JAK POZNAŃCZYCY WALCZYLI Z GERMANIZACJĄ, CZĘŚĆ 2
W ubiegłym tygodniu przedstawiłem pierwszą część tekstu o zmaganiach Poznańczyków i innych mieszkańców Wielkopolski z polityką germanizacyjną władz pruskich. Dziś zapraszam na część drugą.
Strajki szkolne
Do rangi symbolu w walce o zachowanie języka polskiego urosły strajki szkolne dzieci i ich rodziców przeciwko nakazowi nauki religii w języku niemieckim. Do dziś strajkujące dzieci i wóz Drzymały to najsłynniejsze symbole walki z germanizacją. W 1901 r. minister Konrad von Studt wydał rozporządzenie usuwające język polski z nauki religii w średnich i wyższych klasach szkół ludowych. Jako pierwszy wybuchł strajk dzieci we Wrześni, a wkrótce objął on cały zabór pruski. Do największego natężenia strajków doszło w 1906 r. Wzięło w nim udział ok. 93 tys. dzieci z większości szkół zaboru pruskiego. Strajki szkolne odbiły się szerokim echem w całej Europie. Przeciw brutalnej polityce władz głośno zaprotestował Henryk Sienkiewicz, laureat nagrody Nobla z 1905 r., a zatem osoba powszechnie znana w świecie. Jego „listy otwarte” do cesarza Wilhelma II drukowała europejska prasa, a Maria Konopnicka napisała znany wiersz O Wrześni:
Tam od Gniezna i od Warty
Biją głosy w świat otwarty,
Biją głosy, ziemia jęczy;
- Prusak dzieci polskie męczy!
Za ten pacierz w własnej mowie,
Co ją zdali nam ojcowie,
Co go nas uczyły matki,
- Prusak męczy polskie dziatki! […]
Do strajku przystąpiły także dzieci z Poznania. Pierwszy taki strajk wybuchł w stolicy Wielkopolski 20 września 1906 r. w szkole przy ulicy Wszystkich Świętych i rozpoczęły go dziewczęta. Wkrótce przyłączyły się do nich dzieci z innych szkół z Poznania i przedmieść. Władze odpowiedziały represjami, szykanując rodziców i rodzeństwo strajkujących uczniów. Z gimnazjum św. Marii Magdaleny usunięto trzech gimnazjalistów, których młodsze rodzeństwo strajkowało. Z innych gimnazjów relegowano ok. 120 uczniów. Mieli oni zapłacić za opór, który stawiali młodsze siostry i bracia. Trzeba jednak przyznać, że w Poznaniu strajk szkolny miały mniejszy zasięg, niż w małych miastach. Szkoły poznańskie były wymieszane narodowo i wyznaniowo, a w takich warunkach trudno o solidarność strajkujących. W dużym mieście jak Poznań, łatwiej było o anonimowość, a zatem presja środowiska była mniejsza, niż w małych ośrodkach, a ponadto rodzice strajkujących dzieci często pracowali u Niemców, którzy wywierali na nich presję z groźbą zwolnienia włącznie.
Czytajcie książki!
Strajki szkolne, wiece i uroczystości patriotyczne miały duże znaczenie dla walki o polskość, ale nic nie mogło zastąpić długiej, żmudnej, pracochłonnej i mało efektownej, za to efektywnej nauki języka polskiego, historii i literatury ojczystej. Tylko w ten sposób można było kształtować i rozwijać świadomość narodową. Do tego wszystkiego potrzebne były przede wszystkim książki. Już w pierwszej połowie XIX w. powstawały wypożyczalnie książek przy księgarniach Tomasza Szumskiego i Jana Konstantego Żupańskiego. W 1848 r. istniało Towarzystwo Czytelni i Dobrej Rady, a staraniem arcybiskupa Leona Przyłuskiego zakładano biblioteki przy Towarzystwie św. Wincentego á Paulo.
Zarówno inteligencja jak i ziemiaństwo zdawały sobie sprawę ze znaczenia książki dla świadomości narodowej Polaków w zaborze pruskim. W 1872 r. powołano więc Towarzystwo Oświaty Ludowej. Jednym z założycieli TOL był Franciszek Dobrowolski, redaktor naczelny „Dziennika Poznańskiego”, a w przyszłości dyrektor Teatru Polskiego. W działalność Towarzystwa włączyli się także m.in.: Stefan Cegielski, Antoni Krzyżanowski, Bolesław Poniński i Jan Rymarkiewicz. Pozwolę sobie w tym miejscu na małą dygresję. Kilkakrotnie padło już tutaj nazwisko Stefana Cegielskiego. Trzeba przyznać, że syn Hipolita okazał się być godnym synem wielkiego ojca. Co prawda, nie miał takich talentów biznesowych i menedżerskich jak Hipolit, ale za to włączył się w nurt pracy organicznikowskiej w nie mniejszym stopniu niż jego ojciec, a może nawet go przewyższał. Niewiele było w Poznaniu drugiej połowy XIX stulecia organizacji, do których nie należałby Stefan. Miał on także to szczęście, że doczekał odzyskania niepodległości Polski, bo zmarł w 1921 r. A teraz wracajmy do tematu.
Dla pruskiej policji istnienie TOL było solą w oku. Nic dziwnego więc, że czekano tylko na odstępstwo choćby o krok od statusu tak, aby można było zakazać jego działalności. Ciosem dla Towarzystwa był także niechętny stosunek do niego Kościoła. Arcybiskup Ledóchowski był nieufny wobec tej organizacji, bowiem jej założycielami byli ludzie wywodzący się z kręgów liberalnych. Arcybiskup zabronił więc księżom wstępowania do TOL, co znacznie wpłynęło na ograniczenie jego oddziaływania. Dopiero w 1878 r. arcybiskup, przebywający już wówczas na wygnaniu w Rzymie, wyraził zgodę na udział duchowieństwa w pracach Towarzystwa, ale w tym czasie TOL mocno zaangażowało się w organizowanie wieców protestacyjnych i w 1879 r. policja uznała to za działalność polityczną, sprzeczną ze statusem i zawiesiła jego działalności, a dyrektor Towarzystwa Jan Rymarkiewicz, został ukarany grzywną.
Działacze społeczni z Poznania szybko odpowiedzieli na decyzje pruskich urzędników i już w 1880 r. podczas zebrania w Bazarze, powołali do życia kolejną organizację mającą propagować czytelnictwo, czyli Towarzystwo Czytelni Ludowych. Aby jednak nie prowokować Prusaków, w zarządzie TCL nie znalazł się nikt z władz TOL. Główną rolę w pierwszych latach jego działalności odegrali: Władysław Bentkowski, Bernard Chrzanowski i ks. Stanisław Adamski. Towarzystwo Czytelni Ludowych istniało aż do odzyskania nieodległości. Główny nacisk władze Towarzystwa położyły na gromadzenie książek. W 1915 r. księgozbiór TCL wynosił ponad 10 tys. tomów, z których korzystało ponad 4 tys. czytelników. Liczba ta może nie wydaje się dziś imponująca, ale dodajmy, że na przełomie XIX i XX wieku niemal każda polska organizacja w Poznaniu i nie tylko w tym mieście, stawała sobie za punkt honoru stworzenie choćby małej biblioteczki dzieł literatury polskiej, z której mogliby korzystać jej członkowie. Najczęściej biblioteczki te liczyły od kilkuset do kilku tysięcy tomów. Kto więc chciał poczytać sobie Sienkiewicza, Kraszewskiego, Wieszczów czy innych popularnych polskich autorów, ten nie miał większych problemów ze zdobyciem ich dzieł. Wracając jeszcze do TCL, to największą zasługą tej organizacji było właśnie upowszechnienie polskiej książki.
Dzielne panie z „Warty”
W dziewiętnastowiecznej Wielkopolsce panie nie odgrywały pierwszoplanowej roli, choć wybitnych kobiet nie brakowało. Wystarczy wymienić chociażby Emilię Sczaniecką, Konstancję Raczyńską, Klaudynę Potocką, Bibiannę Moraczewską, Anastazję Warnka i wiele innych. Tym niemniej praca organiczna i walka z germanizacją nie byłaby możliwa bez dzielnych i skłonnych do najwyższych poświęceń kobiet. To one zajmowały się domem, dziećmi i podtrzymywały ognisko domowe, kiedy to ich mężowie od rana do wieczora tworzyli organizacje służące podtrzymywaniu ducha narodowego, pracowali w spółkach zarobkowych, czy też uczyli się gospodarności, przedsiębiorczości i oszczędności. W Wielkopolsce nie było dobrego klimatu do rozwoju ruchu emancypacji kobiet, co nie znaczy, że Wielkopolanki nie były świadome swej roli i wartości. Były jednak takie inicjatywy w walce z germanizacją, które należały wyłącznie do kobiet. Taką inicjatywą było powołanie stowarzyszenia „Warta”.
Kiedy w 1894 r. podczas uroczystości związanych z setną rocznicą wybuchu powstania kościuszkowskiego, grono młodych pań postanowiło rozdać dzieciom z biednych rodzin polskie książeczki, ze zgrozą odkryły one, że większość z nich nie umie czytać po polsku. Nie zastanawiając się długo, 29 maja 1894 r. powołano Towarzystwo Przyjaciół Wzajemnego Pouczania się oraz Opieki nad Dziećmi „Warta”. Na jego czele stała początkowo Walentyna Dziambowska, a później legendarna nauczycielka Aniela Tułodziecka. Celem Towarzystwa była szeroko pojęta praca nad dziećmi i młodzieżą, organizowanie kolonii letnich, półkolonii, wycieczek, zabaw, majówek, na nade wszystko nauczanie dzieci języka polskiego i historii Polski, czyli przedmiotów, których próżno byłoby szukać w programie nauczania pruskich szkół. W chwili założenia „Warty” należało do niej 49 pań, a w 1901 r. było ich już 395. Towarzystwo prowadziło zarówno działalności legalną, jak i konspiracyjną. Opieka nad dziećmi i zapewnienie im przyjemniej i pożytecznej rozrywki było legalne, ale potajemne nauczanie języka polskiego w specjalnie tworzonych szkółkach musiało odbywać się w warunkach konspiracyjnych. Większość uczniów uczęszczających do szkół „Warty” stanowiły dzieci biedoty, które pobierały naukę za darmo. Przeważały dzieci wieku 8 – 12 lat. Panie skupione w „Warcie” nie bały się ciągłych kontroli policyjnych, a nawet kar pieniężnych i aresztowań. Zapewne wielu powstańców wielkopolskich, to dawni wychowankowie „Warty”.
Walka z germanizacją i dążenie do rozwijania świadomości narodowej, czy wręcz przetrwania w skrajnie niesprzyjających warunkach, przybierała różne formy. Manifestacje patriotyczne, wiece, pisanie petycji czy strajki szkolne były oczywiście ważne, bo pokazywały, że Polacy w zaborze pruskim nie godzą się z polityką germanizacyjną. Nic nie mogło jednak zastąpić codziennej, żmudnej pracy nad sobą.
Źródło:
W. Jakóbczyk, Przetrwać nad Wartą, Warszawa 1989.
L. Trzeciakowski, Aktywność polityczna poznaniaków, w: Dzieje Poznania, tom 2, 1793 – 1918, praca zbiorowa pod redakcją J. Topolskiego i L. Trzeciakowskiego, Warszawa-Poznań 1994.