POZNAŃ PO WYBORACH, POZNAŃ PRZED WYBORAMI...
Na pozór scena polityczna w Poznaniu – w odróżnieniu od ogólnopolskiej – pozostaje bez zmian nieco ponad 68 % Bronisława Komorowskiego w II turze wyborów przy niespełna 32 proc Andrzeja Dudy pokazuje, że Poznań nadal pozostaje bastionem Platformy Obywatelskiej.
Z drugiej strony należy pamiętać, że PiS dopiero drugi raz w historii otrzymał w ostatnich wyborach w Poznaniu wynik powyżej 30 proc. – do tej pory nastąpiło to jedynie w II turze wyborów prezydenckich w 2005 roku, kiedy po wygranych przez PiS wyborach parlamentarnych Lech Kaczyński zostawał Prezydentem RP (otrzymał wówczas nieco ponad 33 proc.).
Wynik ten jest więc – mimo wszystko – dobrym zwiastunem tego, że podobnie jak rok 2005, rok 2015 może być bardzo udany dla naszej formacji.
Jest jednak mimo faktem zaskakującym, że w Poznaniu Platforma nieustannie notuje tak dobre wyniki, szczególnie jeśli weźmie się pod uwagę kondycje lokalnych struktur tej partii w tym mieście.
Pierwsze miesiące rządów nowego prezydenta Poznania z PO trudno uznać za udane: festiwal kontrowersyjnych wypowiedzi od zapowiedzi zwężania wjazdów do miasta, poprzez chęć „siłowego” przyłączania ościennych gmin do Poznania aż po kuriozalną zapowiedź chęci sprzedania stadionu miejskiego wprawiła w konfuzję nawet jego zaplecze polityczne.
Do tego dorzucić można lokalne „aferki” z działaczami PO w głównych rolach: byłego wiceprezydenta Jakuba Jędrzejewskiego odwołanego z funkcji i wyrzuconego z PO za niejasności w rozliczaniu faktur w spółce samorządowej, w której poprzednio pracował („Szpitale Wielkopolski”) oraz Filipa Kaczmarka, który zrzekł się funkcji w PO w związku z zarzutami w kontekście nabycia lokalu od kolegi pracownika miejskiej spółki ,który wcześniej nabył go ze znaczną bonifikatą.
Jeśli do tego dodać „specyficzną” politykę personalną w poznańskim Urzędzie Miasta polegającą na organizowaniu konkursów, które wygrywają albo działacze i przyjaciele PO, albo „zaufani” Prezydenta Jaśkowiaka, trudno oprzeć się wrażeniu, że PO robi naprawdę wiele by przekonać poznaniaków by dać sobie z nią spokój.
Na drugiej stronie barykady znajduje się PiS i radny Tomasz Lewandowski – jeszcze z SLD i jeszcze w opozycji do PO w mieście. Celowo warto napisać Tomasz Lewandowski, a nie SLD, bo SLD w Poznaniu, po wyjeździe do europarlamentu Krystyny Łybackiej w zasadzie nie istnieje. Jedyną osobą związaną z tą formacją z liczącym się kapitałem politycznym jest właśnie Tomasz Lewandowski, który zresztą rozumiejąc stan faktyczny coraz bardziej się od szyldu SLD dystansuje.
O ile fakt ten – biorąc pod uwagę kondycję lewicy – jest zrozumiały, o tyle już wejście w negocjacje koalicyjne z PO radnego, który swoją markę zbudował na rzeczowej opozycyjności wobec tego środowiska – już nie. Wielka musi być wiara radnego SLD, skoro jest gotów przyjąć, że PO bezlitośnie likwidująca jak dotąd szereg placówek oświatowych, nieudolna w budowie mieszkań komunalnych, nieczuła na postulaty społeczne, nagle zmieni swe oblicze. To jednak jego ryzyko – i jego wybór.
Wiele wskazuje więc na to, że jedyną konstruktywną opozycją wobec PO będzie za chwilę w mieście Prawo i Sprawiedliwość. Opozycją o wysokich walorach merytorycznych, a więc zdolną do „odbijania” bastionu PO.
Warto zwrócić uwagę na pewien charakterystyczny fakt – udział lokalnych działaczy PO i PiS w kampaniach dwóch kontrkandydatów do prezydentury kraju. W przypadku działaczy PO ograniczył się on w zasadzie do obfotografowywania się przy tzw. Bronkobusie z styropianowym wielkim kciukiem. W przypadku koleżanek i kolegów z PiS poza znacznie aktywniejszymi i systematyczniej zaplanowanymi działaniami promocyjnymi, oznaczał również realny wkład merytoryczny: przewodniczący klubu radnych PiS w Poznaniu Szymon Szynkowski vel Sęk współorganizował ważną konferencję „Prezydent RP patronem rozwoju dużych miast” i wraz z ekspertami z Poznania i Wrocławia przygotował postulaty, które następnie dr Andrzej Duda uwzględnił w swojej propozycji programowej skierowanej do mieszkańców dużych miast. Różnica jakościowa między styropianowym kciukiem a merytoryczną praca jest tutaj widoczna gołym okiem.
W ostatnich wypowiedziach medialnych prezes PiS w Poznaniu poseł Tadeusz Dziuba mówi o ambicji zdobycia 4 mandatów w okręgu przez PiS w wyborach parlamentarnych. Na pewno nie jest to założenie ponadmiarowe – PiS zdobył już 4 mandaty w Poznaniu w 2005 r. Jednak jest to wyzwanie ambitne i wymagające ciężkiej pracy. Niewątpliwie konieczne jest wykorzystanie dużego potencjału tkwiącego w zasobach personalnych poznańskiego PiS.
Poza pracą samego PiS sprzyjać temu wynikowi mogą jednak inne okoliczności. Rosnący w siłę potencjał formacji, które gromadzą wokół siebie rozczarowanych działaczy PO. Największe znaczenie ma tu najpewniej przyszła formacja Pawła Kukiza, choć akurat w Poznaniu nie do zlekceważenia jest potencjał Unii Wolności-bis, czyli NowoczesnejPL. Pamiętajmy, że nawet kiedy UW była już bliska agonii w skali całego kraju to tutaj – w Poznaniu – notowała stosunkowo wysokie wyniki. To właśnie Poznań może więc stać się jednym z najsilniejszych punktów tej nowej formacji na mapie Polski.
Podsumowując: Prawo i Sprawiedliwość w Poznaniu musi mierzyć w cele ambitne. Moja brawurowa szarża rok temu w wyborach europejskich w całej Wielkopolsce i moje zwycięstwo indywidualne oraz w tym roku szarża Andrzeja Dudy pokazała chyba nawet największym niedowiarkom, że w polityce „chcieć znaczy móc”. Ambicją poznańskiego PiS powinno być zdobycie historycznego poparcia powyżej 30% w wyborach parlamentarnych lub może nawet więcej 100 tys. głosów poparcia, których w Poznaniu PiSowi nigdy nie udało się osiągnąć. To da niemal na pewno 4 mandaty, a być może i zwycięstwo PiSu w wyborach w Poznaniu. To jest możliwe i w ten cel trzeba mierzyć!
Przeczytaj poprzedni wpis
WIELKOPOLSKA STATYSTYKA WYBORCZA 2005-2010-2015
