EMAIL W URZĘDZIE
Ostatnie zmiany w urzędzie miasta to kolejne, w których prezydent Jaśkowiak zmienia swoich współpracowników. A główną rolę odgrywają emaile.
W sporze na linii była wiceprezydent Pachciarz a prezydent Jaśkowiak mamy w zasadzie słowo przeciw słowu. Nielojalność vs granie w tym samym zespole. Przeczytany przez prezydenta email, który otrzymała wiceprezydent Pachciarz, z którego miało wynikać, że jest niechętna tworzonej przez niego koalicji.
W ZKZL gdzie ze stanowiskiem pożegnał się prezes Augustyn, też pojawia się email. Tutaj można podobno w nim przeczytać, że była możliwość ustawienia konkursu na prezesa ZKZL, o szukaniu „haków” na innego wiceprezydenta czy o próbie torpedowania porozumienia pomiędzy PO a SLD.
Do tego należy dołożyć medialne informacje o tym, że prezydent Jaśkowiak czyta emaile swoich pracowników. Pisała o tym przede wszystkim Gazeta Wyborcza Poznań. W rozmowie z "Wyborczą" prezydent przyznał, że „czytał "pięć-sześć maili". Podobno "ktoś" mu je przyniósł, ale Jaśkowiak nie pamięta kto”.
A może otrzymał te emaile, też emailem? Wtedy można łatwiej sprawdzić nadawcę. No chyba, że mu ktoś te emaile wydrukował i po prostu przyniósł. W takim przypadku faktycznie trudniej.
Do tego dochodzi wątek emailowy radnych miejskich. Niektórzy już teraz informują, że nie chcą mieć służbowego emaila, bo może być czytany. Wolą prywatnego. Ale korespondencję z urzędu i tak otrzymają ze służbowego emaila. Więc to chyba sprawy nie rozwiązuje.
Dziennikarze jak piszą do niektórych jednostek miejskich (np. ZTM, ZDM) też zazwyczaj proszeni są o wysłanie emaila. W tym przypadku jednak chodzi o to, żeby email był przeczytany, dobrze zrozumiany, a udzielona odpowiedź była jasna i klarowna.
Może warto więc pójść tym tropem?
Mam więc propozycję do poznańskich urzędników, radnych miejskich, czy władz miasta. Nie rezygnujcie z emaila, piszcie w nim jak najwięcej.
Licząc się tylko z tym, że email może być przeczytany.