POZNAŃ POTRZEBUJE LEWICOWO-SPOŁECZNEJ KOALICJI
Poznań potrzebuje zmian. Intensywniejszych, prospołecznych. Nowego, świeżego powiewu w Radzie Miasta, której konserwatyzm oraz zasiedzenie są powszechnie znane. Lewicowej wrażliwości na mieszkańca a przede wszystkim równoprawnego obywatela. Kompleksowego spojrzenia na miasto i rzeczywistość zamiast jedynie zbioru czasem sprzecznych interesów z różnych fyrtli. To może zapewnić Poznaniowi lewicowo-społeczna koalicja w przyszłorocznych wyborach samorządowych.
Ważne jest, by wszystkie strony schowały swoje osobiste animozje i ambicje głęboko w kąt. Po drugie konieczne jest porozumienie programowe wskazujące konkretne rozwiązania. Pomysłów mamy sporo, ale razem będzie je znacznie łatwiej zrealizować. Trzeba też zadać sobie wspólne pytanie o ocenę ostatnich trzech lat, bo wbrew niektórym tezom, Jacek Jaśkowiak ma niewiele wspólnego z lewicą. Choć niewątpliwie na wiele spraw Poznań otworzył.
Czy ktoś uważa, że tereny zielone w mieście znikają? Że brakuje miejsc pracy dla wykwalifikowanych albo z doświadczeniem? Że komunikacja miejska pozostaje niewydolna w pewnych miejscach? Że niektóre projekty (np. węzeł na Górczynie, albo Nowa Naramowicka) proponowanym kształcie zwiększą tylko ruch samochodowy i smog? Że bezpieczeństwo rowerzystów i pieszych jest równie ważne jak pasażerów kierowców i szersze chodniki, czy bezpieczne trasy są nam potrzebne? Że duże inwestycje nie rozwiążą wszystkich naszych problemów i potrzeba więcej pieniędzy na chodniki? Że w szkołach brakuje dobrej edukacji obywatelskiej, równościowej czy seksualnej? Że żłobków i przedszkoli powinno powstawać więcej? Że zatrzymanie młodych ludzi powinno być naszym najważniejszym celem? A oni potrzebują pracy, którą nie jest stanowisko magazyniera czy kasjerki oraz znacznie więcej dostępnych finansowo mieszkań bez konieczności brania kredytu. Że gentryfikacje trzeba hamować? Seniorom zapewniać bardzo dobrą opiekę zdrowotną niezależnie od miejsca zamieszkania? Że większość radnych miejskich reprezentuje interesy swoje i swoich partii a nie wyborców? Że majątek publiczny, należący do mieszkańców musi podlegać lepszej kontroli i nie zawsze trzeba go sprzedać? Czy więcej uwagi nie powinno się poświęcać i większą pomoc przekazywać małym i średnim firmom?
To tylko jedne z wielu pytań, które można sobie zadać po 3 latach rządów Prezydenta Jacka Jaśkowiaka i PO. W sferze symbolicznej stało się bardzo wiele i za udział w Marszu Równości trzeba być Prezydentowi wdzięcznym. To jednak sfera najbardziej medialna, ta którą dostrzegamy po lekturze gazety, czy obejrzeniu telewizji. Pozostaje jednak ogrom niewykonanej pracy. W sprawach, w których Prezydent składał deklaracje po poprzednich wyborach. To najlepiej widać z najniższego poziomu samorządowego – Rady Osiedla. Jako jej członek widzę jak bardzo piętrzone są przez niektórych urzędników problemy. Jak wiele się nie zmieniło. Duży wpływ ma na to niewywiązanie się z obietnic audytów. Brakuje ich zarówno w miejskich spółkach jak i jednostkach. Przykład? Współpraca z ZDM jest często tak samo uciążliwa jak za poprzedniej władzy. Rozwiązania „obce kulturowo” urzędnikom są odrzucane, ze szkodą dla mieszkańców. Miesiące tracimy na dogadywanie rozwiązań projektowych, przypominanie o konieczności rozpisania przetargu. Nie ma też z reguły szansy, by jedno rozwiązanie wprowadzić kompleksowo. Zresztą bywa tak, że pomysł realizowany na jednym osiedlu na innym zrealizowany być nie może. Brakuje kontroli, chęci współpracy, a być może po prostu kompetencji. I woli zmiany tego stanu rzeczy na wyższych poziomach administracji.
Jak wygląda rzeczywistość wobec obietnic przekonaliśmy się ostatnio przy okazji budżetu na trasy rowerowe. Mniej pieniędzy wydajemy na ten cel niż Warszawa, czy Kraków, choć po latach rządów Ryszarda Grobelnego jesteśmy mocno do tyłu. Za poprzedniego Prezydenta krytykowano przyjmowanie pięknych deklaracji i planów, potem przez nikogo nierealizowanych. Tak samo niestety wygląda w tej chwili poznański Program Rowerowy.
Są też jednak projekty trafione jak rozwijanie mieszkalnictwa komunalnego na skalę nieznaną za poprzedniej władzy. Czy takie pomysły jak mieszkania treningowe prowadzone z organizacjami pozarządowymi. Żaden z nich nie może jednak funkcjonować bez kompleksowego zarządzania miastem. Tego zaś brakuje – nieporozumienia między wydziałami, spory o kompetencje, lub zwyczajny brak współpracy, są niestety w pracy w Radzie Osiedla codziennością. I nie jest to problem przepisów. Jedynie ich interpretacji oraz dobrej woli. W końcu nie każdy kawałek miejskiego gruntu, na którym w tym momencie coś nie stoi jest wart tego, żeby go sprzedać. Budżet miasta to cyfry (Grobelnego złośliwie nazywano Księgowym), ale kryją się za nimi konkretne problemy społeczne i poziom jakości mieszkańców. Z perspektywy tabelki w Excelu wszystkie działki wokół nowych osiedli być może opłaca się sprzedać ale z perspektywy Mieszkańców (a więc nas, którzy miasto tworzymy) lepiej część terenu zachować na budowę parku, czy domu kultury. Dla Poznaniaków ma to znacznie większą wartość.
To wybrane problemy i kwestie, z którymi trzeba borykać się na co dzień w naszym mieście i które wymagają zmiany. Jest też perspektywa zwykłych mieszkańców. Przykładem jest niechęć do zmiany projektu przebudowy Kaponiery ze strony urzędu, która skończyła się niemal cotygodniowymi uciążliwościami. Raz coś kapie, kiedy indziej nie działają schody, wciąż też mniej wprawni obserwatorzy mogą się zgubić w niecodziennym układzie korytarzy i przejść, o bezpieczeństwie rowerzystów i uciążliwej długości przejazdu tramwajów nie wspominając.
Mamy też najniższe bezrobocie w kraju, ale zarazem wielu ludzi narzeka na jakość pracy – pensje mamy niższe niż w wielu największych miastach, np. Krakowie. Stąd fakt, że wielu moich znajomych szuka pracy w stolicy, czy Berlinie, a także Wrocławiu, Krakowie i Trójmieście.
Wymieniać problemów mógłbym sporo. Choć jest lepiej niż było cztery lata temu, to można zrobić znacznie więcej i sprawniej.
Dla mnie jest więc jasne, że lewicowo-społeczna koalicja jest tu jedyna szansą, by Poznań naprawdę ruszył z kopyta. Po 16 latach rządów Grobelnego nie mamy czasu na politykę małych kroków, jeśli chcemy być dumni z Poznania. Nie między sobą, bo to potrafimy, ale na zewnątrz. Poznańska lewica i społecznicy gwarantują uważne wysłuchanie mieszkańców, dialog, z którym niestety dziś jest problem (za dużo jest m.in. narracji PiS-antyPiS). Mogą też zaoferować doświadczenie we współpracy z mieszkańcami i urzędnikami z zewnątrz, tak potrzebne do zmiany. Oraz dodatkowo – doświadczenie zawodowe, ponieważ z pracy społecznej nie utrzymujemy naszych rodzin.
Zaś tylko wspólny start lewicy i społeczników zagwarantuje nam wszystkim miejsca w Radzie Miasta i poparcie społeczne. Dobrze pokazał to sondaż dla Gazety Wyborczej. Już w poprzednich wyborach samorządowych kandydaci społeczno-lewicowi mieli lepszy wynik sumarycznie niż kandydat PiS i porównywalny z Grobelnym. Współpraca jest konieczna, nawet jeśli po wyborach w Radzie Miasta każdy będzie szedł mniej lub bardziej swoją drogą. Jeśli wspólny start się nie uda to stracą przede wszystkim Poznaniacy.