REFORMA WSTECZ
I stało się. Na początku tygodnia minister Anna Zalewska przedstawiła założenia do reformy edukacji autorstwa PiS. Reformy cofającej nas do mroków PRLu.
Myślenie w kategoriach przywrócenia dawnego porządku (np. społecznego) nazywa się w teoriach politycznych reakcjonizmem. Klasycznym przykładem jest powiedzenie, które pewnie wielu z nas słyszało, że "za komuny było lepiej". Obawiam się, że to stanowiło główny motyw zmian proponowanych przez Ministerstwo Edukacji Narodowej, czyli cofnięcie nas do 8-letniej podstawówki (z nauczaniem początkowym 1-4!) i 4-letniego liceum.
Znamy to? Znamy. Ja również kształciłam się w takim modelu. Gdy jednak wprowadzono reformę, pomimo oporów, wszystko po czasie zaczęło funkcjonować. Nie twierdzę, że stan obecny nie wymagał korekt. Brakuje mi jednak głębszego uzasadnienia tak radykalnej zmiany? Z czego ona wynika? Z lęku przed zmianami, przed szkołą? Zlikwidujemy gimnazja i co dalej? Dlaczego szkoła podstawowa ma trwać 8 lat?
Przedstawione przez minister Zalewską założenia reformy, to zmiana głównie strukturalna. Brakuje w niej treści, czyli tego, co tak naprawdę w sensie poznawczym zmieni się w edukacji naszych dzieci. Zresztą o nich w wystąpieniu było najmniej. Na pierwszy plan wysuwały się sprawy związane z kształceniem nauczycieli (również ważne!) oraz konsultacje ewentualnych zmian ze związkami zawodowymi. Na konsultacje z samorządami i organizacjami pozarządowymi czasu zabrakło. Zresztą odniosłam wrażenie, że pani minister traktuje je z pewną pogardą.
Niektórzy komentatorzy, jak Dominika Wielowiejska, zwracają uwagę, że PiS wybrało drogę zaspokojenia lęków. Że mają do wyboru stawianie rozwojowych wyzwań przed uczniami, zdecydowało opowiedzieć się za polityką "trzymania pod kloszem" (po co dziecko męczyć? po co nowa szkoła? po co egzamin?). Po raz kolejny partia rządząca bazuje na lękach, którymi podszyci są niektórzy rodzice, a którym szkoła kojarzy się z instytucją totalną, a nie miejscem twórczego rozwoju. Paradoks polega na tym, że te lęki nie zostaną oswojone. Wrzucimy dzieci do tego samego worka, w którym uczono nas. I gdy przyjdzie moment świadomych, odważnych życiowych decyzji, będziemy znowu o kilka lat wstecz w porównaniu z rówieśnikami z innych krajów. I zamiast chwytania życia jak byka za rogi, będziemy mieli kolejne zakompleksione pokolenia.
Co jednak zrobić, skoro na Zachodzie reformy edukacji dyskutowano i wprowadzano przez kilkanaście lat, by system był jak najlepszy i jak najbardziej stabilny. W Polsce odwrotnie: w ciągu 17 lat edukację postanowiliśmy zmienić już dwukrotnie. Bo tak.