ILU OJCÓW MA PORAŻKA?
Referendum okazało się porażką. Nie porażką społeczeństwa, ale porażką państwa. Wyniki pokazują, co tak naprawdę myślimy o politykach: jeśli macie nas za idiotów, to pamiętajcie, że z wzajemnością.
Wiele na ten temat zostało już powiedziane. Referendum było gorączkową próbą ratowania spadku poparcia prezydenta Komorowskiego i ukłonem w stronę elektoratu Pawła Kukiza. Pytania w nim zawarte były sformułowane w stylu "czy chcesz być zdrowym, pięknym i bogatym", więc trudno byłoby się nie zgodzić. Nie odbyła się żadna poważna debata publiczna. Nie było kampanii informacyjnej, więc pozostaje stwierdzić, że politycy dla doraźnej gry wyborczej zafundowali nam badanie opinii publicznej za kilkadziesiąt milionów złotych. Referendum okazało się sierotą, do którego nikt nie chce się przyznać.
Jeszcze kilka dni temu apelowałam o udział w głosowaniu. Apelowałam mimo świadomości, jak bardzo ułomne jest to referendum. Wydawało mi się (i nadal tak uważam), że należy państwo traktować poważnie, nie obrażać się na nie, starać widzieć pozytywy nawet gdy robi się czarno przed oczami. Bo brak naszego udziału w referendum, brak naszej aktywności, może być w kolejnych latach traktowany jako argument przeciwko społeczeństwu obywatelskiemu. "Daliśmy wam możliwość wypowiedzenia się, a nie skorzystaliście". I znowu pojawią się teksty o niedojrzałości Polek i Polaków.
Niestety niedojrzale w tej całej sprawie wypadli politycy i państwo. Czarę goryczy przelały "informacje o braku informacji" w sprawie frekwencji po zakończeniu głosowania oraz trudność policzenia odpowiedzi na 3 proste pytania. Czy to jest sprawne państwo? Czy ktoś wreszcie odpowie za tę absurdalną nieudolność? Myślę, że 25 października to dobra data, żeby wreszcie powiedzieć temu wszystkiemu DOŚĆ.