POLITYCZNY KORONAWIRUS
Nie dajmy się nabrać. Koronawirus nie jest apolityczny. COVID-19, jakkolwiek zdarzenie dramatyczne dla społeczeństwa, niesie też ze sobą konsekwencje polityczne. Czy tego chcemy, czy nie. I nie jest to tylko kwestia polityków przerzucających się odpowiedzialnością.
W małej Chorwacji potrzeba było aż trzech tygodni, żeby z ust któregoś z głównych polityków padły słowa oburzenia na brak działania rządu. Ataki na przeciwników politycznych pozostają jednak rzadkością w większości Europy. Nawet polscy politycy postanowili słać pod swoim adresem pretensje w sposób kulturalny. To nie znaczy jednak, że polityka nie ma związku z koronawirusem.
Solidarność poznanianek i poznaniaków
Wiemy, że w poznańskich szpitalach brakuje środków ochronnych, a zasoby sprzętu są ograniczone. Szpital z oddziałem zakaźnym co prawda należy do miasta, jednak opłacany jest przez NFZ. Od razu więc pojawiły się niejednoznaczne zarzuty, że to samorząd albo rząd powinny wspomóc placówkę w sytuacji epidemii. Opinia o tym, z której strony ma nadejść wsparcie wyraźnie zależała od sympatii politycznych.
A czy przekazywanie strojów ochronnych, w tym maseczek do szpitali jest polityczne? Wiem, że dobrze, że pomagamy. Popieram. Pochodzę jednak z takiego dziwnego kraju, w którym ludzie sobie pomagają, bo państwo i samorządy są tak niewydolne, że nie potrafią zapewnić wody mineralnej i środków ochronnych w szpitalach. Na bardzo wstępnym etapie epidemii. Więc obywatelki i obywatele się zrzucają. Co będzie kiedy epidemia się rozszerzy?
Nastrój u władz miasta z powodu pomocy ze strony mieszkańców pozostaje równie entuzjastyczny jak w trakcie zbiórki na armię w ramach Funduszu Obrony Narodowej w 39', kiedy ludzie oddawali obrączki i rodzinne kosztowności. Jak to się skończyło wiemy, niestety. Nie uratowało nas to przed tragedią.
Solidarność i piękna otwartość poznaniaków staje się więc jak najbardziej polityczna u swego zarania bo obnaża niewydolność państwa i samorządu w chwili niewielkiego jeszcze kryzysu. I niczym nieuzasadnione dobre samopoczucie polityków, które kończy się tym, że powołany przez rząd sanepid nie nadąża z wykonywaniem testów. Dla porównania w chorwackim Zagrzebiu takich punktów jest sześć (na 800 tys. mieszkańców).
Czy polityczne nie jest też cenzurowanie dostępu mediów do szpitala, kiedy Wyborcza ujawnia informacje o problemach i przemęczeniu dyżurujących pracowniku? Jest. Pokazuje, jak bardzo nie rozumiemy wciąż reguł demokracji. I nie po raz ostatni raz wirus obnaża bolączki naszego systemu politycznego.
Polska: wszystko pod kontrolą
Na poziomie krajowym COVID-19 jest jeszcze bardziej polityczny. Głównie dzięki partii rządzącej. Więc może przestańmy na chwilę udawać, że coś jest cacy skoro nie jest?
Włączam publiczne radio. Z sześciu informacji w serwisie pięć dotyczyło działań polskiego rządu lub instytucji do niego należących. W czterech pojawiły nazwiska polityków PiS. W trzech premiera Morawieckiego. A już szczególnym sukcesem sądząc po materiale (w tym po tonie autora) jest to, że LOT organizuje kolejne „Loty do domu”. Jak podkreślano można polecieć klasą biznes za tę samą cenę, liczy się kto pierwszy ten lepszy - jakbyśmy mówili o promocji wakacyjnej. „Już 8 tys. Polaków wróciło do domu dzięki ‘Lotom do domu’” – mówił głos autora materiału. Zapomniano dodać, że loty do domu nie byłyby potrzebne gdyby nie zerwano wszystkich połączeń na polecenie rządu. Zarządzanie przez kryzys okazuje się pełnym sukcesem.
Szczytem hipokryzji i obłudy jest więc odmawianie przez rząd przełożenia terminu wyborów prezydenckich. Nie tylko dlatego, że dostęp opozycyjnych kandydatów do radia i telewizji jest, mówiąc eufemistycznie, ograniczony. Prezydent Duda lansuje się tak naprawdę na tej tragedii. A w dniu wyborów może ona jedynie się spotęgować. Bliski kontakt między osobami jest przyczyną rozprzestrzeniania się wirusa. Nie udawajmy, że w maju nie będzie zagrożenia, bo już dziś wszyscy specjaliści mówią, że walkę z nim wygramy ostatecznie dopiero w przyszłym roku. Podkreślanie, że kampania toczy się normalnie, kiedy wszyscy kontrkandydaci ją zawiesili i że nie ma powodu do przekładania wyborów to żart z demokracji i bezpieczeństwa obywateli.
Wirus dał też rządzącym narzędzie do ograniczenia swobód obywatelskich. O ile w tej chwili są one uzasadnione, pytanie jak długo będą funkcjonowały. Bo nie da się ukryć, że zamknięte granice to marzenie wielu polityków polskiej prawicy.
Mimo więc, że nikt nikogo nie oskarża bezpośrednio o nieudolność, to COVID-19 i tak staje się narzędziem walki politycznej kiedy prezydent Duda tłumaczy w mediach jak rozlewa się płyn antybakteryjny w zakładach Orlenu.
Czy świat wróci na dawne tory? Oby nie!
Świat potrzebuje zdecydowanych zmian w obliczu tej pandemii? Podkreślił to premier Włoch Giuseppe Conte, mówiąc, że „po koronawirusie nic już nie będzie jak przedtem. Będziemy musieli usiąść i ustanowić na nowo zasady handlu i wolnego rynku”. Pisząc ten tekst słucham właśnie audycji z radia Tok FM, gdzie dzwoniły osoby funkcjonujące na umowach śmieciowych i prowadzące jedno- lub kilkuosobową firmę. Kolejne dramaty ludzi, którym już odmówiono zapłaty a dochodzenie jej na drodze prawnej to wiele miesięcy, których nie przetrwają (nie, nie każdy jest wstanie odkładać). Takie, które nie mają powoli za co żyć, bo ich usługa jest sezonowa, albo wymaga zgromadzeń publicznych. Co robi więc rząd? Proponuje 5 tys. firmom do 9 pracowników i odroczenie składek dla jednoosobowej firmy o 3 miesiące. Co to oznacza? Że bardziej opłaca się ludzi zwolnić albo zamknąć działalność aż nie wróci koniunktura. Gdzie leży problem? Nie tylko w tym, że rząd nie pomoże realnie ludziom. To problem naszego systemu gospodarczego u jego zarania. Umowy śmieciowe, „dzięki” którym mamy 2 mln nieubezpieczonych. 2 mln ludzi, którzy nie mają żadnego powodu, żeby chcieć się zgłosić do lekarza. 2 mln potencjalnych chorych i zarażających bo pozbawionych ubezpieczenia zdrowotnego. Minister Emilewicz z rządu PiS parafrazuje więc powiedzenie przypisywane Marii Antoninie („nie mają chleba? Niech jedzą ciastka”) i radzi tym dwóm milionom na śmieciówkach bez gwarantowanego konstytucją ubezpieczenia publicznego, żeby sami się ubezpieczyli.
Nie jest tylko tak, że rząd przejadł pieniądze, które teraz by się przydały. My po prostu tkwimy w chorym układzie, nazywanym wolnorynkowym, który ma się „sam regulować”. Tymczasem kiedy dochodzi do kryzysu wszyscy, także przedsiębiorcy, przychodzą do państwa. Państwo zaś okazuje się niezdolne do pomocy. Nie ma środków bo podatki nie są w Polsce realnie progresywne (skrajny przykład to Dominika Kulczyk, która wykazuje się zerowym stanem na polskim koncie), a giganci informatyczni jak Google i Apple nadal nic nie płacą bo o to poprosił „silniejszy” sojusznik – USA. Na razie tylko hiszpański rząd miał tyle samozaparcia, żeby znacjonalizować, choć jedynie na czas epidemii, prywatne szpitale. Obecny system dzikiego kapitalizmu nie chroni w żaden sposób najsłabszych – ubogich, pracowników i drobnych przedsiębiorców. O co w nim chodzi dobrze pokazują protesty osób pracujących w Amazonie i Volkswagenie (ten ostatni po wielu dniach zamknął swój zakład). Absurdem systemu jest też sytuacja, w której musimy zamykać giełdy bo emocje dotyczące koronawirusa od wielu tygodnii, jeszcze przed zamknięciem firm, decydują o stanie naszej gospodarki.
To zresztą wpisane niestety we współczesny system gospodarczy okrucieństwo wobec zwierząt jest źródłem wirusa (piszą o tym Paola Cavalieri i Peter Singer). Dalej mamy tylko lepiej. Potrzeba części do urządzeń medycznych? Firma je produkująca nie dostarczy ich na czas i karze sobie płacić 10000 euro od sztuki. Co robią Włosi? Drukują je za 1 euro na drukarce 3D. Producent sprzętu grozi im pozwem i więzieniem w tym samym dniu kiedy we Włoszech umiera 250 osób, a liczba zarażonych zwiększa się o kilka tysięcy. Zysk! Bo nie jest to wyjątek, choć jest to najgłośniejsza sprawa. Handlowanie na lewo wykupionym mydłem antybakteryjnym, albo podwyższanie jego ceny w aptekach to te drobne przykłady ludzkiej chciwości, która nas w końcu zabije. Dodajmy też, że w żadnym momencie takich środków co przeciw wirusowi nie wytoczono przeciwko katastrofie klimatycznej. Jej skutki, choć już dziś dużo poważniejsze, nie są chyba tak namacalne.
Jedno jest pewne – tak funkcjonujący świat, oparty o zysk, chciwość, o neoliberalną ideologię rynkową nie ma szans przetrwania. Nie są wstanie funkcjonować kraje, w których służba zdrowia nie ma nawet maseczek i liczy na pomoc obywateli. W obliczu katastrofy klimatycznej (na razie przeciw bezczynności wobec niej protestują głównie młodzi) wiemy to od dawna. Dopiero jednak pandemia koronawirusa tak jednoznacznie obnaża dysfunkcyjność systemu neoliberalnej gospodarki. W ten sposób zaraza może stać się przyczynkiem do poważnych zmian, których nie da się przeprowadzić bez politycznej woli. Czy tak się stanie? Dopiero się przekonamy.