CZY POZNAŃ STAŁ SIĘ „STOLICĄ OBYWATELSKIEGO BUNTU”?
Skala lipcowych protestów, organizacja Kongresu Kobiet i Jacek Jaśkowiak – to mogą być filary, na których wyrośnie nowa polska stolica - Poznań. Dokładniej stolica obywatelskiego buntu. Tak przynajmniej uważa część liberalnej prasy.
„To tu w lipcu ze świec ułożono gigantyczny napis „veto”, który wykorzystano później na pocztówkach wysyłanych do prezydenta Andrzej Dudy. Teraz miasto wzięło na siebie organizację Kongresu Kobiet, który pierwszy raz w historii nie odbędzie się w Warszawie. Wcześniej Jacek Jaśkowiak jako pierwszy prezydent wziął udział w Marszu Równości, rozwieszając przy okazji na lampach w sercu miasta szereg tęczowych flag” – czytamy w artykule „Newsweeka”.
Artykuł opisuje sytuacje, w których Poznań wyraźnie staje przeciw rządowi. Warto przypomnieć, że Jacek Jaśkowiak coraz częściej pojawia się w mediach ogólnopolskich, gdzie nie szczędzi słów krytyki pod adresem PiS. Ale czy Poznań rzeczywiście staje się stolicą buntu?
Do takiego miana nie wystarczy sprzeciwiający się władzy prezydent. Takich ma przecież całkiem sporo polskich większych i mniejszych miast, m.in. Warszawa, Gdańsk czy Słupsk. Poznań ma coś więcej. Obywateli! Nie tylko mieszkańców, ale właśnie obywateli! Zdolnych do organizowania się, chcących się angażować, nie pozostających obojętnymi na to, co się dzieje wokół nich.
Poznań w Polsce często ma opinię, jak to celnie ujął Filip Bajon, „miasta zasłoniętych firanek”. Co więcej, miasta stwarzającego sztywne jak gorset pozory. A może właściwie powinien tutaj zostać użyty czas przeszły… „MIAŁ opinię takiego miasta”. Od razu brzmi to lepiej! W ostatnich miesiącach a nawet tygodniach, mieszkańcy swoimi gestami i jak to mawiają politycy PiS „spacerami” rozdarli te firanki i z otwartą przyłbicą przystąpili do walki o to, co ich zdaniem próbowano im odebrać.
Organizacja Kongresu Kobiet jest kolejnym wydarzeniem idącym pod prąd ideologii partii rządzącej. Podczas jego obrad na pewno padnie wiele słów i argumentów, które mówiąc delikatnie, nie będą należały do ulubionych światopoglądowych cytatów obecnej władzy.
I w końcu Jacek Jaśkowiak. Prezydent, który wyrasta na jednego z najmocniejszych samorządowych krytyków PiS. Prezydent Poznania w swoich wystąpieniach medialnych, podczas ogólnopolskich manifestacji oraz w zwykłych wypowiedziach nie unika konfrontacji z partią Jarosława Kaczyńskiego. Co więcej, uczestniczy w manifestacjach KOD i ku zdziwieniu wielu bierze udział w Paradach Równości. Jaśkowiak jest jednak tylko twarzą czegoś szerszego. Całego aktywnego ruchu obywatelskiego, który samodzielnie oczywiście nie jest w stanie zatrzymać PiS i jego reform, ale może skutecznie walczyć o miano, jak to napisał „Newsweek”, „stolicy obywatelskiego buntu”.
Być może hasło, które tak lubi Jacek Jaśkowiak – „Wolne Miasto Poznań” na stałe wrośnie w tkankę miasta. Jeśli tak się jednak stanie, to warto pamiętać, że nie będzie to zasługą koszulek i słów polityków, ale oddolnej i szczerej chęci działania samych obywateli miasta.
Bo miasto Poznań ma być, jak chcą publicyści, stolicą OBYWATELSKIEGO buntu a nie królestwem jednego polityka czy partii. Bo właśnie na tym polega nasza wyjątkowość i siła.
Pozostaje wierzyć, że taki obywatelski bunt nie pozwoli na kradzież swojego dorobku działaczom partyjnym. Bo wówczas mit miasta mocnego siłą obywateli runie, jak domek z kart, a w świadomości wielu znów wrócimy za swoje "firanki". Warto, żeby politycy również zdali sobie z tego sprawę. Ale czy to możliwe?