GÓRY, KONIE I KUMYS, CZYLI KIRGISTAN
W warunkach Azji Centralnej, Kirgistan jest autentyczną republiką parlamentarną. Nasi goście z Dżalalbadu naprawdę nasz samorząd znają. Uznają go za wzorcowy i chcą – w ramach inicjatyw z obszaru pomocy rozwojowej – z jego doświadczeń czerpać.
Trzy lata temu, jeden z wpisów na tym blogu, poświęciłem memu przyjacielowi. Pochodzącemu z Kirgistanu, dziś obywatelowi polskiemu, Bakytowi Orozbaevowi. Doktorowi fizyki i duszy wszelkiego towarzystwa. Człowiekowi, który zainteresował mnie Kirgistanem – i szerzej – Azją Środkową (http://jflibicki.salon24.pl/482233,kirgiz-jest-krolem). Mimo tego zainteresowania jak dotąd – z wyjątkiem krótkiej wizyty w Kazachstanie – nie udało mi się jednak Azji Środkowej na dłużej odwiedzić. Aż do tego lata. I znów sprawcą tej wizyty był – a jakby mogło być inaczej – mój przyjaciel Bakyt. Sprawcą w sensie dosłownym. Bo po prostu się żenił. I tak oto odwiedziłem wreszcie Kirgistan. I to od razu z dwojakiego charakteru wizytą. Prywatną i oficjalną. Ten i kilka kolejnych wpisów to będzie relacja z tej podróży. Bo warto w Polsce rozreklamować Kirgistan. I lepiej poznać Kirgizów.
Swoją podróż rozpocząłem z Berlina w czwartek, 14 lipca. Lot do Stambułu, tureckimi liniami Turkish Airlines trwał niecałe 3 godziny. Podróżując w doborowym towarzystwie – księdza Andrzeja Komorowskiego, burmistrza Obornik Tomasza Szramy i mego opiekuna Piotra Matuszczaka – niemal otarliśmy się o wielką politykę. W kilka godzin po tym, jak nasz samolot opuścił stambulskie lotnisko, w Turcji wybuchł wojskowy pucz przeciw prezydentowi Erdoganowi. Lot do kirgiskiej stolicy Biszkeku był zdecydowanie dłuższy, bo trwał 5 i pół godziny. Bez żadnych problemów, o godzinie 8 czasu lokalnego, (czyli o naszej 4 nad ranem) wylądowaliśmy na stołecznym lotnisku Manas. Krótka i sprawna odprawa i już wita nas nasz przyjaciel – Bakyt – oddając nas pod opiekę swego znajomego, urzędnika kirgiskiej prokuratury generalnej Czyngisa Taipova. I tu pierwsze zaskoczenie. Bo choć ruch samochodowy jest taki, jak w Polsce, to Taipov ładuje nas do samochodu z kierownicą po prawej stronie. Wkrótce wszystko się wyjaśnia. Otóż Kirgizi w dużych ilościach importują japońskie samochody, a Kraj Kwitnącej Wiśni akurat zasady ruchu samochodowego postanowił skopiować z ulic brytyjskich.
Ruszamy i po pół godzinie, jadąc zupełnie dobrą, dwupasmową drogą, jesteśmy na przedmieściach Biszkeku. Po drodze mijamy nie tylko góry leżących i sprzedawanych na poboczu arbuzów, ale też – ku naszemu osłupieniu – gigantyczne plakaty z podobizną Angeli Merkel. Powód tej intensywnej reklamy zewnętrznej wkrótce jednak okazuje się prozaiczny. Oto lecąca z wizytą do Mongolii niemiecka kanclerz postanowiła jeden dzień spędzić w Biszkeku, co dla tutejszej klasy politycznej jest sporym wydarzeniem. W podmiejskim kantorze wymieniamy pieniądze. Na złotówkę przypada tu 17 somów, a na dolara 67. Mimo zainteresowania wizytą Angeli Merkel europejska waluta nie cieszy się tu popularnością. Zdecydowanie króluje amerykański dolar.
góry Tienszan, konie, pasterze i jurty, 15 lipca 2016
Do rodzinnej miejscowości Bakyta, Ammanbaeva w obwodzie tałaskim mamy kawał drogi. Ponad 500 kilometrów rozbitych na dwa odcinki. Ruszamy więc pospiesznie. Przed drogą – a jesteśmy po długim locie – wypada coś zjeść. Nasz opiekun Czyngis zabiera nas więc do podmiejskiej restauracji ujgurskiej. I tu kolejne zaskoczenie. Stoliki w tymże lokalu. Goście siedzą po turecku na czymś w rodzaju łóżka, mając przed sobą rozłożony szeroki, ale wysokości zaledwie kilku centymetrów stolik. Kto nie je mięsa, nie ma po co przyjeżdżać do Kirgistanu – mówi nam Czyngis. I rzeczywiście.
Na stole pojawia się chleb w kształcie naszej dużej drożdżówki, pierogi i makaron z mięsem oraz wszechobecna herbata. Rachunek za śniadanie dla 5 osób wynosi 1050 somów czyli, 16 dolarów. Po śniadaniu ruszamy. I od razu wjeżdżamy w góry Tienszan. Przed nami przełęcz, którą musimy pokonać na wysokości 4 tysięcy metrów. Naszym oczom okazują się piękne, zapierające dech w piersiach widoki. Piękne skaliste góry, powyżej ośnieżone szczyty oraz porozbijane na zboczach gór jurty. Koczujący w nich pasterze wypasają stada. Konie, owce, rzadziej kozy i krowy. Mijającym ich podróżnym – wspinającym się w górę zaskakująco dobrymi drogami – obok swoich jurt oferują kumys, kaimak i kurut, czyli wyrabiane z końskiego mleka odpowiednio: kefir, śmietanę i ser w kształcie małych słonych kulek.
Po 6 godzinach podróży docieramy do miejsca naszego noclegu. To wybudowany mniej więcej 30 lat temu ośrodek wypoczynkowy Ozon, leżący w niecce, pośród górskich szczytów, w malowniczo usytuowanej miejscowości Suusamyr. To kiedyś – za czasów ZSRR - przeżywająca swą świetność dacza I sekretarza Komunistycznej Partii Kirgistanu – dziś miejsce odpoczynku nieco zamożniejszych miejscowych i zagranicznych turystów.
spotkanie z samorządowcami z Dżalalabadu, ośrodek Ozon w Suusamyr, 15 lipca 2016.
Tutaj spotykamy resztę polskiej grupy. Jest nas już prawie 30 osób. Po polowej Mszy świętej siadamy do małego podwieczorku, a później do kolacji. Nasz pierwszy dzień na kirgiskiej ziemi kończymy elementem oficjalnym, bo oto na spotkanie z nami, z leżącego kilka godzin drogi od naszego ośrodka Dżelalabadu (nie mylić z Dżelalabadem w Pakistanie) przyjeżdża grupa przedstawicieli dżelalabadzkiego samorządu. I tu spotykając się z nimi strona polska, czyli Bakyt Orozbaev, były polski ambasador w Kazachstanie i Kirgistanie Paweł Cieplak, burmistrz Tomasz Szrama, doradca wiceprezydenta Poznania Krzysztof Grzybowski możemy się przekonać, że w warunkach Azji Centralnej, Kirgistan jest autentyczną republiką parlamentarną. Nasi goście z Dżalalbadu naprawdę nasz samorząd znają. Uznają go za wzorcowy i chcą – w ramach inicjatyw z obszaru pomocy rozwojowej – z jego doświadczeń czerpać. Nasz pierwszy, pracowity dzień w Kirgistanie kończy wspólna z nimi fotografia.
Tu polityka zaczyna swój dzień: www.300polityka.pl
Poznań 2.0 - najważniejsi w jednym miejscu - bo informacja nie musi być nudna http://miastopoznaj.pl
Wielkopolski Portal Osób Niepełnosprawnych – www.pion.pl
www.facebook.com/flibicki