MAGIA NARZECZEŃSTWA
Zauroczenie, to wspaniały stan. Człowiek unosi się trochę nad ziemią, jakoś łatwiej wierzy w rzeczy wcześniej nie do uwierzenia. Własne siły wydają mu się większe, niż w okresie przyziemnej słabości. Ale zauroczenie bywa też fatalne.
Jacek Jaśkowiak, prezydent Poznania, jest zdaje się, wciąż zauroczony szefem wielkopolskiej PO. Tuż po wyborach zachwycony wychwalał przenikliwość polityczną Rafała Grupińskiego. To miał być jedyny polityk z lokalnego świecznika, który przewidział szybkie słabnięcie Ryszarda Grobelnego. W groźnym niedźwiedziu zobaczył wątłą pacynkę, która straszy cieniem, a nie rzeczywistą siłą. Prorocze słowo stało się ciałem. Pewniak przegrał, przypadkowy dla wielu bohater zwyciężył.
Zauroczenie też ma jednak termin przydatności do spożycia i czas wybić się na niezależność. Czy prezydentowi to się udało? Głośno ostatnio o nominacjach w urzędzie miasta. Wytyka się niejasności wokół mianowania nowej szefowej wydziału kultury. Radni chcieli móc patrzeć konkursowemu jury na ręce, ale im nie pozwolono. Dlatego dziś tym donośniej brzmią ich pytania: czy nowa szefowa konkurs przed komisją faktycznie wygrała. W ciszy następującej po tym pytaniu tym donośniej brzmi kolejne: czy o jej nominacji zdecydowała znajomość z Grupińskim właśnie? A że tu znów następuje cisza, pytania oczekujące na odpowiedź niebezpiecznie skręcają w stronę pytań retorycznych.
W związku z obsadami stanowisk w urzędzie przelewa się kilka fal krytyki. Jedna jest mocno niesmaczna, jakby jej źródło biło w jakimś zbiorniku dość obrzydliwych poznańskich kompleksów. Desant przybyszów z zewnątrz – grzmią ludzie, dla których sięganie po urzędników spoza Poznania jest niedopuszczalne. Ostatnio o typowych poznańskich wartościach słyszałam od byłego już prezydenta. Powoływał się na nie w emocjonalnym oświadczeniu, którym przyczynił się do odwołania „Golgota Picnic”. Teraz się okazuje, że wiele środowisk dzieli niejasne przekonanie, iż kompetencje uprawniające do obejmowania stanowisk wypływają nie tylko z doświadczenia i wykształcenia, ale także geografii. Ciekawa koncepcja. Sporo w takim razie tłumaczy tym, którzy wciąż nie rozumieją słabości poznańskich posłów i senatorów w parlamencie.
Inna fala dotyczy desantu społeczników. Kilka osób z Prawa do Miasta weszło z przytupem do gabinetów na Placu Kolegiackim. Wśród nich Andrzej Białas, szef rozszerzonego do wersji maxi gabinetu prezydenta. Wygrał konkurs, który okazał się chyba samospełniającym się proroctwem. Kiedy tuż po wyborach okazało się, że Jaśkowiak powołał swojego asystenta z pominięciem konkursu, zebrał głosy krytyki. Dość cynicznie stwierdził wtedy: mogłem zrobić konkurs tak, żeby wygrała wskazana przeze mnie osoba. O wygranej Białasa mówiło się, zanim konkurs w ogóle się rozpoczął. Czyżby więc słowo znów stało się ciałem?
Być może jednak warto rozdzielić dwie rzeczy. Jest skandalem nieprzejrzystość procedur powoływania nowych urzędników. Posmaku skandalu nie ma natomiast fakt, że w urzędzie zaroiło się od działaczy ruchów miejskich. Osobiście wolę dać im kredyt zaufania i poczekać: w jaki sposób go spłacą? W końcu to właśnie jest spełnienie społecznego zamówienia złożonego podczas wyborów. Poznaniacy powiedzieli „basta” poprzedniemu modelowi rządzenia. Ten nowy, jak na razie wygląda na upiorną karykaturę poprzedniego. Cynizmowi osiadłej w strukturach partii towarzyszy bowiem nieporadność prezydenta. Pojawienie się ludzi z zewnątrz, nie uwikłanych w czystej wody partyjniactwo, nie nadpsutych jeszcze zarazkami rad nadzorczych i miejskich spółek, jest może więc być uchyleniem jakiejś szczeliny. Szansą na różnicę jakościową. Symbolem tej różnicy niech będzie rower. Z jednej strony jest, pochodzący z ruchów miejskich wiceprezydent Wudarski, który rowerem jeździ do pracy i powołuje specjalnego urzędnika do spraw rowerzystów. Z drugiej – niezwykle zgodni nagle, osiadli w swoich mandatach radni. Skłonni wchodzić nawet w egzotyczne koalicje, jeśli tylko przeciwnikiem jest naiwność. Nie dalej jak wczoraj usłyszałam sarkastyczny śmiech radnej PRO Joanny Frankiewicz i równie radosne potakiwanie radnego PiS Szymona Szynkowskiego. Zgodnie wyśmiali pomysł rowerowego oficera, który chciał wysłać radnych na studyjny objazd miasta na dwóch kółkach. Żeby lepiej wiedzieli, o czym decydują. Radny Szynkowski niedawno deklarował do prawda, że rowerem jeździ chętnie, ale widocznie nagle zaczął się wstydzić.
Żywię naiwną nadzieję, że ludziom z ruchów miejskich jeszcze trochę się chce. I sama jestem ciekawa, na ile człowiekiem „stamtąd” pozostał jeszcze Jacek Jaśkowiak, a na ile stał się już tylko politykiem. Zresztą, już wkrótce po owocach ich poznamy. Wiele więcej poznaniakom nie zostaje. Stosunek polityków do wyborców, którzy dali im mandat, streszcza być może najlepiej dzisiejsza wypowiedź doradcy prezydenta Komorowskiego, Tomasza Nałęcza. Z samego rana oświadczył, że okres wyborów to czas magiczny, gdyż tylko w momentach wyborów i przed wyborami naród odzyskuje suwerenność. Następnie porównał ten czas do narzeczeństwa, a chodzi o to, że jeśli coś można od przyszłego męża wyegzekwować, to tylko teraz. Procedura rozwodowa trwa długo i bywa bolesna.
http://gulczynska.blox.pl/html