SŁODKIE SŁOWO „WOLNOŚĆ"
Jedną z piękniejszych rzeczy zapisanych w naszej konstytucji jest wolność wyznania. Gwarantuje ona każdemu komfort życia w zgodzie z własnym sumieniem i przekonaniami. Lecz czy na pewno? Czy zapis ten realizowany jest konsekwentnie?
Jakże bowiem pogodzić wolność wyznania z powszechną obecnością symboli jednego tylko wyznania w urzędach, szkołach i wielu instytucjach publicznych. Jak ją pogodzić z powszechnym nauczaniem jednej tylko religii, jak pogodzić z nader aktywną obecnością tej religii w życiu publicznym.
A może wolność wyznania została u nas potraktowana jako wolność jednego tylko wyznania? To by nie było w porządku.
Czy w ogóle wzięto pod uwagę, że wolność wyznania ma też swoje drugie, zupełnie zapomniane oblicze? Bo przecież ma. I jest ono równie ważne jak to pierwsze. Polega na wolności od wyznania, rozumianej jako wolność od jakiegokolwiek imperatywu wiary w przestrzeni publicznej.
P.S. W zapale ewangelizowania wielu zdaje się zapominać o tym, że wiary się nie da zadekretować. Nie można jej też nauczyć. Zyskujemy wówczas bowiem jedynie uwarunkowanie, a nie wiarę.