. W dalszym ciągu władze miasta nie wyrażały zgodny na postawienie kościoła i klasztoru franciszkanów w mieście. Konwentualni wyszli jednak z tego starcia obronną ręką. Przekonali biskupa, że nie zamierzają budować dwóch klasztorów i jak tylko zbudują siedzibę o zamkiem, natychmiast się tam przeniosą. Niespodziewanie magistrat Poznania wydał zgodę na budowę klasztoru i kościoła franciszkanów. Zmiana zdania w tej sprawie wynikała najpewniej z chęci odegrania się na bernardynach za ich lekceważenie uchwał miasta w kwestii odbudowy ich klasztoru. Pozostała tylko sprawa kwesty. Franciszkanie w przeciwieństwie do innych poznańskich zakonów, nie posiadali dóbr ziemskich i przez wiele lat byli na utrzymaniu innych klasztorów prowincji, a budowa klasztoru i kościoła pochłaniała duże sumy.
Zwycięstwo franciszkanów konwentualnych
Biskup Wierzbowski zdecydowany zakończyć spór raz na zawsze, zwołał komisję mającą rozstrzygnąć wszystkie sporne kwestie. Porozumienie zawarto w 1667 r. Franciszkanie mieli tu silniejszą pozycję, a bernardyni tracili stopniowo argumenty, jeden po drugim. Ostatecznie, bernardyni zobowiązywali się umorzyć wszystkie protesty i zażalenia wnoszone przeciw franciszkanom. Konwentualni obiecali przenieść się do Poznania jak tylko klasztor będzie gotowy, natomiast przy kościele św. Rocha miał pozostać tylko jeden zakonnik jako proboszcz, ale bez prawa do kwesty. W sprawie kwesty, oba klasztory uznały wzajemnie prawo do zbierania pieniędzy, przyznając tylko pierwszeństwo bernardynom.
Można odnieść wrażenie, że zwycięstwo w tym sporze odnieśli franciszkanie konwentualni. Po pierwsze, osiedlili się w Poznaniu wbrew stanowisku bernardynów, a także zbudowali klasztor i kościół w bardzo prestiżowym miejscu, na wzgórzu zamkowym. Oczywiście, zawarcie porozumienia nie zakończyło wzajemnych pretensji i niechęci ze strony obu zakonów. Zapewne mieszkańcy Poznania jeszcze przez wiele lat słyszeli na kazaniach w obu kościołach złośliwe komentarze pod adresem rywali, tym bardziej, że franciszkanie odnieśli kolejny sukces. W ich posiadaniu od 1666 r. znajdował się obraz Matki Bożej z Dzieciątkiem, kopia cudownego wizerunku Matki Bożej Boreckiej. Wkrótce obraz zasłynął cudami, a w 1669 r. biskup Wierzbowski zezwolił na jego publiczny kult. Rok później obraz został przeniesiony do specjalnej kaplicy w nowo zbudowanym kościele franciszkańskim. Do kościoła zaczęli napływać pielgrzymi, co dało początek sanktuarium Matki Bożej w Cudy Wielmożnej Pani Poznania, do dziś najpopularniejszego i najbardziej znanego z poznańskich sanktuariów.
Dziś, po wiekach, konflikt pomiędzy dwoma gałęziami tej samej rodziny franciszkańskiej wydaje się co najmniej dziwny, jeśli nie śmieszny. Ale jak to często w życiu bywa, do największych konfliktów dochodzi pomiędzy najbliższymi krewnymi. W tym sporze nie chodziło tylko o prestiż, pozycję, czy nawet o pieniądze. Najważniejszą sprawą w istocie było to, która z dwóch gałęzi Zakony Braci Mniejszych najlepiej uosabia nauki Biedaczyny z Asyżu.
Bibliografia:
K. Kantak, Początki klasztoru franciszkańskiego w Poznaniu, „Roczniki Towarzystwa Przyjaciół Nauk Poznańskiego”, nr 38 (1911).
Kroniki Bernardynów poznańskich, Poznań 2002.
A. Kusztelski, Monachomachia poznańska. Kontrowersje bernardynów poznańskich z franciszkanami w drugiej połowie XVII wieku, „Ecclesia. Studia z Dziejów Wielkopolski”, Tom 8, 2013.