ŻYWOPŁOT
Michał Merczyński, kiedy tworzył „Maltę” powtarzał aż do znudzenia: „myśl globalnie – działaj lokalnie” . Nie wiem, skąd było w nim tyle uporu, mimo nasilającego się hejtu, by trwać z tym swoim festiwalem w Poznaniu. Wiem, wiem: zaraz usłyszę, że nigdzie nie miałby lepszych warunków, lepszej kasy na realizację swoich marzeń. Naprawdę?
Druga „siłaczka” – Agnieszka Duczmal, przez lata zniechęcana do jakichkolwiek działań w tym mieście, bez własnego lokalu dla orkiestry, z ciągłym widmem likwidacji, przy okazji rewolucji strukturalnych w Radiu.
Trzecia „siłaczka” – Ewa Wycichowska, bez miejsca dla Polskiego Teatru Tańca. Na pokaz – chluba i duma miasta, a tak naprawdę jakiś tu chyba ogromny kolec, który najlepiej wyjąć i wyrzucić.
Byli też „siłacze” pojedynczy: muzycy, poeci, malarze... Po latach prób, uznając, że szkoda życia na walki z wiatrakami, wyjechali z Poznania, kupując bilet w jedną stronę.
Zaczyna się wielkie pakowanie skrzyń kolejnego „siłacza” – Jana A.P. Kaczmarka, który sobie zamarzył ściągać świat filmu do Poznania. Mógł do Łodzi, gdzie powiązania z filmem bardziej oczywiste, ale wymyślił sobie sentymentalnie Poznań. Przyklasnęła temu pomysłowi poprzednia władza miasta. Najpierw wszyscy byli podekscytowani, ale chwilę potem zaczęli liczyć pieniądze. I wyszło, jak zawsze, że to skandal, bo „przez Transatlantyk” nie dostają inni. A przecież też mogliby, chcieli, potrafili.
Teoria żywopłotu (przyciąć, co wystaje) przyoblekła się w modne hasło: „aktywizacja mieszkańców”. Super, fajnie. Aerobik jest także aktywnością integrującą. A że nie generuje treści rozwijających intelektualnie? Ma jeden plus: efekt widać od razu. Od razu pani Krysia z panią Basią zaprzyjaźnią się i pójdą na kawę…
W kulturze jest tak, że laurów nie zbiera się od razu. To biznes długofalowy, niestety.
W kulturze jest tak, że aby się rozwijać, trzeba konfrontować własne pomysły z innymi.
W kulturze jest tak, że jeśli zamknie się ją w klatce, zjada własny ogon.
W kulturze jest tak, że wydarzeniom lokalnym trzeba co jakiś czas szeroko otworzyć okno: nie po to, by coś uciekało, ale by wpuścić do środka świeże powietrze.
W Poznaniu liczy się własny grajdołek, jak na plaży. I parawan, by nikt nam nie zajrzał do środka.
To co? Pozbywamy się „Malty” i „Animatora”? Przecież to także pieniądze do wzięcia. Ile fajnych eventów można za nie zrobić… A że nic po nich nie zostanie trwałego, mniejsza o to. Żyjemy „tu i teraz”. Po nas choćby potop.