PRZYSZŁOŚĆ UE – BEZ POLSKI?
Polska nie jest ani skutecznym przywódca Grupy Wyszehradzkiej ani tym bardziej nie jesteśmy poważnym partnerem Francji i Niemiec. Można się było sprzeczać o wiele punktów i idei ministra Radosława Sikorskiego, ale jednak za jego czasów nie staliśmy z boku i potrafiliśmy się zaangażować z własnymi pomysłami. Odgrywaliśmy istotną rolę w Unii Europejskiej. Potrafiliśmy tworzyć koalicje i negocjować.
Dziś nie ma o tym mowy. Sami siebie umieściliśmy na marginesie i nie zmieniają tego tajne spotkania Jarosława Kaczyńskiego z Angelą Merkel czy spotkania i zdjęcia z niemieckimi politykami parlamentarzystów PiS. Nasz głos nie jest słyszany a i my nie zabiegamy o to by był. Wywiady z prezesem Prawa i Sprawiedliwości w zagranicznych mediach często kończą się podkreśleniem jednej spektakularnie głupiej wypowiedzi. Taka rola mediów – to rozmówca musi się starać, by mówić jedynie mądre rzeczy. Minister Spraw Zagranicznych Witold Waszczykowski także od początku zamiast błysnąć wyleciał z obcymi kulturowo cyklistami i wegetarianami. Sprawił, że zapamiętano mu to bardziej niż cokolwiek trafnego. Z tego bagna, w które wciąga nas partia rządząca, nie wyciąga nas też Donald Tusk. Brakuje z jego strony konkretnej, mozolnej pracy.
W dyplomacji trzeba być sprawnym ptakiem umiejętnie korzystającym z wiatrów i prądów. Polskie władze zaś zachowują się jak głaz, którego siła grawitacja ciągnie w dół zbocza, na dno kanionu, z którego może już nie być ucieczki. W momencie Brexitu, kryzysu uchodźczego, wzrostu populizmu prawicowego i tendencji odśrodkowych niby mówimy, że chcemy zachowania Unii, z drugiej nasze propozycje i działania nijak mają się do tych deklaracji. Zachowujemy się raczej jak rozwydrzony bachor, który chce ciastko od kolegi z ławki, ale swoim się nie podzieli. Oczekujemy solidarności militarnej, w kwestiach NATO, przy sporach z Rosją, w polityce energetycznej i zarazem odmawiamy jej w sprawach uchodźców.
Kiedy Komisja Europejska przedstawiła rozwiązania Francja i Niemcy jasno określiły chęć kontynuacji integracji. Kto nie będzie chciał, ten nie musi jej kontynuować. Pierwsze rządy poszły za ich przykładem i podkreśliły, że nie mają zamiaru pozostawać w tyle – m.in. Rumunia, Bułgaria i Chorwacja. Dlaczego? Bo wiedzą, że są za słabe, by działać na uboczu. Nie skupiają się na wyimaginowanej narodowej dumie, na podkreślaniu krzywd i ich rzekomym naprawianiu. I nie mają nieuzasadnionego poczucia wielkości. Poprzedni rząd umiejętnie, choć z dużym trudem, powstrzymywał zabiegami dyplomatycznymi powstanie Europy wielu prędkości. Robił to skutecznie. Rząd PiS, który sprzeciwia się temu tylko rzuconym na wiatr słowem i nie zachowuje się jak poważny partner. Do tego zamiast aktywnie wskazywać Grupie Wyszehradzkiej rozwiązania dostosowujemy się do antyunijnej retoryki Węgier. Szantaż, który Grupa Wyszehradzka zaproponowała nie ma żadnego znaczenia dla przyszłości Unii. Czy możemy być traktowani poważnie, jeśli mówimy, że chcemy cofnąć integrację UE i zwiększyć uprawnienia parlamentów narodowych a zarazem sprzeciwiamy się pogłębionej integracji tych, którzy jej chcą? Trudno będzie się dziwić, że Francja czy Niemcy popukają się nam po głowie i powiedzą „jasne, wy się dezintegrujcie, macie prawo, ale my mamy takie samo się integrować”. To będzie naturalna kolej rzeczy.
Poprzedni rząd, jakkolwiek mój stosunek był do niego bardzo krytyczny wiedział, że Unię może zmieniać razem z Francją, Niemcami, czy Włochami i Hiszpanią bo to współpraca i Unia Europejska jako całość jest realną przeciwwagą dla Rosji, Chin czy USA. Stawianie się w opozycji do całego świata niczego nam nie daje. A tak niestety się dziś zachowujemy.
A może wcale tego współuczestnictwa nie chcemy? Sami sobie sterem i żeglarzem? Marzy nam się strategiczne partnerstwo z Zjednoczonym Królestwem, które wkrótce potem wychodzi z UE. Marzy nam się taki sojusz z USA, którego Prezydent neguje sens NATO i sprzeciwu wobec Rosji. Może i na arenie międzynarodowej tracimy, ale będąc coraz bardziej z boku wobec innych, polskie władze korzystają z tego braku zainteresowania i demontują sukcesywnie kraj w imię „sprawiedliwości dziejowej”. „Nasi” obsadzają publiczne spółki, „nasi” przejmują Trybunał Konstytucyjny itd… Jeśli tak, to jest to polityka bardzo krótkowzroczna. Bo trudno poważnie myśleć o przyszłości Polski w sojuszu jedynie z Grupą Wyszehradzką, czy poprzez budowanie Międzymorza (nikt jej poza nami nie traktuje zbyt poważnie). To może wystarczyć na pojedyncze głosowania w UE, ale nasza rola w świecie pozostanie marginalna i będziemy coraz łatwiejszym kąskiem dla silniejszych graczy sceny międzynarodowej. Czy tego chcemy dla Polski? Wstyd mi za polski rząd i jego premier z ich propozycją dla UE.