ŚNIADANIE W WODZICZKI LUB KASPROWICZA
Targ śniadaniowy w parku Wodziczki czy Kasprowicza? No to i wiele innych pytań próbuje odpowiedzieć sobie wielu mieszkańców naszego miasta. Sprawdziliśmy jak to jest „od kuchni”.
Leniwa ostatnia sobota sierpnia rozpoczęła się słonecznie. Park Kasprowicza sąsiadujący ze „smutną” halą Arena leniwie przygotowywał się do późniejszego zgiełku. Pogoda sprzyjająca. Można zaczynać.
Większość miejsc jest w rękach tych samych wystawców. Tu napoje. Herbata, lemoniada, koktajl arbuzowy i dwoje młodych ludzi, których pomysł się przyjął i trwa. Asfaltową alejkę otaczają powoli wszelkiego rodzaju mobilne kawiarnie, od tych napędzanych siłami ludzkich mięśni, a skończywszy na takich, które na targ dotarły za sprawą silników diesla. Zabudowanych w starych pojazdach użytkowych, delikatnie tylko odmalowanych.
Tuż pod Areną
Spodziewałem się wielu pytań. Co to za jedzenie? Gdzie można je znaleźć? Okazało się, że spora część bywalców „śniadań w parku” wie doskonale czego można oczekiwać i kogo można spotkać. Tym niemniej ludzi przybywało. Apogeum między godziną trzynastą, a czternastą nie było dla nikogo zaskoczeniem. Wszystkie stoliki wystawione przez organizatorów były zajęte, a wokół targu można było dostrzec wiele rodzin z dziećmi i rozłożonych kocyków. Subtelnie, kulturalnie i ze smakiem.
Fani lodów czy słodkich ciast nie muszą się obawiać o brak atrakcji. Mobilne lodziarnie wiodły prym, a tuż obok nich, bezszelestnie polecano ciasta. Kto jada deser na śniadanie, ten na spotkaniu w parku radość znajdzie.
Niekiedy można dosłyszeć dyskusje na temat cen produktów. Drogo! Ceny jak Batorym! – Pojawiały się głosy. Spójrzmy wprawdzie w oczy. Cokolwiek sprzedajesz na takiej imprezie musi być wysokiej jakości i pomysłowe. Na sztampę i głęboko mrożone produkty nie ma tu miejsca. Dlatego za przekąskę, mniejszą lub większą musisz zapłacić ponad dziesięć złotych. Lemoniadę znajdziesz za złotych pięć, a kawę za niemal osiem.
Zbliża się wrzesień i tuż pod Areną powieje chłodem. Pokusa wśród wystawców, połączona z teorią, że targ śniadaniowy mógłby powędrować do wnętrz hali nie znalazł jednak potwierdzenia. To znaczy, pomysł jest, ale możliwość jego realizacji wydaje się być utrudniona.
Od kuchni
Okazuje się, że na nasze miejskie targi kulinarne dociera wiele osób z całego kraju. Kucharze z Lubelszczyzny, wykorzystujący lokalne specjały nie są tu niczym nowym. Ciekawie jest, jeśli chodzi o relacje wystawców. Pomocni i zwykle uśmiechnięci, często króluje też handel wymienny. Jedno z miejsc tworzy lemoniadę, wymienianą potem na kawę, a to tylko przykład.
Zgodne stwierdzenie wystawców – w parku Wodziczki dzieje się więcej. Goście też mają większy wybór. Pojawiają się kolorowe wozy z przekąskami, znajdziemy też pyry z pieca, czy niedoceniane kulebiaki w cieście drożdżowym. Kawa, lody, mięso, owoce, desery i wszystko czego dusza zapragnie – to możesz znaleźć na śniadaniach w parku.
Ceny wysokie?
Za pięć złotych znajdziesz wodę mineralną. Osobliwa butelka i inne niż sieciowe logo, zachęcą do kupna. Potem zapiekanka, burger czy baklawa i rachunek wzrasta do trzydziestu złotych za osobę. Dla jednych sporo, dla innych niewiele. Zawsze może się przejść i zobaczyć całość. Zainspirować. Dzieięć czy piętnaście złotych to realne koszty za jedną porcję czegoś konkretnego.
Na Sołaczu więcej jest wszystkiego. Wystawcy przyjeżdżają z całego kraju. Tłum naprawdę spory. Jest relatywnie drogo i dlatego na targ przychodzi się od święta. Jest jednak grupa osób chcących żywić się odpowiedzialnie i dla nich jest każde spotkanie w parku.
Niedziela to spotkanie w parku Wodziczki. Tłumy przybędą. Oby dopisała pogoda, bo sama pełnia księżyca zdaje się nie wystarczyć.
Który lepszy. Spokojny park Kasprowicza i kameralna atmosfera? Może większy i lepszy biznesowo Sołacz? Pod warunkiem, że nie spadają gałęzie drzew lub nie ma podtopień.
Przeczytaj poprzedni artykuł!
JAK SPĘDZIĆ OSTATNI WEEKEND WAKACJI? PODPOWIADAMY!
