LUKA
W Poznaniu od czasu do czasu coś się pojawia. Na przykład pomysły. Na różne rzeczy. Żeby wybudować to, zburzyć tamto. Żeby zlikwidować to, a stworzyć owo. Umownie nazywam ten proces myśleniem iwentowym. Myślenie iwentowe towarzyszyło nam od zarania prezydentury Ryszarda Grobelnego i mocno się utrwaliło. Do tego stopnia, że usankcjonowano je w pewnym momencie strategią miasta. Oczywiście iwentową. Hasłem stał się know-how, o którym nikt w gruncie rzeczy nie wiedział co znaczy, a znakiem gwiazdka, do odhaczania iwentów.
W ramach know-howu wybudowano nam stadion, na którym miały dziać się mecze oraz iwenty. Wybudowano aquapark pod nazwą term, który miał pełnić funkcję basenu sportowego dla międzynarodowych iwentów. Wybudowano przewymiarowany sklep pod nazwą dworzec, który miał chlebem i solą przyjmować gości, oraz przewymiarowane lotnisko, na które miały się zlatywać samoloty z całego świata. Wybudowano też straszydło udające zamek, które miało górować nad stolicą iwentów. I wiele innych absolutnie niepotrzebnych rzeczy. Stworzono też centrum konsumpcji taniego alkoholu na starym rynku, by każdy mógł stosownie uczcić dowolny iwent.
Nie wybudowano dróg, mostów ani domów, bo były zbyt banalne. Nie uczyniono prawie nic dla poprawy jakości życia mieszkańców, zakładając że iwenty absolutnie im wystarczą. Miasto odwróciło się od tradycji, odwróciło się od rzeki, odwróciło się od realiów, we mgle szukając mitycznego know-howu. Fajerwerki i wyszynk miały zastąpić wszystko.
I teraz strasznie trudno jest się z tego wykaraskać. I gdy tylko coś się wydarza ludzie wzdychają, że jakieś takie nieśmiałe, skromne, chaotyczne. I że pozbawione planu i że niegodne przeszłego zadęcia. A już nie daj Boże zlikwidować jakiś iwent (nawet gdy ten likwiduje się sam, ogłaszając wszem i wobec swego focha – vide świętej pamięci Transatlantyk). Nagle podnosi się lekki tumult pogrobowców epoki nieustannego fajerwerku, że oto odjeżdża pociąg ze złotem.
Została tęsknota za wygaszaną strategią fajerwerku, i myśl o konieczności wypełnienia pozornej luki po ideologii know-howu. Te rzeczy spać nie dają niejednej tęgiej głowie. Ale czy potrzebnie? Czy musimy znów szukać na siłę czegoś co jest bardzo blisko? Czy słowo Poznań nie wystarczy, czy nie wystarczy nam herb? A gdyby tak po prostu, pomału, po poznańsku, znów wypełnić je treścią? Może wystarczy przywrócić im utracone znaczenia, zamiast szukać nowych?