GWIAZDOR, MAKIEŁKI I HERODY, CZYLI WIELKOPOLSKIE TRADYCJE BOŻONARODZENIOWE
Święta Bożego Narodzenia, zwane też „Gwiazdką", już za pasem. Śniegu co prawda nie widać, ale liczne światełka rozświetlające ulice i place, oraz „Betlejem Poznańskie" i choinka na Starym Rynku przypominają o nadchodzących Świętach. Z tej okazji postanowiłem napisać coś niecoś o ludowych tradycjach wielkopolskich, związanych ze świętami Bożego Narodzenia. Tekst ten będzie miał raczej charakter etnograficznych, niż historyczny.
Gody i Gwiazdka
W Wielkopolsce święta Bożego Narodzenia zwano „Godami”, lub „Gwiazdką”. O ile nazwa Gody praktycznie już zanikła, to Gwiazdka jest dalej powszechnie używana, nawet poza granicami Wielkopolski. „Gody” w języku staropolskim oznaczały okres świąteczny i czas zabaw. W języku literackim określenie to występowało do XVIII wieku. „Godami” nazywano cały okres świąt, od Wigilii do święta Trzech Króli. Stopniowo słowo to przejęła tradycja ludowa i występowało ono dość powszechnie na wsiach wielkopolskich, ale obecnie nieliczni już starsi mieszkańcy naszego regionu posługują się tą nazwą. Dzisiaj terminu „gody” używa się najczęściej w odniesieniu do kolejnej rocznicy zawarcia związku małżeńskiego, na przykład srebrne czy złote gody.
Nazwa „Gwiazdka”, jak już wspomniałem, jest powszechnie używana i odnosi się tylko do samych świąt Bożego Narodzenia. Trudno jest znaleźć etymologię tego określenia. Prawdopodobnie nawiązuje ona do zwyczaju zasiadania do wieczerzy wigilijnej z chwilą ukazania się pierwszej gwiazdy na niebie.
Jaka Wigilia, taki cały rok
Dawniej, a częściowo i dzisiaj, wierzy się, że to co zdarzy się w dzień 24 grudnia, będzie rzutowało na cały rok. Wróżby wigilijne mają raczej pogański, niż chrześcijański rodowód. Nie przypadkiem bowiem obchodzimy pamiątkę narodzin Chrystusa w noc przesilenia zimowego, która była szczególnym wydarzeniem dla większości kultur i ludów. Rzymianie obchodzili dzień 25 grudnia jako święto Narodzin Słońca Niezwyciężonego, kiedy to słońce pokonuje noc i dni stają się coraz dłuższe. Chrześcijanie przejęli to święto, tłumacząc, że narodzenie się Chrystusa było tą właśnie światłością, która pokonała ciemność.
Po dziś dzień ludzie uważają, że kto pokłóci w Wigilię, ten będzie skłócony przez cały rok. Mieszkańcy wsi powszechnie przewidywali pogodę na cały rok 24 grudnia. Jeśli w Wigilię świeciły gwiazdy, oznaczało to, że rok będzie urodzajny i dostatni. Jeśli zaś w dzień ten będzie sucho, to przez cały rok będzie zbyt dużo opadów. Jeżeli pierwszy dzień świąt przypadał w niedzielę, to cały rok będzie słoneczny i pogodny. Jeśli zaś Boże Narodzenie przypadało w piątek, to przeciwnie, rok miał być pochmurny, a jeśli na przykład w czwartek – gwarantowało to wysokie plony zbóż. Kiedy pierwszą osobą spotkaną na ulicy będzie kobieta, wówczas cały rok będzie pasmem nieszczęść i chorób (przepraszam wszystkie Panie). Wróżono także z sianka, umieszczanego pod obrusem w czasie wieczerzy wigilijnej. Kto wyciągnął dłuższe źdźbło, ten miał przed sobą jeszcze długie życie. Kto jednak nie miał tyle szczęścia i wyciągnął krótkie, niech lepiej pisze testament. Takich wróżb było oczywiście wiele, ale nie miejsce tu na opisywanie wszystkich.
Co z tą choinką?
Zwyczaj przynoszenia do domu i ubierania choinka, czyli drzewka świerku lub jodły, pochodzi z XVI wieku i narodził się wśród niemieckich protestantów. Ponoć wielkim miłośnikiem i propagatorem tej nowej, jak na tamte czasy tradycji, był sam Marcin Luter. Zwyczaj ten powoli rozprzestrzeniał się po całej Europie, a na przełomie XVIII i XIX wieku dotarł do Polski, przyniesiony przez niemieckich osadników. W Wielkopolsce tradycja przyozdabiania choinki przyjmowała się w środowiskach bardziej otwartych na kulturowe nowości, czyli wśród szlachty i mieszczan. Nie przeszkadzał temu fakt, że choinka mogła kojarzyć się z pruskim zaborcą. Chłopi, niechętni wobec wszelkich „nowinek”, długo nie uznawali tego obyczaju. Tak naprawdę, dopiero w okresie dwudziestolecia międzywojennego choinki zapanowały wszędzie, również w chłopskich chatach. Z pewnością przyczyniła się do tego akceptacja Kościoła katolickiego dla choinek, w których duchowni widzieli symbol rajskiego drzewa poznania dobrego i złego, a z którego Adam i Ewa skosztowali owoców, co doprowadziło do ich wygnania z Raju. Drzewka przyozdabiano najczęściej orzechami, jabłkami, piernikami, cukierkami, ozdobami z kolorowego papieru, a w końcu także zapalano na jego gałęziach świeczki.
Zwierzęta mówiące ludzkim głosem
Dawnej wierzono, że w noc wigilijną zwierzęta gospodarskie mówiły ludzkim głosem. Dotyczy to jednak tylko tych zwierząt, które według tradycji były przy narodzeniu Chrystusa w stajence, a więc krów, kóz i owiec. W nagrodę Bóg sprawił, że w noc wigilijna zwierzęta te mówią. Legenda o tym niecodziennym zachowaniu zwierząt znana była jednak tylko w niektórych rejonach Wielkopolski, choć jest to bardzo stary zwyczaj. Bardziej znana jest tradycja karmienia zwierząt domowych resztkami ze stołu wigilijnego, a nawet dzielenia się z nimi opłatkiem. Ponoć zwyczaj ten tępili kaznodzieje już przynajmniej od XV wieku, jako przejaw pogaństwa. Wróćmy jednak do naszych gadających zwierząt. Każdy, kto sądziłby, że usłyszeć mowę zwierząt jest przywilejem, ten jest w błędzie. Według ludowych wierzeń, każdy, kto usłyszy w Wigilię mowę zwierząt, ten szybko umrze. Nie była to jak widać dobra wróżba. Niech tam sobie zwierzęta rozmawiają ze sobą ludzkim głosem, my lepiej trzymajmy się od nich w tę noc daleko.
Pora zasiąść do Wigilii
Wieczerza wigilijna to najważniejszy i najprzyjemniejszy moment świąt Bożego Narodzenia. Samo słowo wigilia pochodzi od łacińskiego vigiliae i oznacza „czuwanie nocne”, związane ze zmianami straży nocnej. Określenie to zostało przejęte przez chrześcijan w znaczeniu nocnego czuwania modlitewnego, bądź wieczornego nabożeństwa.
Wigilia na wielkopolskiej wsi, podobnie zresztą jak w całej Polsce, rozpoczyna się wraz z ukazaniem się pierwszej gwiazdki na niebie. Jest to związane z tajemniczą gwiazdą, wskazującą trzem Mędrcom drogę do Betlejem. Problem pojawiał się wtedy, gdy niebo było pochmurne, wtedy siadano do Wigilii tuż po zmroku.
Wieczerza rozpoczyna się dzieleniem opłatkiem. Jest to bardzo stara i rygorystycznie przestrzegana tradycja. Gospodarz dzieli się opłatkiem z domownikami, życząc mi zdrowia i spotkania w tym samym gronie, przy tym samym stole w przyszłym roku. Zwyczaj dzielenia się opłatkiem nawiązuje do łamania się chlebem obrzędowym u Żydów i starochrześcijańskiej tradycji składania na ołtarzu chlebów ofiarnych. Samo słowo opłatek pochodzi od łacińskiego oblatum, co znaczy „dar ofiarny”.
Wielkopolskie potrawy wigilijne
To, co obecnie jada się w większości wielkopolskich domów na Wigilię, ma dość krótką tradycję sięgającą zaledwie... okresu międzywojennego i lat powojennych. Niektóre potrawy mają oczywiście starsze pochodzenie lub z czasem uległy modyfikacji. To, co stanowiło wigilijne menu w dziewiętnastowiecznej Wielkopolsce, nie przypadłoby nam chyba dziś do gustu. Tradycyjnie podawało się siedem, dziewięć lub dwanaście potraw, najczęściej jednak dziewięć, także u szlachty. Oddaję jednak głos ojcu polskiej etnografii, Oskarowi Kolbergowi, który wielkopolskim potrawom wigilijnym poświęcił sporo uwagi. Dodam, że notatki Kolberga dotyczą połowy XIX wieku. Zwykłemi potrawami corocznie przynajmniej w liczbie 9, w stanie wyższym używanemi są: zupa migdałowa, kluseczki z sosem, karp na szaro, szczupak z szafranem, andróty z makiem albo kluski z miodem i makiem, suszone gruszki i śliwki gotowane, grzybki na sucho na oleju smażone, groch biały i karaski w oleju tretowane (smażone) z kapustą. Lud wiejski kontentuje się „siemieniuchą”, to jest zupą z siemienia konopnego, kaszą jaglaną, kapustą z grzybkami, grzybami w oleju smażonemi i kluskami z makiem. W innym miejscu pisał: Kolacyją się je, jak gwiazda na niebie się pokaże. Dają na stół dziewięć potraw. Są niemi: polewka z maku, groch polny kraszony olejem, kapusta kraszona olejem, grzyby suszone z olejem, śledź czasem smażony w oleju, kluski z jagłami, kluski słodkie z makiem, gruszki suszone i jabłka. Bogatsi nadto jedzą ryby.
Potrawami charakterystycznymi dla Wielkopolski była polewka z nasion konopi (siemieniucha), kluski z makiem, śledzie z ziemniakami, różne rodzaje kasz, polewka z maku (makówka), suszone grzyby smażone w oleju, kluski z makiem, kapusta z grzybami, a także słynne makiełki, którym trzeba poświęcić więcej uwagi. Makiełki znane są właściwie tylko w Wielkopolsce, ale podaje się je inaczej w zależności od regionu. W jednej części Wielkopolski robi się je poprzez pokrojenie bułki pszennej i namoczenie jej w mleku, a następnie dodanie maku, miodu lub cukru i rodzynek. Gdzie indziej zaś, zamiast w mleku, moczy się ją w wodzie. W innych regionach ziemi wielkopolskiej, makiełkami zwie się po prostu kluski z makiem. Na deser jadało się owoce, głownie jabłka, orzechy, kompot z suszonych owoców i ciastka, jak: makowiec, struclę, czy pierniki. Zadziwiające jest, że ryby (szczupaki czy karpie) jadało się tylko w bogatszych domach. Biedniejsi gospodarze nie jadali ryb, bo były one za drogie, co najwyżej jedyną rybą zjadaną w Wigilię były śledź.
W okresie międzywojennym coraz częściej na stołach zaczęły pojawiać się smażone ryby, barszcz z buraków i zupa grzybowa. Nowością był ryż, podawany z śliwkami, rodzynkami i cynamonem. W okresie powojennym nastąpiły duże zmiany w wigilijnym menu i pewne ujednolicenie zestawu potraw wigilijnych. Było to spowodowane migracją i przesiedleniami dużych grup ludności, co spowodowało wzajemne przenikanie się tradycji. Pojawiły się wówczas potrawy, które je się do dzisiaj podczas Wigilii, przede wszystkim zupy: barszcz, grzybowa i rybna, smażona ryba (głównie karp). Na deser zaś powszechnie w Wielkopolsce podaje się makowiec. Na wielkopolskich stołach dalej pozostały: śledzie, kapusta z grzybami, makiełki przyrządzane na różne sposoby, czy kompot z suszonych owoców. Zniknęła za to polewka z siemienia konopnego, lnianego i maku. Prawie nigdzie nie je się kaszy i tylko gdzieniegdzie występuje nadal groch, najczęściej z kapustą.
Święty Mikołaj czy Gwiazdor?
Przechodzimy teraz do omówienia zwyczaju najbardziej związanego z Wielkopolską i tradycyjnie tylko z nią utożsamianego, mianowicie przynoszenia dzieciom po wieczerzy wigilijnej prezentów lub rózeg przez nijakiego Gwiazdora. W pozostałych regionach Polski i prawie na całym świecie, do dzieci przychodzi Święty Mikołaj. Kim jest więc owa tajemnicza postać?
Należy na wstępie wyjaśnić kilka spornych kwestii. Po pierwsze, Gwiazdor nie ma nic wspólnego ze Św. Mikołajem. Święty Mikołaj owszem, przychodzi do wielkopolskich dzieci z prezentami, ale robi to w dniu swojego święta, czyli 6 grudnia. Przyznam, że od dziecka byłym przekonany, że Gwiazdor to po prostu wielkopolski św. Mikołaj. Nic bardziej mylnego. Po drugie, Gwiazdor nie został wymyślony przez władze Polski Ludowej, aby przyćmić chrześcijańskiego świętego i zastąpić go świecką postacią, tworząc tym samym „nową, świecką tradycję”, jak to miało miejsce w Związku Radzieckim, kiedy to św. Mikołaja zastąpił „Dziadek Mróz”. Gwiazdor funkcjonował w wielkopolskiej tradycji na długo przed narodzinami Karola Marksa, że o Włodzimierzu Iliczu Uljanowie (lepiej jest znany jako Lenin) nie wspomnę. Skoro Kolberg pisał, że Gwiazdor jest mocno zakorzeniony w wielkopolskiej tradycji, to postać ta musiała narodzić się co najmniej w XVIII wieku, jeśli nie wcześniej.
Gwiazdor zresztą bardzo różni się od św. Mikołaja. Przede wszystkim sama nazwa łączy Gwiazdora z dawnymi kolędnikami. Gwiazdor to ten, który trzymał obracającą się, oświetloną gwiazdę z papieru. Kolędników czasem zwano „gwiazdorami”, tak przynajmniej utrzymywał Oskar Kolberg. Sam Kolberg tak opisuje Gwiazdora: Po wieczerzy we wigiliją Boż. Nar. chodzą po wsi „gwiazdory”, tj. parobcy przebrani w kożuch odwrócony włosem na wierzch, przepasani pasem skórzanym, czapka (kapturek) na głowie wywrócona barankiem do góry, twarz usmarowana sadzami, krótki bat w ręku. Każą dzieciom odmawiać pacierz; nie umiejących go biją, przenosząc z figlów bicie to i na dziewki. Przybycie swe głoszą brzękiem dzwonka. Gwiazd jednak żadnych nie noszą. Widać więc ogromną różnicę pomiędzy wielkopolskim Gwiazdorem, a znanym powszechnie św. Mikołajem. Obie postacie różnią się strojem i zachowaniem. Św. Mikołaj, do dobrotliwy staruszek, w czerwonym płaszczu i czapce, z długą siwą brodą, rozdający wszystkim dzieciom prezenty i to wchodząc przez komin do domu. Lata saniami zaprzężonymi w renifery i mieszka w Laponii. Gwiazdor nie jest postacią nadprzyrodzoną. Jest to raczej osobnik dość surowy, którego dzieci się bały. Skłonny bywał raczej dawać baty za nieznajomość modlitw, niż prezenty. Z czasem jednak, prawdopodobnie już po II wojnie światowej, ludność przybyła do Wielkopolski ze Wschodu przyniosła wierzenia w Świętego Mikołaja, którego z czasem utożsamiono z naszym Gwiazdorem. W ten oto sposób Gwiazdor zyskał nowe atrybuty, nadprzyrodzoną moc i stał się znacznie bardziej łagodny, niż ten tradycyjny.
Herody, czyli wielkopolscy kolędnicy
Herody, to po prostu grupy kolędników, chodzący od domu do domu i odgrywający scenki związane z narodzeniem Chrystusa, pokłonem Trzech Króli, rzezią niewiniątek i porwaniem króla Heroda do piekła za prześladowanie Dzieciątka Jezus. Sama nazwa „herody” wywodzi się oczywiście od króla Judei, Heroda Wielkiego, który jest centralną postacią orszaków kolędniczych. Oprócz niego w skład takich orszaków wchodzili: diabeł, anioł, śmierć, Żyd, Turek, kominiarz, marszałek i żołnierz, czasem jeszcze baba, dziad i ksiądz. Orszaki herodów wędrowały, jak już wspomniałem, od wsi do wsi i odgrywały scenki, otrzymując za to poczęstunek, lub niewielkie sumy pieniędzy. Oczywiście kolędnicy znani są w całej Polsce, tym jednak co wyróżnia wielkopolskich herodów od innych kolędników, to brak postaci zwierząt. Próżno więc szukać wśród nich chociażby popularnego w innych regionach „turonia”.
Mam nadzieję, że choć w części przybliżyłem Państwu bogactwo wielkopolskich tradycji bożonarodzeniowych.
Źródło:
A. Brencz, Wielkopolski rok obrzędowy. Tradycja i zmiana, Poznań 2006.