JAK SLD STAJE SIĘ PSL-em. CORAZ MNIEJSZE, ALE CORAZ WAŻNIEJSZE
SLD słabe jak nigdy. Ale jednocześnie ważne, jak za swoich najświetniejszych czasów. Paradoks? Wcale nie. Chcąc a raczej nie chcąc, Sojusz podziela los PSL. Tracąc poparcie może jednak stać się języczkiem politycznej uwagi.
Porażka, kompromitacja, dramat, klęska, agonia, tragedia, upadek, katastrofa, pogrom – właściwie dzięki tym kilku słowom mamy zaliczony przegląd prasy opisujący wynik wyborczy kandydatki SLD. Wszystko w jednym tonie. I to nie powinno dziwić. Wynik kandydatki popieranej przez Sojusz na poziomie 2,38%, to realizacja lewicowego koszmaru. I warto zauważyć, że nie jest to opinia tylko prawicowych publicystów.
SLD jest blisko miejsca, które nazywa się dnem – komentował Aleksander Kwaśniewski, który jako jedyny prezydent III RP, swoją funkcję sprawował przez dwie kadencję. Jego sukces w wyborach prezydenckich budował również poparcie dla całego Sojuszu, czego efektem było m.in. zwycięstwo SLD w 2001 roku. Nic zatem dziwnego, że słowa Kwaśniewskiego mocno zabolały jego byłych partyjnych kolegów, ponieważ wróżą również bardzo słaby wynik całej formacji.
Jednak w jesiennej politycznej układance Sojusz, pomimo klęski i kompromitacji w prezydenckich wyborach, może być ważny jak nigdy. Dlaczego? Ponieważ jeszcze nigdy nie był on brany pod uwagę w roli najważniejszej, brakującej przystawki a nie dania głównego, którym przestał być niemalże dokładnie dekadę temu. Właściwie tak już się dzieje - wystarczy spojrzeć na Poznań.
Powyborcza koalicja PiS - SLD
Patrząc na wynik poznańskiego SLD w ubiegłorocznych wyborach samorządowych nie można mówić o sukcesie. Sojusz z trudem utrzymał swój stan posiadania, czyli 5 radnych. Wydawało się, że ten klub nie będzie miał wielkiego znaczenia. Jednak wynik pozostałych partii zmienił pozycję SLD. Przy 12 radnych PiS, 3 radnych PRO i 16 radnych PO, status klubu SLD znacznie urósł. Platforma nie mogła samodzielnie rządzić a kolejne głosowania pokazywały, że tak naprawdę władze w mieście sprawuje koalicja PiS - SLD.
Najlepszym tego przykładem jest głosowanie z początku lutego, kiedy to Szymon Szynkowski vel Sęk został przedstawicielem Poznania w Związku Miast Polskich. Czyje głosy zdecydowały? Oczywiście PiS i właśnie SLD. Była to prestiżowa i symboliczna porażka zarówno Platformy Obywatelskiej, jak i samego Jacka Jaśkowiaka. A to nie jedyne udane głosowanie tej nieformalnej koalicji. Kilka dni temu Tomasz Lewandowski, szef poznańskiego Sojuszu, bez ogródek przyznał - Z PiSem w Radzie Miasta już bardzo dobrze nam się współpracuje. Taki układ stał się po prostu dla Platformy bardzo niewygodny a nawet niebezpieczny.
Nie mogła ona zatem dłużej pozostać na to obojętna i rozpoczęła rozmowy o koalicji w Radzie Miasta z SLD. Platforma przy okazji czyszczenia swoich wewnętrznych spraw oraz usuwania wiceprezydenta Jędrzejewskiego, stara się upiec dwie pieczenie na jednym ogniu. Po pierwsze rozbije zabójczą dla PO koalicję PiS – SLD. A po drugie zapewni sobie stabilne rządy w mieście. W jaki sposób? Zawiązując koalicję. Koalicję dwóch podmiotów politycznych, które współpracować ze sobą po prostu muszą. W dużej mierze przez coraz silniejsze PiS. Platforma przyciągając do siebie SLD i sumując głosy obu klubów chce mieć spokojną większość w Radzie Miasta, zabezpieczając się przed podobnymi niespodziankami, jak ta z Szynkowskim w Związku Miast Polskich. A co zyskuje SLD?
Koalicja PO – SLD, czyli małżeństwo z rozsądku bez wyjścia
Przede wszystkim życie. I polityczny oddech. Jest to szczególnie ważne w trudnych dla tej formacji chwilach. Będzie można bowiem ogłosić, że wszyscy mówią o agonii Sojuszu a tymczasem w jednym z największych polskich miast ta partia przejmuje władzę i wchodzi w koalicyjny układ z PO.
Tomasz Lewandowski, chowając (przynajmniej na chwilę) ambicję i uraz do Jaśkowiaka, będzie mógł ogłosić, że tę koalicję zrobił on – młody działacz a nie ludzie pokroju Millera. Co wpisze się w zmiany wewnątrz Sojuszu, związane z planowanym przejmowaniem władzy w partii przez młodych. Natomiast poznańska Platforma uspokoi bardzo wzburzone ostatnio wody lokalnej polityki i pokaże, że z Sojuszem da się współpracować. Co to ma do PSL i całego kraju? Bardzo wiele.
SLD = PSL
Przez ostatnie lata lewica była w wielkiej polityce pomijana. Zajęta sobą, głównie wewnętrznymi podziałami i wyzywaniem się od „naćpanej hołoty” oraz „kłamcoholików”. Przy rozmowach koalicyjnych i realnym rządzeniu zupełnie nieobecna. Tam za negocjacyjnym stołem, obok silnej Platformy, występował w ostatnich latach PSL, czyli etatowy koalicjant kilku ugrupowań. Teraz w obliczu rosnącego w siłę PiS i głośnego wejścia na scenę polityczną potencjalnego koalicjanta partii Jarosław Kaczyńskiego – Pawła Kukiza, sytuacja się zmieni.
Zapewne nieliczne mandaty SLD mogą stać się decydującym ogniwem matematycznych działań wyliczających parlamentarną większość. Może się bowiem okazać, że PO + PSL + SLD dawać będzie nie mniej niż 231 głosów. Tym samym SLD będąc w partyjnej agonii może jednocześnie rozdawać polityczne karty. Bo ich „nie” wobec koalicji z PO i PSL powodować będzie koalicję PiS + Kukiz + Korwin + PSL (w całości lub po rozłamie).
Poznań jako koalicyjny poligon
Przedsionkiem tych politycznych trendów i próbą wzajemnego oswajania się może być właśnie Poznań i rodząca się na naszych oczach koalicja PO – SLD. Czy obie partie się dogadają? Wiele wskazuje na to, że tak. Po prostu muszą. Zarówno Platforma, jak i Sojusz nie mają bowiem innego wyjścia. W ten sposób powstanie, jakże popularne (nie tylko politycznie) małżeństwo z rozsądku a właściwie z prewencji.
Czy ten model zostanie przeniesiony na cały kraj? Jest to prawdopodobne. Nikt inny o względy panny na wydaniu, czyli Platformy nie zabiega i nikt inny nie chce się wiązać z mężczyzna po silnych przejściach, czyli Sojuszem. Trudno powiedzieć, czy będzie to małżeństwo trwałe. Przecież w skali kraju nie będzie to związek tradycyjny, bo zostanie on rozszerzony o trzeciego partnera – PSL. A to nie będzie już zwykłe małżeństwo, tylko raczej związek partnerski i to dość egzotyczny, bo budowany w trójkącie. Czy nie zbyt egzotyczny?
Tego póki co nie wiadomo. Wiadomo natomiast, że SLD ma ogromną szansę wyjść z politycznego cienia i ław opozycyjnych. I to zarówno w parlamencie, jak i w poznańskiej Radzie Miasta. A wszystko to tuż po tym, jak Sojusz osiągnął najgorszy w historii wynik w wyborach prezydenckich. Taki oto paradoks.
Bo tak to już jest w polityce, że mniejszy może czasem więcej. Zwłaszcza, jeśli silniejszemu koalicjantowi szczególnie mocno zależy na powodzeniu negocjacji.