GORZKI UŚMIECH
To niewątpliwie najdroższa droga na świecie. Nawet w Dubaju nie pozwoliliby sobie na taki gest. Tylko ludzie wielkiego serca i jeszcze większej wiary mogą stłumić rozum, który musi przecież szeptać „O zgrozo!”. Poznańska kolejka Maltanka paraduje w niezrównanych okolicznościach. Jak się okazuje, miejska spółka MPK płaci Kościołowi 13 tysięcy złotych miesięcznie za możliwość tego przejazdu, wąskotorówka przecina bowiem kościelne grunty.
Na sprawę zwrócił uwagę publicysta Adam Suwart, a potwierdza ją rzeczniczka MPK. Dodaje, że wspomniana kwota zawiera w sobie także możliwość posiadania przez przewoźnika jednego z magazynów na kościelnym terenie. Od dziś podróż wąskotorówką nabiera innego znaczenia. Na pociętej jak szachownica Malcie warto by może stworzyć grę miejską Śladami Odszkodowań. 4 lata temu parafia Św. Jana Jerozolimskiego wywalczyła rekordowe – 75 mln zł, za odebrane jej w PRL tereny. Głośno było także o procesie wytoczonym miastu przez Drukarnię i Księgarnię św. Wojciecha. Chodziło o bezumowne korzystanie z należących do niej terenów. MPK za przejazd kolejki płaci także Polmosowi, a nie dalej jak w ubiegłym tygodniu sąd rozstrzygnął spór o odszkodowanie dla Wyborowa SA – miasto nie musi płacić 100 zł za uniemożliwienie spółce działalności nad Maltą.
O ciemnej stronie sędziwej Maltanki było cicho. A przecież w ostatnich latach sporo się działo na linii kuria-pieniądze-miasto. Wystarczy wspomnieć sprawę VIII LO. Nowy prezydent zlecił kontrolę zobowiązań finansowych miasta wobec Kościoła. Jej wyniki mogą być ciekawe, a na pewno będą odkrywcze. Dla poznaniaków wiedza o tych kosztach będzie nowością, poprzednie władze bowiem nie bardzo się nią chwaliły. A przecież okazji było sporo. W głośnym sporze o Ósemkę przewijały się pytania o katolicką szkołę przy ul. Kanclerskiej. Miasto pozwoliło kurii płacić symboliczną kwotę za prowadzenie działalności na swoim gruncie, choć w sprawie ogólniaka przy ul. Głogowskiej wzajemności się nie doczekało. Ujawnienie jednocześnie chociażby luksusowych okoliczności przejazdu Maltanki byłoby w tych okolicznościach pożądane. Ale w ówczesnych czasach - raczej źle widziane. Ryszard Grobelny zachował asa czystych relacji z Kościołem na czas kampanii. W tym magicznym okresie przed wyborami zmienił przecież zdanie w sprawie Pomnika Wdzięczności, który wcześniej był mu nie w smak. Obiecał też taras widokowy na Katedrze. Przy okazji nie wspomniał o rachunku, jaki Kościół co miesiąc wystawia miastu za przejazd pełnej dzieci i turystów kolejki. A przecież wspierany autorytetem arcybiskupa komitet dążący do odbudowy pomnika żąda zgody na postawienie monumentu na publicznym gruncie. Te kościelne są widocznie w sam raz dla kolorowych wagoników i magazynu MPK, nieodpowiednie jednak dla Pomnika Wdzięczności.
Dziś, przyglądając się różnym wpadkom i tarapatom swojego następcy, Ryszard Grobelny ponoć dość często okrasza lico szerokim uśmiechem. Plotka głosi, że taki uśmiech nierzadko jest dostrzegalny w sali sesyjnej sejmiku województwa. Podczas przydługich spotkań były prezydent czytuje być może o innych trupach, które wypadają z szaf jego własnych kadencji zakończonych listopadową klęską. Problemach z estakadą. Kaponierą. Źle skonstruowanych umowach. A trupów, jak zapowiada Jacek Jaśkowiak, może i przybędzie. Ryszard Grobelny w sejmiku jest jednym z radnych. Pobiera za tę pracę dietę. Były prezydent jest też członkiem sejmikowej komisji budżetu i finansów. Stoi więc na straży czystości i przejrzystości wydatków samorządu. Nie jestem pewna, czy w tej roli może być wiarygodny.