EMOCJE POLITYCZNE
Te wybory dzielą. Znajomych z pracy, kolegów z podwórka, ludzi w poczekalni czekających do lekarza, czy nawet członków jednej rodziny. Nie mówiąc już o fali wzajemnych ataków w mediach społecznościowych.
Kto by przypuszczał jeszcze parę miesięcy temu, że będzie tak gorąco w polityce. A tymczasem przez ostatnie kilkadziesiąt dni udało się politykom sporą część społeczeństwa podzielić i skłócić. Tak, to wina polityków. Z resztą jak oglądaliście debatę prezydencką, to widzieliście, że główna część dyskusji to wzajemny atak kandydatów „A Pan popiera takie i takie coś”, „A Pan zrobił to i to”. Etc. Nawet autoprezentacja uczestnika debaty zawiera fragmenty, w których odnośni się on do przeciwnika.
Dla niektórych kandydatów, którzy odpadli w I turze, niechęć do pozostałych jest wpisana w ich program wyborczy i to na nich budowali swoją kampanię. Na przekazie, który niesie w sobie ogromną falę emocji, który podkreśla jak „tamci” są źli, nieprzejrzyści i powinniśmy ich usunąć. I właśnie to nakręca ich zwolenników.
To przekłada się na nasze wzajemne relacje. Czasami mam wrażenie, że nie ma możliwości dyskusji politycznej pomiędzy zwolennikami poszczególnych kandydatów. Zamknęliśmy się w swoich okopach, ostrzeliwujemy przeciwników, licząc tylko ile naszych kul dosięgnie drugą stronę. Nawet pertraktować nie ma o czym, bo wzajemna polityczna niechęć spowodowała, że jesteśmy głusi na innych argumenty.
Politycy – dążąc do wzajemnej konfrontacji tak naprawdę mają w tym swój cel. To gra na naszych emocjach. W ten sposób chcą nas zmobilizować, pokazać siebie jako obrońców jednej i słusznej idei, a swoich przeciwników jako tych, którzy bronią złych wartości lub jakiegoś układu. Żyjąc w czasach, w których merytoryczna dyskusja interesuje tylko niektórych, pokazuje nam się to, co jeszcze wzbudza w nas zaangażowanie i motywuje do działania.
No i pytanie – ilu z Was oddało w I turze głos nie za jakimś kandydatem, a tak naprawdę mając na celu zagłosowanie przeciwko innemu? Ilu z Was pójdzie na II turę na wybory z myślą, że to nie tylko głos za moim kandydatem, ale również (albo przede wszystkim) chęć by ten drugi nie był prezydentem?
No właśnie. Konfrontacja.
Mam tylko nadzieję, że po niedzielnych wyborach, jak opadną emocje, wszyscy obudzimy się i stwierdzimy, że na polityce świat się nie kończy. A już szczególnie, że nie jest warta tego, byśmy psuli przez nią nasze relacje z innymi ludźmi.
Przynajmniej do jesieni.