COŚ JEST NIE TAK
Sytuacja na Dąbrowskiego, gdzie policja łapie pieszych, którym nie opłaca się obchodzić źle zaplanowanego remontu jest symptomem pewnego większego problemu.
Joanna Leśniewska w Gazecie Wyborczej (http://poznan.wyborcza.pl/poznan/1,89336,19615246,ekstremalna-trasa-dla-pieszych-czyli-zlosc-na-dabrowskiego.html) policzyła, że przejście dookoła remontu na skrzyżowaniu Dąbrowskiego/Żeromskiego zajmuje trzy razy więcej czasu. Gdyby kierowcom wyznaczono taki objazd to z pewnością doszłoby do poważnych protestów.
Tymczasem teraz prezes PIM zdobywa się jedynie na wyrażenie żalu, a problem pozostaje. W ubiegłym roku jako SIW Poznaniacy apelowaliśmy o jakieś porozumienie władz miasta z policją. W końcu łapanie pieszych na czerwonym przy wjeździe na teren targów poza dniem targowym było żenujące.
Red. Leśniewska podkreśla, że dawno nie było takich działań wobec pieszych. Powiedziałbym raczej – tak ewidentnych przeciw pieszym. Wciąż są przecież prowadzone łapanki na nich przez policję – strona „Poznańska drogówka się ośmiesza” na facebooku działa bez przerw właściwie. Innym symptomem jest druga część przejścia dla pieszych przy Dworcu Głównym, o którym mam wrażenie nieco ostatnio przycichło.
Z tej samej sfery pochodzi inny symptom - pomysł pozostawienia przejścia podziemnego przy Śródce i budowa pochylni dla rowerów przy nim (od strony ul. Warszawskiej). Jeśli ktoś myśli, że zmieni to zachowania rowerzystów, którzy teraz nielegalnie jeżdżą chodnikiem od strony Wzgórza Reformatów, to jest naiwny.
Takich drobnych spraw jest wiele. Są też jednak poważniejsze – przebudowa skrzyżowania Dąbrowskiego/Żeromskiego, gdzie nie chciano zmienić projektu, choć utrudni on życie pieszym, m.in. likwidując jedno z istniejących przejść dla pieszych. Projektu nie zmieniono argumentując to ryzykiem związanym z zwrotem dotacji na ITS.
Kładka nad Wartą to kolejny przykład tego problemu – pierwotna propozycja, toporna i niszcząca przestrzeń w tym miejscu została skrytykowana przez architektów i społeczników (w tym SIW Poznaniacy do którego należę). Znów pojawił się argument finansowy – tylko na taką kładkę nas stać. Chociaż przecież wielu mieszkańców Poznania zna powiedzenie, że biednego na gorsze nie stać. Zaproponowano więc konsultacje – ale tylko przyczółków. Po czym przedstawiono nową, dużo droższą, ale tylko przypudrowaną, wersję wcześniejszej propozycji. Jeśli ma być nas stać na galerię i restaurację pod stalowymi przęsłami „kładki” to dlaczego nie ma być nas stać na lżejszą jej formę, bardziej wpisującą się w tamtejszy krajobraz (przęsła mostu kolejowego ze Starołęki świetnie pasowałyby do kładki między Ostrowem Tumskim a Cytadelą o którą wniosek składałem jakiś czas temu do budżetu obywatelskiego). Nie musimy chyba przecież zawsze kurczowo trzymać się pierwotnych założeń i jedynie je pudrować.
Osobny temat to Kaponiera. Także tutaj przeprowadzono konsultacje nad zmianą, ale tylko tego na co zgodziły się władze miasta. Czy też raczej nadzorujący inwestycję urzędnicy. Zgodzono się na zmianę organizacji ruchu rowerowego, ale odrzucono liczne wnioski o puszczenie na górze także ruchu pieszego. Tymczasem wydamy dodatkowe miliony na windy dla osób starszych i niepełnosprawnych. Na przejścia na powierzchni nas nie stać jak skomentowali sprawę urzędnicy. Prezydent Wudarski powiedział z kolei, że jest już za późno na tak znaczącą zmianę projektu. Tylko, że Kaponierę budujemy już od przed 2012 roku. Oczywiście możemy powiedzieć, że kilka kolejnych miesięcy to dla mieszkańców za dużo. Tylko czy ważniejszy nie jest ich komfort, który zapewniamy im na lata, zmieniając projekt na ich korzyść, a nie zgodnie z terminami i finansami?
Niestety forma „debaty” z opinią publiczną, prowadzenie inwestycji, na które dziś wydajemy miliony „bo musimy się spieszyć”, choć za kilka lat będziemy je zmieniać, by lepiej służyły np. pieszym (i znów wydamy pieniądze) bardzo mnie boli. Bo zbytnio zbliża się do formy, jaką miały „konsultacje” z poprzednimi władzami.
W Głosie Wielkopolskim (http://www.gloswielkopolski.pl/wiadomosci/poznan/a/szukaja-kasy-na-tramwaj-na-naramowice-czy-japonczycy-przejma-czesc-akcji-aquanetu,9389490/) prezydent Jaśkowiak wyraził swoje zdecydowanie i determinację, by zbudować tramwaj do Garbar z Naramowic. Nie boi się mówić wprost czego nam potrzeba i gdzie leży problem, oraz jak widzi jego rozwiązanie. Niestety tej odwagi brak jego zastępcom w pewnych chwilach. Urzędnicy powinni słuchać swoich przełożonych i im doradzać. Nie może być tak, że zastępca zmierza po sznurku zostawionym przez podwładnych. Bo w takiej sytuacji zaczyna panować chaos. Ponad rok temu po wyborach spodziewałem się dużej zmiany, zwłaszcza w kwestiach transportu. Niestety, prawda jest taka, że pozostają sfery, gdzie Poznań toczą te same problemy co za poprzednich władz. Nie chodzi tu o to, że pozostała ta sama wizja. Ale o brak zdecydowania w wprowadzaniu nowej. Wielu urzędników w wydziałach transportowych, a właściwie większość, w tym na kluczowych stanowiskach, pozostało tych samych. Jeżeli przełożony nie ma determinacji by wprowadzić zmiany, które są mu bliskie, to podwładni nadal pozostają w świecie idei, który znali dotychczas – zdominowanym przez samochody czy deweloperów.
Co najważniejsze – chodzi o jakość życia mieszkańców Poznania i ich pieniądze. Pieniądze wydane na złą inwestycję – jak Kaponiera bez poprawek – i tak w końcu się zwiększą bo poprawki na rzecz rowerzystów czy pieszych będą konieczne. Znamienne, że urzędnicy podlegający prezydentowi Wudarskiemu mówią ostatnio przede wszystkim o kosztach zmiany, a nie braku jej możliwości.
Wciąż kibicuję nowym władzom miasta i wierzę, że są wstanie dokonać tej zmiany. Mam nadzieję, że warto. Bo to, że są one możliwe widać czasem w innych miejscach.
PS. W mieście Poznaniu jestem rowerzystą i pieszym. Korzystam też z komunikacji publicznej a najrzadziej z samochodu.