BIERUT WIECZNIE ŻYWY
Przed południem 19 grudnia 2014 r. posłowie mieli uchylić – nareszcie, grubo z ponad dwudziestoletnim opóźnieniem – dekret Bieruta (ściślej: Krajowej Rady Narodowej) z 1945 r. o ustanowieniu dnia 9 maja jako „Narodowego Święta Zwycięstwa i Wolności”.
Są najmniej trzy powody dla usunięcia z polskiego systemu prawnego tego aktu prawnego, ciągle obowiązującego. Po pierwsze, od ponad dwudziestu lat w Polsce zakończenie II Wojny Światowej w Europie – zgodnie z prawdą historyczną i mimo braku jakichkolwiek przepisów ustanawiających – obchodzi się w dniu 8 maja, a nie 9 maja, jak nakazuje dekret Bieruta. Przypomnijmy dla porządku: podpisanie kapitulacji sił zbrojnych III Rzeszy wedle czasu środkowoeuropejskiego nastąpiło 8 maja 1945 r. Od ponad dwudziestu lat świętujemy więc zakończenie tej krwawej wojny tak jak to czyni się omal we wszystkich krajach naszego kontynentu (z wyjątkiem Rosji, Białorusi, Ukrainy i Mołdawii), w szczególności we wszystkich państwach Unii Europejskiej. Po drugie, dla nas, Polaków, dzień zakończenia II Wojny Światowej w Europie zasługuje na miano „Święta Zwycięstwa”, zwycięstwa nad Niemcami (w czym mieliśmy udział wybitny, przez innych przemilczany), lecz nie na miano „Święta Zwycięstwa i Wolności”. Nie był to bowiem dzień odzyskania wolności przez Polaków. Choć uwolniona spod zniewolenia niemieckim faszyzmem, Polska popadła pod wielokrotnie dłuższe zniewolenie sowieckim (rosyjskim) komunizmem. Totalitaryzm niemieckiego hitleryzmu został pokonany, ale w Polsce nie można było z woli Narodu ustanowić ustroju demokratycznego, wyrosłego z europejskiej tradycji. Na bagnetach rosyjskiego hegemona ustanowiono w naszym kraju ustrój komunistycznego totalitaryzmu. Po trzecie, dzień 9 maja jako dzień zakończenia II Wojny Światowej przyjęto w Związku Sowieckim, a totalitarne władze tego kraju wymusiły upamiętnianie tej daty w krajach bloku komunistycznego, także w Polsce. Utrzymywanie w mocy dekretu Bieruta, nawet jeśli się go nie przestrzega, jest swoistą akceptacją kłamstwa historycznego, wymuszonego siłą, a także swoistym sygnałem niezdolności do ostatecznego zerwania z lenną podległości hegemonowi wschodnioeuropejskiemu.
Gdy marszałek powiedział: „przechodzimy do głosowania. Komisja [ustawodawcza] wnosi o uchwalenie projektu ustawy [...]. Komisja w dodatkowym sprawozdaniu przedstawia poprawki, nad którymi głosować będziemy w pierwszej kolejności […]. Komisja wnosi o ich odrzucenie”, wydawało się, że kończy się wreszcie byt prawny dekretu Bieruta. Jednak marszałek Sikorski, na wniosek klubu PO, przerwał obrady. A po kwadransie przerwy stwierdził: „po wysłuchaniu opinii konwentu seniorów podjąłem decyzję o skreśleniu tego punktu z porządku obrad”.
Od tamtego momentu minęły prawie dwa miesiące, odbyły się trzy posiedzenia Sejmu, a zmurszały dekret Bieruta jak obowiązywał, tak obowiązuje.
Jak to się stało, że choć pojawiła się – z ponad dwudziestoletnim opóźnieniem – inicjatywa usunięcia z naszego systemu prawnego dekretu Bieruta, opartego na kłamstwie i przemocy, to inicjatywa ta została spacyfikowana? Została spacyfikowana przez marszałka polskiego Sejmu, marszałka, który prywatnie jest właścicielem „strefy zdekomunizowanej”. Została spacyfikowana za zgodą szefów klubów PO, PSL, SLD i TR oraz wicemarszałków wywodzących się z tych klubów, czyli za zgodą znacznej części polskiej elity politycznej.
Przypomina się dowcip. Na pytanie wychowawczyni „kim chciałbyś zostać?”, Jasiu upiera się stanowczo, że chciałby zostać menelem (człowiekiem marginesu społecznego). Czterdzieści lat później Jasiu stoi na tarasie swego wieżowca w Dubaju, na dachu którego parkują jego śmigłowce, rozmyśla o swoim wielomiliardowym majątku i zastanawia się jaki popełnił błąd, że nie osiągnął swego celu. Jaki błąd popełnił właściciel „zdekomunizowanej strefy”, że stał się obrońcą Bieruta? Jaki błąd popełnili eminentni przedstawiciele środowisk PO, PSL, SLD i TR, że większość polskiego Sejmu akceptuje trwania w naszym prawie znaku fałszu i zniewolenia Polaków?
Odpowiedź wydaje się prosta. Najpierw jednak przypatrzmy się biegowi sprawy. W połowie kwietnia 2014 r. członkowie poznańskiego Forum Młodych PiS zgłosili postulat, by znieść przywołany na wstępie dekret Bieruta. Wraz z grupą posłów z klubu PiS szybko przesłaliśmy marszałkowi Sejmu stosowny projekt ustawy (ma on symbolicznie datę 9 maja 2014 r.). Projekt chyba nie budził kontrowersji, bowiem dość szybko – czyli w końcu sierpnia 2014 r. – odbyło się t. zw. I czytanie w sejmowej komisji ustawodawczej, która od razu sporządziła sprawozdanie, przedkładając Sejmowi projekt uchylający anachroniczny dekret. Wkrótce po tym, w końcu września 2014 r., podczas II czytania na posiedzeniu Sejmu, niezastąpiony prof. Tadeusz Iwiński, poseł SLD, wniósł poprawkę do projektu, która – ni mniej, ni więcej – utrzymywała w mocy dekret Bieruta, jednocześnie absurdalnie zmieniając jego treść. Zmiana ta polegała na tym, że zmodyfikowany dekret: [1] znosić miałby dzień 9 maja jako „Narodowe Święto Zwycięstwa i Wolności” (miałby znosić to, co pierwotnie stanowił), [2] ustanawiał dzień 8 maja jako „Narodowego Święta Zwycięstwa” i jednocześnie [3] zachowywał pozostałe postanowienia oryginalnego tekstu, także tytuł, który stałby się po modyfikacji w sprzeczności w stosunku do niej. Poseł Józef Zych (PSL) zwrócił uwagę na to, że poprawka SLD jest prawdopodobnie sprzeczna z Konstytucją. Nie przewiduje ona bowiem dekretu jako aktu prawnego. Raczej niedopuszczalne jest więc utrzymywanie w mocy dawnego dekretu ustawą uchwalaną pod rządami obecnej Konstytucji. Nie zmieniło to jednak zamiaru obrońcy Bieruta i w imieniu klubu SLD złożył poprawkę na ręce marszałka. Komisja ustawodawcza musiała więc ją rozpatrzyć, co zrobiła po ponad dwóch miesiącach.
Sejmowi legislatorzy stwierdzili, że „poprawka [SLD] jest skonstruowana w sposób wadliwy”, ale obrońca Bieruta nie dał się zastraszyć i poprawki nie wycofał. Komisja musiała ją przegłosować i odrzuciła ją 20 głosami (~90%), przy 1 głosie sprzeciwu (~5%) i 1 wstrzymującym się (~5%). Błyskawicznie opracowała kolejne sprawozdanie. Mniej więcej po dwóch tygodniach odbył się w Sejmie spektakl z niedokończeniem procedury głosowania.
Co zadecydowało – w świetle dostępnych informacji – o utrzymaniu w mocy dekretu Bieruta? Otóż jego obrońcy używali argumentu (podczas II czytania i w trakcie późniejszego posiedzenia komisji ustawodawczej), iż zniesienie dekretu spowoduje to, iż „Polska byłaby [wówczas] jedynym państwem dawnej koalicji, które w ogóle nie czciłoby tego święta”. Nic bardziej nieprawdziwego. Jak wyżej przypomniano, od ponad dwudziestu lat w Polsce obchodzimy rocznicę zakończenie II Wojny Światowej w dniu 8 maja, choć żaden przepis tego nie nakazuje. Co ważniejsze, upamiętniamy w tym dniu kolejne rocznice, mimo że jest to wbrew dyspozycjom zmurszałego dekretu Bierut, nakazującego czynić to 9 maja. Już choćby z tego powodu dekret powinien być wycofany z obrotu prawnego, skoro z własnego wyboru czynimy tak, a nie inaczej. Jak wyżej podano, ze względów konstytucyjnych raczej niedopuszczalna jest reanimacja dekretu Bieruta, a na pewno jest to karkołomne. Można po prostu uchwalić nową ustawę nakazującą świętowanie zakończenia II Wojny Światowej w dniu 8 maja. Jeśli to w ogóle jest konieczne, bo na razie świetnie sobie radzimy bez takiego przymusu. Przywołany argument obrońców Bieruta jest zatem bezpodstawny, zgoła sprzeczny z logiką i zdrowym rozsądkiem. Jednak ten właśnie absurdalny argument potraktowali poważnie i marszałek Sikorski, i szefowie klubów PO, PSL, SLD oraz TR, i wicemarszałkowie przez te kluby rekomendowani.
Jak łatwo się domyślić, rozbrat z logiką i zdrowym rozsądkiem nie może być bezkarny. Rozbrat z logiką i zdrowym rozsądkiem – co wykazuje omówiona sprawa – kończy się służbą w watahach demonów przeszłości. Jest też dowodem na słabość charakteru, bo ci się żegnają z logiką, którzy ulegają lękom, którzy niezdolni są do samodzielności w myśleniu, a w konsekwencji w działaniach. W tym przypadku ucieczka przed logiką i uleganie lękom skutkuje utrzymywaniem w mocy dekretu Bieruta, czyli świadectwa fałszu i poddaństwa.
Tak oto sprawa omal anegdotyczna pokazuje dramatyczną słabość znacznej części polskiej elity politycznej.