POLITYCZNA „WOJENKA” NA SZCZEBLU SAMORZĄDOWYM
Upolitycznione samorządy chyba już nikogo nie dziwią. A szkoda, bo powinny. To co dzieje się w Poznaniu jest dla nas sprawą wspólną. I zamiast działać na złość, lepiej zmobilizować się i zrobić coś razem, albo przynajmniej wypracować jakiś konsensus. Czasem się to udaje. Właśnie, czasem.
Można by stwierdzić, że zaczęło się od hasła „precz z kaczyzmem”, które to padało z ust prezydenta na manifestacjach KOD-u. Nie pozostało to bez odpowiedzi. Odniósł się do tego przewodniczący klubu radnych PiS Artur Różański na sesji budżetowej pod koniec grudnia. Wówczas zarzucił Jackowi Jaśkowiakowi, iż ten postanowił w ogóle nie rozmawiać z opozycją. - Wolał pan wyzywać na placu Wolności i wykrzykiwać hasła – przypomniał. - Jeżeli chodzi o naszą inicjatywę współpracy na rzecz mieszkańców, to nie otrzymaliśmy żadnej sensownej odpowiedzi – dodał.
Mowa tu o poprawkach do budżetu, które klub radnych Prawa i Sprawiedliwości przedstawił prezydentowi naszego miasta. Oscylowały one na kwotę 4,3 miliona złotych, co jak podkreśla rzecznik klubu radnych PiS, jest groszem w budżecie wynoszącym 3 miliardy. Radni PiSu mieli pretensje o to, iż prezydent przyjął wiele innych propozycji od klubów, a ich pozostawił bez opowiedzi. W rozmowie ze mną Mateusz Rozmiarek przyznał, że to dość jasne, że powody były inne niż merytoryczne, w szczególności, iż - jak sam dodaje, klub radnych nie odwoływał się tyle do polityki krajowej, co do konieczności stworzenia optymalnych warunków skutecznego działania.
Rozmiarek stwierdził, iż u prezydenta i w klubie radnych PO widać ogólnopolską traumę powyborczą. - My w ani jednym zdaniu nie poruszaliśmy kwestii związanych z polityką krajową, tylko podkreślaliśmy, że naszym posłom będzie łatwiej lobbować działania dla Poznania w Warszawie, jeżeli pojawi się współpraca międzyklubowa – usłyszałam. - Natomiast w odpowiedzi, którą wysłał nam Marek Sternalski mogliśmy przeczytać, że PiS nam grozi, chcielibyśmy spokoju i uporządkowania Trybunału Konstytucyjnego. W zasadzie można sobie zadać pytanie, kto upolitycznia te samorządy – dodał.
O tym, że rozmowy na sesjach mają mocny rys polityczny przyznaje również radny PO Wojciech Kręglewski. - Tu najbardziej decyduje interes ugrupowania politycznego, co moim zdaniem nie jest najlepsze. Czasem okazuje się, że ważniejsze dla radnych jest to, kto zgłasza propozycje niż to czy ona ma sens – usłyszałam w rozmowie. - Ja każdy projekt oceniam przede wszystkim merytorycznie. Dla mnie nie jest istotne, kto ten projekt przedstawia. To działa we wszystkie strony, ta konkurencja polityczna jest i to nierzadko ze szkodą dla rozwiązań. Czasami trzeba zapomnieć, że jesteśmy konkurentami a pomyśleć o Poznaniu – sugerował.
Nie jestem jednak przekonana co do faktycznych działań ponad szyldem partyjnym, gdyż Kręglewski chwilę później zapytany o współpracę z młodymi przedstawicielami w Radzie Miasta, stwierdził, iż z radnym Wierzbickim ma niewiele do czynienia, gdyż ten jest niezrzeszony, a co za tym idzie, trudno przewidywalny. Przypomnę tylko, że obaj panowie działają wspólnie w dwóch komisjach: polityki przestrzennej i rewitalizacji.
Polityczne absurdy, które absolutnie nie wnoszą niczego merytorycznego do dyskusji, można bardzo często zaobserwować w poszczególnych komisjach i na sesjach rady miasta. Na ostatnim posiedzeniu Komisji Kultury i Nauki, w którym omawiano sprawy związane z filią Biblioteki Raczyńskich toczyły się słowne przekomarzania przewodniczącego Artura Różańskiego z radną Katarzyną Kretkowską (ZL). Nie pozostawił to bez komentarza obecny na spotkaniu przedstawiciel rady osiedla Stare Miasto. - A myślałem, że kultura jest apolityczna – skwitował na koniec.
Trochę inaczej w PiSie
Rozmawiając z ludźmi o różnych preferencjach wyborczych, nieraz słyszę: „brakuje w radzie Szymona Szynkowskiego vel Sęk”. Popierają to wieloma argumentami, jednym z nich jest : ”Szymon był ostry, punktował, ale to co dzieje się teraz to już przesada”. I sama, choć uczciwie przyznaję od lat jestem ideowo najbardziej zbliżona do Prawa i Sprawiedliwości, mam podobne odczucia. Rozumiem wspólną linię partii, wypracowywanie jednego stanowiska, ale obecnie rozgrywa się to zbyt jawnie.
Kciuk w górę, kciuk na wprost lub kciuk w dół. Patrząc z boku, nie wygląda to na wypracowywanie wspólnego stanowiska, a raczej na podążanie za tym, co o danej sprawie myśli Artur Różański. I naczelni krytycy PiSu już mi podpowiadają: „a widzisz , PiS to marionetki. Polecenie idzie z góry, a tak protestowałaś”. Może uważam to za zbyt daleko idące sugestie, ale fakt – przyznaję, ciężko znaleźć kontrargument w odniesieniu do naszego lokalnego podwórka. W szczególności, że na sali sesyjnej przynajmniej dwa razy dało się słyszeć głośne zapytania „jak głosujemy?” czy „co my o tym myślimy?”
Ponadpartyjnie natomiast udało się przegłosować projekt uchwały w sprawie powołania Doraźnej Komisji Legislacyjnej i określenia zakresu jej działania. Patrząc na skład osobowy ( członkowie PiSu i jedna osoba z PO) oraz różne wcześniejsze nazywanie komisji „dziwadłem”, można było mieć pewne wątpliwości co do wyniku głosowania. Najwyraźniej nowy przewodniczący przekonał pozostałych radnych co do zasadności dalszych planów, a kto wie... może za jakiś czas skład komisji rozszerzy się i o samorządowców z innych opcji politycznych?