DŻIHAD PO POZNAŃSKU
5 - metrowa religijna figura w centrum miasta. W nocy specjalne oddziały wiernych, którzy mają strzec bezpieczeństwa monumentu. Światopoglądowa walka, podział na wiernych i niewiernych oraz bardzo duże emocje. To nie opis historii przygód krzyżowców, mudżahedinów czy też jakiś innych fundamentalistów z państw bliskiego czy dalekiego wschodu. Takie historie zawitały do Poznania. I to w XXI wieku.
Społeczny Komitet Odbudowy Pomnika Wdzięczności działa prężnie. Na tyle prężnie, żeby co jakiś czas skutecznie zawładnąć przestrzenią zarówno politycznej, jak i medialnej dyskusji. Dosyć długo dyskutowaliśmy lub przysłuchiwaliśmy się sporom dotyczącym umiejscowienia Pomnika Wdzięczności. Gdy okazało się, że lokalizacja nad Maltą nie jest możliwa i kiedy wydawało się, że sprawa już się wycisza a emocje stygną, Komitet wpadł na kolejny pomysł. I na nowo dorzucił do pieca. Do pieca społecznych emocji oczywiście.
Przedstawił on bowiem pomysł umieszczenia centralnej figury (5 - metrowego Chrystusa) wchodzącej w skład Pomnika, na głównym placu miasta. Tego nie mogły przegapić ani media ani politycy. Dyskusja rozgorzała na nowo. Kiedy i ta dyskusja nieco ostygła, znów udało się zrobić krok naprzód. Komu? Oczywiście Komitetowi i jego poplecznikom, bo w tej ideologicznej wojence to oni są strona ofensywną i dominującą. A co robią przeciwnicy odbudowy Pomnika? Głownie próbują grać na przeczekanie. Bardzo nieumiejętnie zresztą.
Do ciekawej sytuacji doszło na wtorkowej sesji Rady Miasta. Radni udzielili swego poparcia idei organizacji na placu Mickiewicza wystawy „Wdzięczni za Niepodległość”, której elementem ma być właśnie 5 - metrowa figura Chrystusa, wchodząca docelowo w skład Pomnika Wdzięczności. To bardzo rozmyślne posunięcie ze strony zwolenników odbudowy Pomnika. Jeszcze w poniedziałek takiego punktu nie było w planie sesji. Zgłosił to radny Szymon Szynkowski vel Sęk, przewodniczący klubu radnych PiS. Uchwałę udało się przegłosować, ponieważ na głosowanie nie zdążyła część radnych – przeciwnych temu pomysłowi.
To pokazuje, że z jednej strony jest silne zwarcie szyków i determinacja w osiągnięciu celu, z drugiej natomiast… Nie będę się pastwił nad tą grupą, zacytuję Katarzynę Kretkowską z SLD, która wzięła na swoje barki karkołomną próbę wytłumaczenia radnych, którzy nie zdążyli na głosowanie po przerwie śniadaniowej - Po prostu siedzieliśmy w salce na przerwie, pytaliśmy się dziennikarzy czy sesja się już zaczęła, a oni mówili, że nie. No i tak nie zdążyliśmy na głosowanie. Akurat my bylibyśmy przeciw tej uchwale.
Brawo! „Pytaliśmy dziennikarzy czy sesja się zaczęła a oni mówili, że nie”… Cudowna próba obrony wiceprzewodniczącej Rady Miasta, która przed feralną przerwą śniadaniową prowadziła obrady. Poza tym, to wielka finezja i bystrość działania. Gratulacje!
Wróćmy jednak do tej sprawniejszej strony pomnikowego sporu. Komitet Odbudowy nie poprzestał na zwycięstwie w Radzie Miasta. Jego przewodniczący, niezwykle aktywny i skuteczny w swych działaniach, prof. Stanisław Mikołajczak mówił w środę - Myślę, że społecznie znajdzie się grupa ludzi, która będzie chciała ochronić ten pomnik przed znieważaniem, poniżaniem. Już się do mnie zgłaszają osoby, które są gotowe tutaj dyżurować nocą.
Tutaj, czyli na placu Mickiewicza pojawi się zatem być może „straż wiernych”, która będzie chroniła pomnik Chrystusa przed niewiernymi. Innymi słowy - pojawi się grupa modlących i być może śpiewających „Ojczyznę wolną racz nam wrócić Panie” osób, które zamierzają strzec pomnika przed bandą pogan czyhających na okazję do ataku. Brzmi to kuriozalnie, ale taka to jest zapowiedź – przynajmniej wsłuchując się w słowa profesora Mikołajczaka.
Co na to SLD? Radni tego klubu, tym razem o dziwo nie spóźniając się po przerwie śniadaniowej, publikują apel do prezydenta Jaśkowiaka, w którym czytamy: „Uważamy, że zachodzi więcej niż bardzo duże prawdopodobieństwo, iż pięciometrowa figura Chrystusa, gdy raz już stanie na Placu Mickiewicza, nie zostanie stamtąd usunięta po deklarowanym terminie zakończenia wystawy i będzie stanowiła element presji, czy wręcz szantażu na władzach miasta celem wymuszenia zgody na lokalizację Pomnika Wdzięczności nad Jeziorem Maltańskim”.
Scenariusz kreślony przez radnych SLD jest oczywisty i sam się nasuwa na myśl. Jeśli bowiem figura Chrystusa stanie na placu Mickiewicza, z pewnością łatwo go nie opuści. A na pewno nie po to, żeby zniknąć w czeluściach jakiegoś magazynu. Trzeba powiedzieć to wprost – stanie się ona elementem walki religijnej, światopoglądowej i w końcu politycznej. A słynne zdjęcia kobiety przykuwającej się łańcuchami do krzyża na warszawskim Krakowskim Przedmieściu, mogą się dla Poznania stać nie tyle telewizyjnym obrazkiem wspomnień z odległego Mazowsza, co zapowiedzią wydarzeń z centrum stolicy Wielkopolski.
Dużo zależeć będzie od Jacka Jaśkowiaka i jego decyzji dotyczącej udzielenia zgody na organizację wystawy „Wdzięczni za Niepodległość”, której to elementem ma być figura Chrystusa. Rada Miasta udzieliła jej swego poparcia, ale nie jest to opinia decydująca w głosie władz miasta, ten należeć będzie do Jaśkowiaka. Prezydent jest jednak w trudnej sytuacji. Jeśli powie „nie”, to narazi się na ataki, że nie jest wdzięczny za Niepodległość. Jeśli powie „tak”, to narazi Poznań na obrazki znane nam dotąd sprzed Pałacu Prezydenckiego.
Tak czy inaczej grozi nam coś na wzór wojny religijnej. Oczywiście nie tej znanej nam obecnie z Afryki czy Azji. Ale takiej, gdzie religia jest narzędziem walki politycznej. Gdzie wierni stawiają siebie w roli obrońców wolności i czcicieli niepodległości. A druga strona jest automatycznie ustawiana w roli niewiernych cenzorów, którzy nie chcą zezwolić na obecność religijnych elementów w centrum miasta.
Tak czy inaczej, w Poznaniu już rozpoczęła się swoista krucjata. Jej celem jest nie tylko odbudowa Pomnika, ale też zaznaczenie wyraźnego podziału na „nas” i „ich”. Na „wiernych” i „niewiernych”. Przez wielu będzie to odbierane, jako coś w rodzaju „świętej wojny”. Oczywiście u nas nie jest to na szczęście walka krwawa. Ale tak, jak w przypadku islamu, tak też i tutaj wiele sił politycznych opierając się na szczerej i głębokiej wierze części osób, będzie chciało ubić swój polityczny kapitał. I to zarówno z jednej, jak i drugiej strony pomnikowej barykady. I to właśnie ten element w całej sprawie jest najsmutniejszy.
Tym bardziej, że Rodzimowiercy, kultywujący wiarę z czasów przedchrześcijańskich, zapowiedzieli, że na placu Mickiewicza chcą ustawić figury słowiańskich bóstw. Wystarczy poczekać jeszcze chwilę i kolejne grupy również będą chciały eksponować w tym miejscu swoje „święte” posągi. W kolejce ustawią się wyznawcy Latającego Potwora Spaghetti czy Diego Maradony. Można tylko powiedzieć – chcieliście cyrku, to go macie!
Najbardziej zabawne, a może właściwie tragiczne, jest to, że wszystko zaczęło się od hasła obrony wiary i powagi religii. Ale tak to już jest, że kiedy z wiary próbuje się zrobić polityczny oręż, to on bardzo szybko obraca się przeciwko temu, kto nim wymachuje.
Słynne zdanie „kto mieczem wojuje, od miecza ginie” pochodzi przecież z Ewangelii św. Mateusza. A jego autorem jest Chrystus. Ten sam, od którego figury rozpoczął się cały spór.