CHWAŁA ZWYCIĘZCOM!
27 grudnia 1918 roku w Poznaniu miały miejsce wydarzenia, które zmieniły historię całego regionu. Wybuchło powstanie wielkopolskie, które jednak wbrew późniejszej legendzie, nie było jedynym zwycięskim powstaniem w historii Polski. Sytuacja w Wielkopolsce była już w tym czasie tak napięta, że przypominała przysłowiową beczkę prochu. Iskrą na ten proch był przyjazd do Poznania Ignacego Paderewskiego, a właściwie reakcja miejscowych Niemców na wizytę tego wielkiego pianisty.
Od listopada 1918 roku Wielkopolanie żyli nadzieją na rychłe odzyskanie niepodległości i połączenie z odradzającą się Polską. Nadzieje te z dnia na dzień stawały się coraz większe do tego stopnia, że marsz ku wolności wydawał się już nieunikniony. Okazją do wielkiej manifestacji patriotycznej, były obrady Sejmu Dzielnicowego od 3 do 5 grudnia 1918 roku. Miejscowi Niemcy mieli inne zdanie na temat przynależności państwowej Poznania, ale rozprężenie, jakie nastąpiło po przegranej „Wielkiej Wojnie” i utrata wiary w możliwości własnej armii i administracji, doprowadziła wielu z nich do wyjazdu ze stolicy Wielkopolski. Ci jednak, którzy pozostali, zdecydowani byli za wszelką cenę walczyć o niemieckość Poznania.
Poznań jak wiadomo, był twierdzą i miastem garnizonowym. Bezpośrednio przed wybuchem I wojny światowej, w mieście stacjonowało od 12 do 15 tys. żołnierzy, zgrupowanych w kilku pułkach. W koszarach między dzisiejszymi ulicami: Bukowską i Grunwaldzką, stacjonował 6. pułk grenadierów, przy ulicy Bukowskiej znajdowały się koszary 47. pułku piechoty. Koszary 46. pułku piechoty zlokalizowane były w reducie koszarowej Cytadeli, a 20. pułk artylerii stacjonował przy obecnej ul. Solnej, w pobliżu placu Działowego. Na Sołaczu znajdowały się koszary 5. pułku artylerii pieszej. Ponadto w Poznaniu stacjonował także oddział fortecznych karabinów maszynowych nr 6 przy ulicy Polnej, a jedynym pułkiem kawalerii w mieście, był 1. Królewski Pułk Strzelców Konnych, stacjonujący przy ul. Bukowskiej. Po wybuchu wojny, na front wyruszyła większość tutejszego garnizonu, a w mieście pozostały tylko oddziały zapasowe. Po wybuchu rewolucji w Niemczech w listopadzie 1918 roku, do miasta wróciły dawne oddziały garnizonowe, ale zdziesiątkowane, zmęczone i mające ochotę na wszystko, poza wojną. W niczym nie przypominały dawnych, dumnych żołnierzy, wyruszających przed czterema laty z pieśnią na ustach bić Francuzów, Anglików i Rosjan. Nie znaczy to jednak, że nie przedstawiali oni żadnej wartości bojowej i że można było ich lekceważyć. Wśród żołnierzy nie brakowało Polaków. Rządy niemieckie w Poznaniu wspierały też oddziały pospolitego ruszenia (Landsturm) i ponad 400 funkcjonariuszy policji. 15 listopada pruskie Ministerstwo Wojny wydało decyzję o tworzeniu ochotniczych oddziałów samoobrony tzw. „Heimatschutzu”, które oficjalnie miały strzec porządku w miastach garnizonowych, ale w rzeczywistości ich głównym zadaniem była obrona niemieckiego stanu posiadania w pruskich kresach wschodnich.
Wśród Polaków zdania co do działań, jakie należy podjąć, były podzielone. Komisariat Naczelnej Rady Ludowej formalnie opowiadał się za pokojowym rozwiązaniem i czekaniem na decyzję przyszłej konferencji pokojowej. Polska Organizacja Wojskowa zaboru pruskiego i duża część byłych polskich oficerów i żołnierzy, którzy zdezerterowali z armii niemieckiej, dążyła do zbrojnej walki z zaborcą. Komisariat NRL oficjalnie krytykował dążenia radykałów do zbrojnej konfrontacji, ale po cichu wspierał działania Tajnego Sztabu Wojskowego i legalnych organizacji, jakimi były: Straż Ludowa i Służba Straży i Bezpieczeństwa. SSiB miała składać się w połowie i Polaków i Niemców, ale w rzeczywistości nie dopuszczano do niej Niemców. Czołową rolę w tworzeniu polskich oddziałów wojskowych na wypadek powstania odegrali m. in.: Mieczysław Paluch, bracia Bohdan i Jerzy Hulewiczowie i Władysław Zakrzewski. Według przybliżonych szacunków, w Poznaniu krótko przed wybuchem powstania, polska siła zbrojna liczyła ok. 2 tys. ludzi. Nie zapominajmy jeszcze o Polakach służących w armii niemieckiej i oczekujących na demobilizację. Spodziewano się, że w razie wybuchu powstania, żołnierze ci zdezerterują i przyłączą się do powstańców. Ostatecznie, wobec rozwoju wydarzeń stało się jasne, że walka zbrojna jest nieunikniona. Komisariat NRL zaplanował wybuch powstania na połowę stycznia 1919 roku.
21 grudnia Komisariat NRL otrzymał depeszę z Lozanny, zapowiadającą przyjazd do Polski Ignacego Paderewskiego. Paderewski, pianista o międzynarodowej sławie, wykorzystywał swą popularność do działań na rzecz niepodległości Polski. W 1917 roku został przedstawicielem na Stany Zjednoczone paryskiego Komitetu Narodowego Polskiego, na czele którego stał Roman Dmowski. 22 grudnia informacja o przyjeździe Paderewskiego przedostała się do prasy, wywołując entuzjazm wśród ludności polskiej. Komisariat NRL podjął decyzję o zaproszeniu pianisty do złożenia wizyty w Poznaniu. 25 grudnia
Ignacy Paderewski wraz z żoną i członkami angielskiej misji wojskowej, przybył do Gdańska na pokładzie statku „Concorde”. W Gdańsku pianistę powitała delegacja NRL na czele z Wojciechem Korfantym. Paderewski przyjął zaproszenie poznaniaków i zdecydował o przyjeździe do stolicy Wielkopolski.
Władze pruskie starały się przeszkodzić tej podróży i na dworcu w Rogoźnie oficer niemiecki kpt. Reiche, złożył protest przeciw przyjazdowi Paderewskiego do Poznania. Nic to jednak nie dało, mistrz kontynuował podróż. Poznaniacy czekali z entuzjazmem na przyjazd pianisty. 26 grudnia, w drugi dzień świąt Bożego Narodzenia, o godzinie 21.10 pociąg z Paderewskim i jego otoczeniem wjechał na dworzec w Poznaniu.
Po przywitaniu przez przedstawicieli NRL, goście wsiedli do powozów. Konie szybko jednak wyprzęgnięto i powozy pociągnęli polscy żołnierze. Tłumy poznaniaków witały dostojnego gościa po drodze do hotelu Bazar. Niemcy wyłączyli latarnie, ale drogę oświetliło 3 tys. pochodni i lampki elektryczne, którymi udekorowane były domy na trasie przejazdu. Porządku pilnowali członkowie Straży Ludowej i Służby Straży i Bezpieczeństwa. Kiedy mistrz dotarł do Bazaru, owacje zgromadzonego tłumu trwały ponad 40 minut. Po powitaniu w Bazarze przez najważniejszych dygnitarzy polskich, na czele z nadburmistrzem Jarogniewem Drwęskim, wzruszony pianista wygłosił swe słynne przemówienie. Oto jego fragmenty: Co się w tej chwili w duszy mojej dzieje, każdy z Was odgadnie. Po tym, co przed chwilą przeżyłem słowo na ustach zamiera. Żyjemy w czasach, gdy każdy winien panować nad uczuciami. I ja opanować muszę wzruszenie, a że mówić winienem, więc mówię. Za to przyjęcie Wam tu i tym tłumom tam na ulicy serdecznie dziękuję. To, coście mnie zgotowali, nie do mojej odnosi się osoby. Jestem symbolem pewnej idei, tej samej, której służy Polski Komitet Narodowy. Jako delegat Komitetu Narodowego szczęśliwy jestem, żem znalazł dla niego takie uznanie. Jako członek, czuję się szczęśliwym, że dożyć mogę tej chwili, że mogę być symbolem. A dla człowieka to zaszczyt wielki, tym większy, że spotkał mnie tu na tej wiekopomnej, odwiecznej wielkopolskiej ziemi. O Was, coście nie dali się prześcignąć w spełnianiu obowiązków narodowych, w odpieraniu nacisku przemożnego, coście w pracy organizacyjnej i gospodarczej Polsce całej byli przykładem […].
Następnego dnia, w piątek 27 grudnia około południa, pod Bazarem zorganizowano manifestację grupy kilku tysięcy dzieci – uczniów poznańskich szkół. Wbrew często spotykanym opiniom, nie było ich 12 tysięcy i nie były to wyłącznie dzieci polskie. Wśród nich była też grupa małych Niemców, dla których Paderewski był po prostu światowej sławy artystą, a więc kimś takim, jak dzisiejsi celebryci. Dla Polaków pianista był przede wszystkim przedstawicielem rządu polskiego i działaczem na rzecz niepodległości Polski. Niemcy cenili i szanowali Paderewskiego jako pianistę i nie mieli nic przeciwko niemu, dopóki reprezentował wyłącznie siebie, a nie Polskę. Paderewski-polityk i działacz niepodległościowy, to dla ludności niemieckiej było już za dużo. Wypadki 27 grudnia dowiodły tego, że nie tyle przyjazd Paderewskiego był powodem wybuchu walk w mieście, a wkrótce z całej Wielkopolsce, co reakcja poznańskich Niemców na tę wizytę. Ale po kolei.
Po południu tego samego dnia, napięcie w mieście sięgnęło zenitu. Poznańscy Niemcy postanowili urządzić kontrdemonstrację, chcąc pokazać Paderewskiemu i przedstawicielom angielskiej misji wojskowej, że Poznań jest miastem niemieckim. Tym, co do reszty rozwścieczyło Niemców, a czemu trudno się zresztą dziwić, było oflagowanie miasta flagami państw ententy: USA, Francji i Wielkiej Brytanii. Pamiętajmy, że rozejm podpisano zaledwie półtora miesiąca wcześniej, a pył z pól bitewnych nie zdążył jeszcze opaść. Niemcy odebrali ten gest, jako prowokację Polaków. Wiece niemieckie odbyły się w kilku punktach miasta. Niemcy, zebrani na terenie ogrodu zoologicznego przy ulicy Zwierzynieckiej, wysłali delegację do dowództwa 6. pułku grenadierów, domagając się wyprowadzenia żołnierzy na ulicę. Dowódca pułku, major Grusdorf odrzucił tę prośbę, nie chcąc ryzykować walk ulicznych, ale zgodził się na udział pojedynczych żołnierzy. Część z nich poszła zapewne z bronią. Zresztą dowództwo V Korpusu Armijnego także nie wyraziło zgody na żadne demonstracje oddziałów wojskowych, zdając sobie sprawę, że może to wywołać rozruchy.
Pochód ruszył z Jeżyc w kierunku Bazaru, śpiewając po drodze Deutschland, Deutschland über alles i Wacht am Rhein, zrywając flagi państw koalicyjnych i demolując biura NRL przy ul. Św. Marcin, zakład krawiecki Czerwińskiego w pobliżu Teatru Polskiego, kawiarnię Góralskiego przy pl. Wolności i gmach polskiego Banku Związku Spółek Zarobkowych. Dało się też słyszeć strzały, oddawane na wiwat. Tłum, który liczył już ok. 2 tys. ludzi, zbliżał się do Bazaru. Polacy, obawiając się o bezpieczeństwo Paderewskiego, gotowi byli bronić go za wszelką cenę. Pod Bazar ściągnięto oddziały Straży Ludowej i Służby Straży i Bezpieczeństwa. Na polecenie policji pruskiej, żołnierze 20. pułku artylerii lekkiej wzmocnili załogę nieistniejącego już gmachu Prezydium Policji w zbiegu dzisiejszych ulic: 27 Grudnia i Franciszka Ratajczaka. Pomiędzy godzinami 16.00 i 17.00 padły pierwsze strzały. Do dziś nie wiadomo jednak kto pierwszy strzelił – Polacy czy Niemcy. Nigdy się już tego nie dowiemy. Pod Bazarem panował chaos.
Do legendy przeszedł atak Polaków na budynek Prezydium Policji i śmierć dwóch pierwszych Polaków, ofiar walk powstańczych: Franciszka Ratajczaka i Antoniego Andrzejewskiego. Niestety, atak na budynek Prezydium to tylko piękna legenda. Do żadnego szturmu nie doszło. Znany obraz Leona Prauzińskiego, to tylko wizja artysty, nie mająca nic wspólnego z rzeczywistością.
Około godziny 17.00 w pobliżu budynku Prezydium maszerował oddział SSiB i wówczas z okiem gmachu padła seria z karabiny maszynowego. Wywiązała się strzelanina, ale wkrótce nawiązano negocjacje i ok. 23.00 niemiecka załoga Prezydium wyszła z gmachu z bronią i wróciła do koszar, a budynek miała zająć mieszana grupa polsko-niemiecka. Podczas walk o Prezydium, ranny został Franciszek Ratajczak, górnik z Westfalii. Nie zginął na miejscu, jak głosi legenda, a zmarł po operacji w szpitalu wojskowym przy obecnej ulicy Libelta, pomiędzy 21.00 a 22.00. Do miana pierwszej ofiary „pretenduje” też uczeń ze Stęszewa, Antoni Andrzejewski, który także odniósł rany podczas strzelaniny przy Prezydium. Zmarł w tym samym szpitalu, co Ratajczak i przypuszczalnie w zbliżonym czasie, ale dokładnie nie wiadomo, bo jego akt zgonu nie zachował się. Kilka godzin wcześniej pod Boczkowem koło Ostrowa Wielkopolskiego, zginął w patrolu polski żołnierz Jan Mertka. Nieświadomie przekroczył on granicę polsko-niemiecką i w kilka lat po powstaniu, to jego część środowisk uznało za pierwszego powstańca. Mertka jednak zginął nijako przypadkiem i teza o tym, że to on był pierwszą ofiarą powstania, jest mocno naciągana.
27 grudnia Polacy zajęli jeszcze gmach arsenału przy Wielkich Garbarach, budynek poczty na Łazarzu i główny dworzec kolejowy. Jednocześnie rozbrojono kilkuset niemieckich żołnierzy, a ok. 22.00 przybył do Poznania stuosobowy oddział z Kórnika, dowodzony przez Stanisława Celichowskiego. Wysłano informacje do konspiratorów m.in. we Wrześni, w Gnieźnie, Jarocinie, Śremie, Środzie i Pleszewie, o rozpoczęciu walk w Poznaniu i wezwano do broni. Powstanie szybko rozlało się po Wielkopolsce, ale Poznań został wyzwolony dopiero 6 stycznia 1919 roku. Ostatnim punktem niemieckiego oporu w mieście było lotnisko Ławica.
Powstanie wybuchło właściwie spontanicznie. Od momentu przyjazdu Paderewskiego 26 grudnia, napięcie w miecie wzrastało. Nie brakowało prowokacji zarówno z jednej jak i z drugiej strony. Wokół 27 grudnia narosło wiele legend, ale jedno jest pewne – tego dnia wybuchło zwycięskie powstanie, które zdecydowało o przyłączeniu Wielkopolski do Rzeczpospolitej. Nie było to jednak jedyne zwycięskie powstanie z historii Polski, o czy należy pamiętać.
Źródło:
„Kurier Poznański”, 1918.12.28, R.13, nr 297, http://www.wbc.poznan.pl/dlibra/publication?id=32428&tab=3, [dostęp 20.12.2013].
W. Olszewski, Ł. Jastrząb, Lista strat Powstania Wielkopolskiego od 27 grudnia 1918 roku do 8 marca 1920, Koszalin2009, http://www.depot.ceon.pl/bitstream/handle/123456789/920/LSPW_WYDANIE_2_WERSJA%20KSIAZKOWA.pdf?sequence=1 [dostęp 19.12.2013].
B. Polak, Walki powstańcze w Poznaniu (27 XII – 6 I 1919), „Kronika Miasta Poznania”, nr 4 1986.
M. Rezler, Powstanie Wielkopolskie 1918 – 1919. Spojrzenie po 90 latach, Poznań 2008.
Z. Wroniak, Paderewski w Poznaniu, „Kronika Miasta Poznania”, nr 4, 1959.