WEHIKUŁ CZASU, CZYLI POZNAŃ A.D. 1500, CZĘŚĆ II
Przedstawiam dziś drugą część relacji z wizyty wehikułem czasu w Poznaniu w 1500 roku. Pierwsza część obejmowała rozmowy z trzema wybranymi osobami, żyjącymi wówczas w stolicy Wielkopolski: służącą Anusią, starostą Ambrożym Pampowskim oraz rektorem szkoły Marii Magdaleny, ks. Tomaszem z Nowego Szczecina. Dziś zapis rozmów z aż czterema osobami.
Pan Łukasz z Górki
Wraz z kanonikiem Tomaszem z Nowego Szczecina, trafiliśmy w gościnę do Łukasz II Górki, zaledwie osiemnastoletniego magnata, syna kasztelana gnieźnieńskiego Mikołaja. Łukasz szybko został sierotą, a jego wychowaniem kierował stryj, biskup poznański Uriel, zmarły jednak dwa lata wcześniej. Pan Łukasz odziedziczył spory majątek, obejmujący m.in. gniazdo rodowe – Górkę (ob. Miejska Górka), Kórnik, Bnin, Czempiń, Koźmin, Sieraków i Czerniejewo. Przez całe życie niestrudzenie powiększał on majątek, a kiedy umierał w 1542 roku, uchodził za najbogatszego i najbardziej wpływowego magnata w Wielkopolsce.
W momencie, kiedy poznajemy tego młodego wielmożę, został on właśnie ojcem, urodził mu się bowiem syn – Andrzej. Łukasz poślubił rok wcześniej jedyną córkę Andrzeja z Szamotuł – Katarzynę, która w posagu wniosła mu połowę Szamotuł, a po teściu odziedziczy dwie kamienice w Poznaniu, które zostaną później przebudowane we wspaniały pałac (ob. Muzeum Archeologiczne). Łukasz w przyszłości dojdzie do wielkich godności, zostając m.in. starostą generalnym Wielkopolski, później wojewodą poznańskim. Będzie także wiernie służył królowi Zygmuntowi Staremu, jako dyplomanta. W 1538 roku zaskoczy wszystkich, przyjmując jednego dnia święcenia kapłańskie i zostając… biskupem kujawskim, za zgodą króla i papieża. Ale to dopiero odległa przyszłość. Na razie Łukasz jest świeżo upieczonym osiemnastoletnim ojcem, dziedzicem fortuny Górków.
Łukasz II Górka
Łukasz II Górka: Witajcie panie, rad jestem, że zechcieliście zawitać w moje progi z zacnym księdzem kanonikiem. Szczęście nawiedziło mój dom, bo jak już wiecie, żona moja Katarzyna powiła syna, któregom nazwał Andrzej, na cześć ojca mej żony. Młodym jest, a już los rodu mego na mych barkach spoczywa. Ociec mój i matula pożegnali się już byli ze światem, jako i stryj mój, nauczyciel i protektor, czcigodny biskup Uriel. Ród mój starożytny jest, pono przodek nasz był wielkim sarmackim wojownikiem, który za zasługi w wojnach z Rzymianami ziemie rozległe i herb Łodzia otrzymał. Do wielkiego znaczenia przywiódł ród dziad mój, po którym imię otrzymałem, a który walczył był na Węgrzech z królem Władysławem III, a później wojewodą poznańskim ostał z łaski tegoż króla. Po śmierci króla Władysława, ociec mój służył wiernie królowi Kazimierzowi. Po śmierci rodzica mego, wziął mnie na wychowanie stryj Uriel, mąż wielkiej mądrości. W roku zeszłym król pan nasz nadał mi kasztelanię spicimirską. Nie jest łatwo, panie przybyszu, rodowi swemu przewodzić, kiedy się ledwo osiemnaście lat skończyło, ale winieniem to przodkom, aby ród ku świetności poprowadzić.
W Poznaniu rzadko bywam, częściej na zamku w Kórniku, lubo w Szamotułach. Mieszczanie tutejsi niechętni są szlachcie, boć my prawu miejskiemu nie podlegamy, a takoż i na sejmach szlachta chce mieszczan prawa do kupowania ziemi pozbawić, wszak oni stanem rycerskim nie są, a rycerzom kupczenie i rzemiosło nie przystoją. Teraz zatem potrzeba mi o dobra rodowe zadbać, ziemie nowe nabywać, królowi wiernie służyć i z braćmi szlachtą o wolności nasze dbać, aby nazwisko Górków sławnym się stało nie tylko w królestwie tym, ale i za granicą. Żona moja jest jedyną córką ojca swego, przeto mnie po jego śmierci majątek Szamotulskich przypadnie w udziale. Cóż wam więcej powiedzieć mogę panie, krótko żyję jeszcze i nie mam dużo do powiedzenia. Krajów obcych nie widziałem, boć i nie było kiedy, szkól zacnych takoż nie skończyłem, jako stryj mój i tu obecny ksiądz kanonik, aleć mnie inne nauki, nieźli teologia lubo sztuki wyzwolone potrzebne, przeto uczyć się pilnie zamierzam. A co do teologii i filozofii, to o radę prosić będę księdza kanonika, którego przyjacielem nie waham się nazywać. Bywajcie panie, a odwiedźcie mnie jeszcze, czy to w Poznaniu, czy też na zamku kórnickim. Niech was Bóg prowadzi.
Rabin Mojżesz ben Izaak ha-Lewi Minz
Przebywając w dawnym Poznaniu, nie sposób było nie zwiedzić dzielnicy żydowskiej. Trudno w to dziś uwierzyć, ale poznańska gmina żydowska należała do największych w Polsce, po krakowskiej, lwowskiej i lubelskiej. Pewne wiadomości o Żydach w grodzie Przemysła, mamy z drugiej połowy XIV wieku. Pierwsza wzmianka o poznańskiej synagodze pochodzi z 1367 roku, natomiast pierwszy znany nam rabin – Pechno, pełnił swój urząd w latach 1389 – 93. Przyjęło się uważać, że rozwój gminy właśnie w XIV wieku wiązał się z przybyciem do Poznaniu uciekinierów przed pogromami w Europie Zachodniej i w Czechach, choć pierwsi Żydzi osiedlili się prawdopodobnie w Poznaniu po lokacji w połowie XIII wieku. Wojny, głód, wielka epidemia „czarnej śmierci” z lat 1348 – 50 i wszelkie inne zawirowania „jesieni średniowiecza” w Europie, sprzyjały oskarżeniu Żydów o wszystkie, nawet najbardziej nieprawdopodobne rzeczy, jak zatruwanie studni, zabijanie chrześcijańskich niemowląt, czy profanacje hostii. Gdyby była to prawda, oznaczałoby to, że Żydzi są całkowicie pozbawieni instynktu samozachowawczego, a w to raczej trudno uwierzyć. Ludność wyznania mojżeszowego była po prostu dyżurnym kozłem ofiarnym. Ale wróćmy do Poznania. Tu też zdarzały się pogromy, głównie w latach: 1399, 1434, 1447 i 1464 i miały one różne przyczyny, przede wszystkim ekonomiczne. Po prostu mieszczanie poznańscy chcieli zlikwidować konkurencję ze strony żydowskich kupców i rzemieślników, a wielu z nich było zadłużonych u żydowskich lichwiarzy. Postanowiłem odwiedzić tutejszą synagogę i porozmawiać z czcigodnym rabinem Mojżeszem ben Izaakiem ha-Lewi Minzem.
Rabi Mojżesz pełnił tę funkcję w latach 1474 – 1508, sam będąc uciekinierem z Niemiec, gdzie wcześniej pełnił funkcję rabina w Moguncji, Landau i w Bambergu. Był więc już sędziwym i doświadczonym życiowo rabinem. Jego największym zasługą było założenie znakomitej szkoły talmudycznej Lamdej Posna, znanej w całej Europie.
Kupiec, pocz. XVI w
Mojżesz ben Izaak ha-Lewi Minz: O cóż to przybyszu chcecie się ode mnie, starego Żyda dowiedzieć? Ja już życiem sterany, nieraz śmierci uniknąłem, kiedy to braci naszych zabijali za to, że wiarę naszą starą wyznawamy. Tu w Poznaniu, chwalić Boga, lud nasz w pokoju żyje, Torę i Talmud możem studiować, prawa nasze zachowywać i święta obchodzić. Król w opiece nas ma, trybunałom miejskim nie podlegamy, sami siebie sądzimy podług prawa przez Mojżesza i proroków ustanowionych, a w sprawach, które prawu bożemu nie podlegają, pan starosta nas sądzi. W kraju tym Żydzi spokojnie żyć mogą, nie to co w inszych stronach. Z Hiszpanii Żydów królowa Izabella i król Ferdynand wyrzucili, takoż z Francji i Anglii przed wiekami. W Niemczech pogromy się zdarzają, a tu kraj Żydom przyjazny. W języku naszym Polska znaczy „tutaj spocznij”, toteż spokojnie tu żyjemy. Szkołę za pozwoleństwem gminy naszej założyłem, w której młódź nasza może Talmud i inne święte księgi studiować, a później niektórzy z nich w świat pójdą i wśród braci prawo nasze święte i Słowo Boże objaśniać będą, a i do Poznania niemało młodych Żydów przybywa po naukę, dzięki temu mamy wieści o smutnym położeniu braci naszych w innych krajach, przeto raz jeszcze powiem, Bogu dziękujmy, co w kraju tym spokój mamy. Wybaczcie panie, ale więcej czasu poświęcić wam nie mogę, bo do szkoły swojej iść muszę, boć zaraz uczniowie przyjdą, nad Świętą Księgą pochylać się i wiedzę z niej czerpać jako ze studni bezdennej. Żegnajcie panie i niech Bóg was prowadzi.
Czcigodny burmistrz Jan Grodzicki
Po obejrzeniu dzielnicy żydowskiej, udałem się do serca miasta – ratusza. Urzędującym burmistrzem był wówczas Jan Grodzicki. Burmistrz wraz z radą miejską, wójt z ławnikami i przedstawiciele wszystkich cechów tworzyli tzw. „trzy porządki miejskie”. Od kilkudziesięciu lat czołowe patrycjuszowskie rody kupieckie dążyły do przejęcia pełnej władzy w mieście i stworzenia ustroju oligarchicznego, ale za każdym razem „pospólstwo”, czyli trzeci porządek miejski (starsi cechów grupujących rzemieślników) przeciwstawiali się tym zapędom, wszczynając tumulty. Ostatecznie patrycjat uzyska w 1504 roku od króla Aleksandra Jagiellończyka przywilej, na mocy którego wprowadzono funkcje dożywotnich rajców. Nie na długo jednak, gdyż już w 1518 roku, król Zygmunt Stary cofnął ten przywilej. Rodzina Grodzickich wywodziła się z Grodziska i była szlacheckiego pochodzenia, ale później szlachectwo one utraciła. Odzyskali je dopiero potomkowie Jana na początku XVII wieku. Nasz kolejny rozmówca – burmistrz Jan Grodzicki był bogatym i wpływowym kupcem, przez szereg lat zasiadał w radzie miejskiej, a wcześniej był ławnikiem. Jako kupiec handlował lnem, pierzem, futrami i suknem, a zasięg jego interesów obejmował m.in.: Norymbergę, Berlin, Lipsk i Frankfurt za zachodzie, Gdańsk na północy, Wrocław na południu, a Wilno, Warszawę i Lublin na wschodzie. Ponadto Grodzicki znany był z pożyczania sporych sum innym kupcom, pełnił funkcję ekonoma kościoła farnego i często występował jako mediator w sporach między mieszczanami. Miał trzech synów, z których najstarszy Andrzej zostanie w przyszłości lekarzem i kanonikiem gnieźnieńskim i poznańskim, a jego wizerunek znamy ze spiżowej płyty nagrobnej, jednej z pięciu ocalałych, znajdujących się w poznańskiej katedrze. Inny syn Jana, również Jan, w przyszłości poprowadzi interesy rodzinne i pójdzie w ślady ojca, zasiadając w radzie i pełniąc wielokrotnie urząd burmistrza. Warto jeszcze na zakończenie dodać, że córka Jana Jadwiga, wyszła za mąż za Błażeja Winklera, najwybitniejszego poznańskiego pisarza i kronikarza miejskiego.
Kamienica Grodzickich przy Startym Rynku
Jan Grodzicki: Witajcie panie! Doszło już do mnie, że w mieście przebywacie, że rozpytujecie się i oglądacie znamienity nasz gród. Mówią, że u pana starosty byliście, takoż i u księdza rektora, a nawet młodego pana Łukasza z Górki. Rad jestem, że i do mnie zaszliście. Może piwa zacnego? Siadajcie przeto i pytajcie o co chcecie. Roboty mam dużo i od rana do nocy sprawami miasta trudzę się, niełatwo urząd ten pełnić, wierzajcie mi. Stosy pergaminów czytać i podpisywać trza, a to testamenta obywateli zatwierdzać i świadczyć potem o ich prawdziwości przed trybunałami, a to wyzwolenie czeladników na mistrzów stwierdzać, statuta cechów takoż. Wyroki ławy i trybunału miejskiego bez podpisu burmistrza nieważne są, a zapisy na kościoły przede mną mieszczanie wykonywać muszą, a to spory pomiędzy nimi rozstrzygać, a to na sejmy i do króla deputatów wysyłać i czuwać, czy biskup, kapituła, lubo szlachta przeciw interesom kupców naszych a rzemieślników działać nie zechcieli, a tu pospólstwo jeszcze większej władzy domaga się, choć wielu z nich nawet pisać i czytać nie potrafi. Każdy pergamin, któren pisarz w kancelaryi nagotuje, bez mego podpisu nieważnym jest. Bywałem ja w świecie, jako i wielu panów rajców i powiadam wam panie, nad miastem nie pospólstwo, a rajcy ze znamienitych rodów władzę mieć powinni, jako w miastach italskich. Mieszka u nas kilku Italczyków, samem kupcowi z Genui nazwiskiem Promontorio, któren osiadł był w Poznaniu, 1419 dukatów pożyczyłem. Na Chwaliszewie znajdziesz panie nawet Wenecjan, przeto sami oni prawili, co z Genui i Wenecji rody zacne rządzą, nie zaś pospólstwo i sami wiecie, jakie to bogate a silne miasta. Jużeśmy u króla jegomości o wydanie przywileju prosimy, wszak Poznań do królów należy, aleć bez skutku. Potajemnie to robim, boć tu o tumult łatwo. Mnie się zdaje, że miasto ono na beczce progu posadzony i lada chwile wybuchnąć może. Trzeba zatem rzeczy wszystkie pomału, a cicho sposobić. Bogu dziękować, na brak powodzenia w handlu narzekać nie mogę, wszak interesa moje dobrze stoją. Len wysyłam do Norymbergii, sukno do Wrocławia, a puch na wschód. Kamienica moja okazała jest, a gości zawsze w niej pełno. A to jedni o protekcyję proszą, a to inni donosić na tych pierwszych byliby radzi, a to wreszcie o inne rzeczy proszą, wszak spokoju nawet w niedzielę nie mam. Niełatwo być burmistrzem Poznaniu. Bywajcie zatem panie, a zajdźcie jeszcze do pana biskupa naszego i pokłońcie się ode mnie. Żegnajcie!
Jan Lubrański – biskup, dyplomata, uczony
Idąc za radą burmistrza Grodzickiego, postanowiłem odwiedzić Ostrów Tumski i spotkać się z biskupem Janem Lubrańskim, który został powołany na kierownika poznańskiego Kościoła dwa lata wcześniej, po śmierci biskupa Uriela Górki. Ród Lubrańskich herbu Godziemba, którego gniazdem rodzinnym był kujawski Lubraniec, na przełomie XV i XVI wieku przeżywał swoje „5 minut”. Stryj Jana – Grzegorz był podkanclerzym koronnym, on też „załatwił” bratankowi posadę w kancelarii królewskiej. Bernard, brat Jana, jako kanonik poznański walnie przyczynił się do objęcia biskupstwa poznańskiego przez brata. Drugi brat naszego biskupa – Mikołaj, zwany Gardziną, był najpierw wojewodą kaliskim, a później poznańskim. Jan, absolwent Akademii Krakowskiej i uniwersytetów w Bolonii i Rzymie, zwrócił na siebie uwagę Kazimierza Jagiellończyka, a później Jana Olbrachta, pracując w kancelarii królewskiej. Za panowania Zygmunta Starego, już jako biskup poznański, odbył szereg podróży dyplomatycznych. Jego największą zasługą dla Poznania, było oczywiście ufundowanie słynnej Akademii w 1518 roku, będącej najnowocześniejszą humanistyczną uczelnią w Polsce, choć formalnie szkołą wyższą nie była. Prócz tego biskup ufundował psałterię, przeprowadził remont katedry, otoczył Ostrów Tumski nowym murem, a także zadbał o swoje gniazdo rodowe, Lubraniec, poprzez wyjednanie u Zygmunta Starego prawa miejskie dla niego. Długo można by wymieniać jego zasługi, najlepiej po prostu oddajmy głos temu czterdziestoczteroletniemu biskupowi.
Herb Lubrańskich - Godziemba na murach Psałterii.
Biskup Jan Lubrański: Witam was panie na naszej tumskiej wyspie. Już dwa lata, jakem z łaski ojca świętego i miłościwego króla przybył do tej katedry i zamieszkałem w owym pałacu. Pierwej miałem objąć katedrę płocką, ale po śmierci czcigodnego Uriela z Górki, to w Poznaniu król nasz rad by mnie widział, takoż i tu Kościołowi i królowi służę. Poznań jest miastem pięknym, a lud tutejszy pobożny, ale też wiele tu zrobić potrzeba. Popatrzcie panie, drogi koło katedry w błocie toną, mury stare już i w niwecz gotowe się obrócić, nim wróg jakowyś podejdzie pod nie, przeto trza na nowo mury wokół wyspy postawić, a drogi – wybrukować. Pałac też od lat wielu takoż nie naprawiany był, a i sam kościół odnowić potrzeba. Ale skąd na to pieniądze brać, kiedy nawet moi skarbnicy i kanclerz nie wie, ile biskupstwo poznański majątku posiada. Ile wsi, miast, łanów i młynów? Tego, co królowie i możni nam podarowali, wiele bezprawnie wydarto. Potrzeba więc najpierwsza jest, księgi uposażenia na nowo sporządzić i majątek biskupi powiększać a uporządkować. Chcę ja wsiom biskupim: Ciążeniowi i Dolskowi prawa miejskie nadać, a i mój rodowy Lubraniec takoż winen miastem się stać. Wiele miast znamienitych w życiu widziałem, przeto i po sobie chcę godną siedzibę biskupią zostawić, a i kościół katedralny upiększyć potrzeba. Szkoła przy katedrze naszej dobra jest, aleć nowe czasy idą i kandydaci to stanu duchownego, a i świeccy młodzieńcy nowych nauk winni zażywać, jako w Italii jest. Przeto alboć szkołę katedralną zmienić potrzeba, alboć nową założyć i uczonych mężów z Italii, Niemiec i Francji sprowadzić, ale na to czas jeszcze. Pierwej nam trza majątek nasz zlustrować, aby wiedzieć ile w skarbcu jest, a ile ziemi do nas należy. Obawiam się jeno, że nie za często przebywać tu będę, po pewnie w poselstwach król mnie wysyłać będzie, ano, taka już dola biskupów, że my nie tylko Kościołowi, ale i królowi i ojczyźnie służym. Aleć, że piąty krzyżyk już mi idzie, przeto czekać nie ma na co i szybko trza zamysły moje realizować, aby potomni pamiętali kto był Jan z Lubrańca, a i zasług dla Nieba nigdy za mało. Bywajcie panie i niech Bóg ma nad wami pieczę.
Przychodzi nam już pożegnać się z Poznaniem, ale nie na długo przecież. Nie raz jeszcze wsiądziemy do wehikułu czasu i przeniesiemy się w przeszłość grodu Przemysła.
Kilka słów wyjaśnienia
Z siedmiu przedstawionych w obu częściach osób, aż pięć, to postacie historyczne. Służka Anusia i rektor szkoły Marii Magdaleny, ks. Tomasz z Nowego Szczecina, to postacie fikcyjne, aczkolwiek nie do końca są produktem wyobraźni autora. Biografia Anusi nie odbiega zasadniczo od życiorysu innych służących tego czasu, choć los Anusi wydaje się być dla łaskawszy, od losu innych służek, które były zdane na łaskę i niełaskę swoich panów. Co do księdza Tomasza, to jego kariera była typową dla intelektualistów, wywodzących się z duchowieństwa: studia uniwersyteckie za granicą, potem godność kanonika i stanowisko rektora. Gdyby miał jeszcze staż w kancelarii królewskiej i dobre koneksje, kto wie, ile drzwi stałoby przed nim otworem? Co do postaci historycznych opisanych w tekście, to starałem się trzymać faktów, choć jest mały problem z burmistrzem Grodzickim. Otóż, w źródłach brak informacji o tym, kto w 1500 roku pełnił funkcję burmistrza poznańskiego. Znamy nazwiska rajców, ale nie burmistrza, natomiast Jan Grodzicki był burmistrzem w 1499 roku, niewykluczone więc, że mógł być nim i rok później.
Mam nadzieję, że obecna wyprawa wehikułem czasu spodobała się państwu i poczuliście atmosferę roku 1500.