„PEDAŁ” I „ŻYD”, CZYLI JAK OBLEWAMY TEST NA TOLERANCJĘ
Czy jesteśmy tolerancyjni? - to pytanie od bardzo długiego czasu stawiam sobie przy wielu różnych okazjach. Zarówno prywatnych, jak i zawodowych. W ostatnich godzinach miałem kolejną okazję sprawdzić jak to jest z naszą tolerancją AD 2015. A niestety nie jest chyba najlepiej.
Sobotni wieczór. Ciepło a nawet gorąco. Opisując miejsce akcji, na potrzeby środowisk prawicowych, można powiedzieć, że typowy lemingrad - działki w środku lasu nad pięknym jeziorem, kilkadziesiąt kilometrów od Poznania. W powietrzu wyczuwalna woń grillowanego mięsa.
Wśród uczestników spotkania głównie ludzie w wieku 25-35 lat. Miła, sympatyczna atmosfera czerwcowego weekendu. Nastroje tym lepsze, że kilkanaście minut wcześniej Milik do spółki z Lewandowskim dali pokaźne zwycięstwo polskim piłkarzom. Teoretycznie towarzyska familiada. Jednak tylko do pewnego momentu.
Młody mężczyzna z bardzo dużego miasta (dodam, że nie z Poznania) mówi nagle, że byłby to piękny dzień, gdyby nie to, co „wyprawiały te dziwadła w Warszawie”. Z racji wykonywanej pracy i pewnego skrzywienia zawodowego uznałem, że z pewnością chodzi o polityków, którzy znów zabłysnęli robiąc jakiś „intelektualnie wyrafinowany” happening. Nic z tych rzeczy. Mówiącemu chodziło o Paradę Równości. I się zaczęło…
„Jak można na takie coś pozwolić”, „to przecież jest straszne”, „nie chciałbym, żeby oni mieszkali gdzieś obok mnie” itd. Itp. Oczywiście były i głosy kontry, ale aktywność i determinacja w wyrażaniu swoich sądów przez antyrównościowców była zdecydowanie większa. „Niech oni sobie żyją, ale dlaczego eksponują swoje zachowania?” – mówi pani mecenas. I kontynuuje - „Jeszcze tego brakuje, żeby się przytulali i za ręce trzymali w miejscach publicznych”. Kiedy pada słowo kontry, że przecież Ty z mężem też chodzisz przytulona po mieście, słyszymy najgorszą z możliwych odpowiedzi - „Ale my jesteśmy normalni”. No i ręce całego naszego frontu obrońców równości opadły do samej ziemi.
Część ekspertów mówi, że z naszą tolerancją jest coraz lepiej. Że nietolerancja, to domena małych miast i gorzej wykształconych osób. No to mój weekendowy przykład zupełnie łamie ten obraz. Wśród osób, które opowiadały się (bardzo ostro i czasem nawet agresywnie) przeciwko Paradzie byli socjologowie, prawnicy i inżynierowie - wszyscy mieszkający w piątce największych polskich miast.
Kilka lat temu robiłem materiał telewizyjny o dwóch kobietach, które zdecydowały się skończyć z ukrywaniem swojego uczucia i zamieszkały razem. Miały o tyle gorzej, że mieszkały w małej miejscowości. Postanowiły walczyć. O swoje prawa, o normalność. O to, żeby projektować swoje życie samemu a nie, żeby robili to za nie troglodyci z napisami „zakaz pedałowania”. Pamiętam, jak jedna z tych dziewczyn ze łzami w oczach mówiła mi, że ona dopiero teraz, ze swoja partnerką obok, jest szczęśliwa. Druga z dziewczyn z wyraźną nadzieją w głosie dodała, że ludzie się przyzwyczają do ich związku, że krzyki za nimi na ulicy i obraźliwe napisy na murach kiedyś się skończą. Czy te dziewczyny nie mają prawa do szczęścia? Oczywiście, że mają! Tyle, że tylko w teorii. Jak się dowiedziałem, kilka tygodni po tym, jak byłem u nich z kamerą, wyprowadziły się do innego kraju. Kiedy napisałem SMS z pytaniem „Dlaczego?”. Odpowiedź przyszła krótka „Brak sił i łez. Wybrałyśmy normalność, szkoda tylko, że kosztem wyjazdu z Polski”.
Póki na ludzi, którzy są pod jakimkolwiek względem od nas różni, będziemy patrzeć jak na „dziwolągów”, to łez wylewanych przez te osoby wciąż będzie niestety sporo. Czasem zanim coś się powie, krzyknie czy napisze warto się zastanowić i chociaż chwilę pomyśleć – jakbyśmy się czuli, gdyby to nam ktoś na siłę chciał zabronić tego, co daje nam życiowe szczęście?
Nie chodzi tutaj oczywiście tylko o mniejszości seksualne, ale również i o etniczne oraz religijne. Portal miastopoznaj.pl od początku swego istnienia stara się krzewić tolerancję. Czasem spotyka się to z oporem a nawet drwiną niektórych osób – zapewniam jednak Czytelników, że wciąż na naszych łamach promować będziemy teksty mające na celu podwyższanie poziomu tolerancji.
Wierzymy, że warto! Bo nawet gdyby chociaż jeden z naszych tekstów dotyczących jakiejkolwiek mniejszości spowodował wzrost poziomu tolerancji u chociażby jednego człowieka, który nie krzyknie za kimś „pedał”, „żyd” czy też „czarnuch”, to już będzie dużo. Bo spowoduje to u tych ludzi poczucie akceptacji i szczęścia. A czy może być coś ważniejszego od szczęścia drugiego człowieka?