JAK POZNAŃCZYCY WALCZYLI Z GERMANIZACJĄ. CZĘŚĆ I
Właściwie już od wejścia w życie traktów rozbiorowych, Prusy dążyły do pełnej germanizacji zajętych ziem polskich i przekształcenia zamieszkującej je ludności w Prusaków, a przynajmniej w lojalnych poddanych króla pruskiego. Proces ten trwał przez cały okres zaborów, choć przyjmował rozmaite formy i był prowadzony z różnym natężeniem.
Najpierw zaczęło się niewinnie, od próby przekonania Polaków do przyjęcia dobrodziejstwa pruskich rządów, później było stopniowe ograniczenie języka polskiego w administracji i szkolnictwie, powolna walka z przejawami polskiego życia kulturalnego, a wreszcie brutalna walka z polskością i językiem polskim, czego symbolem był strajk dzieci wrzesińskich. Polacy jednak nie pozostali bierni i podjęli walkę z germanizacją. Jej wyrazem była nie tylko szeroko pojęta praca organiczna i pobudzanie świadomości narodowej wśród niższych warstw społeczeństwa polskiego, ale także wszelkiego typu akcje, które wyrażały sprzeciw wobec polityki germanizacyjnej. Właśnie tym akcjom poświęcony jest ten artykuł. Szczególną rolę w tej walce pełnił Poznań, który jako główne miasto zaboru pruskiego, stanowiło centrum polskiego życia społeczno-kulturalnego i gospodarczego.
Białe rękawiczki pruskich urzędników
Jak już wspomniałem, germanizacja zaczęła się już właściwie pod koniec XVIII wieku z przerwą na lata 1806 – 1815. Później lata „odwilży” zastępowane były czasem „przykręcania śruby”. Okres piętnastu lat pomiędzy zakończeniem kongresu wiedeńskiego, a wybuchem powstania listopadowego (1815-1830), zwany jest epoką liberalizmu. Jej symbolem był namiestnik Wielkiego Księstwa Poznańskiego, książę Antoni Radziwiłł, którego głównym zadaniem było pozyskanie sympatii szachty polskiej dla rządów pruskich, a władze Prus stopniowo usiłowali przekonać społeczeństwo do dobrodziejstw niemieckiej kultury i praworządności.
Epoka liberalna zakończyła się w 1830 r. Książę Radziwiłł został odwołany, a naczelnym prezesem Księstwa został Edward Flottwell, pełniący tę funkcję do 1841 r. Flottwell już bez ogródek wprowadzał politykę germanizacyjną, która co prawda nie była jeszcze tak brutalna, jak na przełomie XIX i XX wieku, ale i tak Polacy dotkliwie ją odczuli. Flottwell surowo karał uczestników powstania listopadowego, starał się uderzać w podstawy gospodarcze szlachty i Kościoła, a także tropił wszelkie domniemane i prawdziwe polskie spiski. Co ciekawe jednak, nie sprzeciwiał się stworzeniu hotelu Bazar, uważając, że lepiej aby Polacy zajęli się handlem i przemysłem, niż spiskami.
Aż do zjednoczenia Niemiec w 1871 r., polityka germanizacyjna prowadzona była z różnym natężeniem i zależała od aktualnych tendencji politycznych, ale nie zdecydowano się na decydujące uderzenie w polskość. Coraz bardziej jednak rugowano język polski ze szkół i urzędów i starano się utrudniać działania organiczników, o ile udało się znaleźć odpowiednie paragrafy w kodeksach. Pamiętajmy, ze Prusy były państwem rzeczywiście praworządnym i nawet jeśli pewne inicjatywy organicznikowskie nie podobały się władzom, to dopóki działały w oparciu i przepisy prawa, nie można było ich zabronić. Dlaczego jednak aż do zjednoczenia Niemiec władze pruskie nie zdecydowały się na ostateczną rozprawę z polskością? Moim zdaniem, odpowiedzią na to pytanie była geografia, a właściwie geopolityka.
Prusy były państwem stosunkowo niewielkim, a obszary zamieszkane przez Polaków były dość duże, przy czym pamiętajmy, że Polacy nie mieszkali jedynie na terenach zajętych przez Prusy na mocy traktatów rozbiorowych. Duże skupiska Polaków istniały także na Górnym Śląsku i na Mazurach. Gdyby władze pruskie zdecydowały się na zaostrzenie kursu germanizacyjnego, mogłoby to wywołać wybuch niezadowolenia, a nawet otwarty bunt ludności polskiej, co oczywiście oznaczało destabilizację wewnętrzną i znaczne komplikacje na arenie międzynarodowej, bowiem państwa wrogie wobec Prus, mogłyby podnieść sprawę polską na salonach dyplomatycznych Europy. Ponadto, pozostał jeszcze problem Rosji. Terytoria w większości zamieszkiwane przez Polaków sąsiadowały z Rosją, w interesie której nie leżało wybicie się Polaków na niepodległość. Gdyby wybuchło powstanie, Rosja mogłaby rościć sobie pretensje do zbrojnej interwencji, a tego szczególnie obawiano się w Berlinie. Prusy wprawdzie oficjalnie związane były sojuszem z Rosją, ale raczej trudno sobie wyobrazić, aby był to sojusz równorzędnych partnerów. Nie bez kozery, Poznań i inne przygraniczne miasta, zamienione zostały na twierdze. Sytuacja zmieniła się dopiero po zjednoczeniu Niemiec z 1871 r. Prusy stały się częścią jednego z czołowych mocarstw europejskich, Cesarstwo Niemieckie nabrało pewności siebie w stosunkach międzynarodowych, Polacy stali się relatywie niewielką mniejszością narodową, na którą można było przepuścić atak i ostatecznie wykorzenić polskość, a Polaków zamienić w Niemców. Po 1871 r. pruscy urzędnicy zdjęli białe rękawiczki i kurs germanizacyjny został zdecydowanie zaostrzony.
Piszemy petycje
Jedną z metod walki z antypolskimi posunięciami administracji niemieckiej, było zbieranie podpisów pod petycjami wyrażającymi protest przeciwko decyzjom rządu. Pierwsza taka akcja miała miejsce już w grudniu 1871 r. Pod obrady sejmu pruskiego wszedł wówczas projekt ustawy o dozorze szkolnym. Do tej pory nadzór nad szkolnictwem podstawowym (ludowym) mieli duchowni, bowiem było ono oparte na zasadach wyznaniowych. W przypadku ziem polskich, w większości katolickich, dozór taki sprawowali księża katoliccy, w większości Polacy. Projekt nowej ustawy przewidywał, że odtąd kontrolę tę pełnić będą urzędnicy świeccy. Przeciw nowej ustawie wystąpiły redakcje dwóch polskich czasopism: „Dziennika Poznańskiego” i „Gazety Toruńskiej”, które zainicjowały akcję zbierania podpisów pod protestem. Petycję w tej sprawie podpisało 50 tys. osób. Cała operacja co prawda nie odniosła skutku, ale ta forma protestu upowszechniła się i sięgnięto po nią jeszcze kilka razy. W 1872 r. kontynuowano walkę w obronie języka polskiego w szkolnictwie ludowym, a w 1876 r. zbierano podpisy pod petycją przeciw germanizacji administracji i sądownictwa. Te akcje również nie zakończyły się sukcesem. Administracja państwowa nie brała pod uwagę petycji. Raz tylko memoriał odniósł skutek. W 1875 r. urzędnicy zaczęli rozwiązywać zebrania polskie, tłumacząc, że… odbywają się one po polsku. Polacy oczywiście zaprotestowali przeciwko takim praktykom, co jednak jeszcze bardziej zirytowała władzę. Minister spraw wewnętrznych Friedrich von Eulenburg zagroził nawet wydaniem uchwaleniem odpowiedniej ustawy sankcjonującej te działania. Polacy odwołali się do Najwyższego Trybunału Administracyjnego, który w 1876 r. przyznał im rację.
Hej, kto Polak na wiec!
Znacznie bardziej widowiskowy charakter miały wiece. Pierwsze odbyły się już w pierwszej połowie lat 70. i wiązały się z rekcją na antypolskie wypowiedzi kanclerza Bismarcka. Brało w nich udział od kilkuset do kilku tysięcy osób. Drugim powodem zwoływania manifestacji był nasilający się kulturkampf. Co prawda, kulturkampf był skierowany przede wszystkim przeciw Kościołowi katolickiemu, ale w sytuacji, kiedy większość Polaków było katolikami, walkę z Kościołem odbierano w zaborze pruskim jako walkę w polskością. Głównym organizatorem większości demonstracji w Poznaniu był Roman Szymański. Często więc Polscy zbierający się na wiecach wyrażali solidarność z Kościołem, polskimi duchownymi, a nawet z papieżem. Duży rozgłos zyskała manifestacja zorganizowana 16 czerwca 1876 r. w hotelu Bazar dla uczczenia 30-lecia pontyfikatu papieża Piusa IX. Zebrało się wówczas ponad 1500 osób.
Duże nasilenie demonstracji odbyło się w latach 1885 – 1887 i wiązało z nasileniem polityki germanizacyjnej, czego wyrazem były rugi pruskie, utworzenie Komisji Kolonizacyjnej oraz usunięcie języka polskiego ze szkolnictwa ludowego. W 1899 r. odbył się pierwszy masowy wiec kobiet polskich. Panie protestowały przeciw represjom, jakie spadły na nauczycielki skupione w Towarzystwie „Warta”, prowadzącym prywatne lekcje języka polskiego. W wiecu wzięło udział 600 kobiet, a przewodziła mu Wanda z Kwileckich Niegolewska, wdowa po prawniku i działaczu społecznym, Władysławie. W 1900 r. odbyły się dwa wielkie wiece zorganizowane przeciw rozporządzeniu ministra oświaty Konrada von Studta, usuwającego język polski z lekcji religii średnich i wyższych klas szkół ludowych. Wiec 15 sierpnia 1900 r. zorganizowali socjaliści, a 8 września działacze narodowi. Ostanie otwarte wiece protestacyjne odbyły się w Poznaniu w 1908 r. i były reakcją na ustawę wywłaszczeniową i prawo o stowarzyszeniach, zawierające słynny paragraf „kagańcowy”. Według tej ustawy, nie można było organizować otwartych zebrań w języku innym niż niemiecki, jeśli w danej miejscowości ludność niemiecka stanowiła ponad 40% mieszkańców. W Poznaniu zaś Niemców było blisko 42%.
Rocznice
Jednym ze sposobów manifestacji przywiązania do dziejów ojczystych i budzenia świadomości narodowej, było huczne obchodzenie rocznic ważnych wydarzeń z historii Polski oraz dat związanych z wielkimi postaciami polskiej kultury. W 1873 r. zorganizowano obchody czterechsetnej rocznicy urodzin Mikołaja Kopernika. Co prawda, główne uroczystości odbyły się w Toruniu, natomiast w Poznaniu Towarzystwo Przyjaciół Nauk wybiło pamiątkowy medal, a w polskiej prasie ukazały się artykuły podkreślające polskie pochodzenie wielkiego uczonego. 29 listopada 1881 r. uroczyście obchodzono pięćdziesiątą rocznicę wybuchu powstania listopadowego z udziałem 150 weteranów. Z tej okazji odbyło się m.in. przyjęcie w hotelu Bazar, a w Teatrze Polskim wystawiono Halkę Stanisława Moniuszki.
Prawdziwie masowy charakter przybrały uroczystości związane w dwóchsetną rocznicą odsieczy wiedeńskiej, które miały miejsce 12 września 1883 r. Oprócz akademii, odczytów i nabożeństw, odbyły się także zabawy taneczne w podmiejskich ogródkach, bale, żywe obrazy i koncerty. Obchody rocznicy wiedeńskiej objęły zresztą cały zabór pruski. Podobny charakter miały uroczystości związane w setną rocznicą uchwalenia Konstytucji 3 Maja, które odbyły się w 1891 r. Powołano nawet specjalny komitet, który czuwał nad obchodami jubileuszu. W jego skład weszli m.in.: Stefan Cegielski (syn Hipolita), Józef Chociszewski, Bernard Chrzanowski, Jarosław Leitgeber i Roman Szymański. W następnych latach odbyły się kolejne obchody związane z setną rocznicą urodzin Słowackiego (1909), setną rocznicą urodzin Chopina, a nade wszystko z pięćsetną rocznicą bitwy od Grunwaldem. Uroczyste obchody tych rocznic były jednak utrudnione ze względu na obowiązujący paragraf „kagańcowy”.
Nie wszystkie obchody miały jednak pokojowy charakter. 22 stycznia 1913 r. odbyły się uroczystości związane z 50. rocznicą wybuchu powstania styczniowego. W hotelu Bazar zorganizowano uroczystą akademię. Policja wtargnęła do budynku, uznając akademię za zebranie otwarte i zmusiła uczestników do rozejścia się. Opuszczający budynek śpiewali: Boże coś Polskę, Z dymem pożarów i Jeszcze Polska na zginęła. Część zebranych przeniosła się pod pomnik Mickiewicza przy kościele św. Marcina, ale i tu interweniowała policja, rozpraszając zebranych i aresztując część z nich.
Ciąg dalszy nastąpi…