SZYMON HOŁOWNIA: CHCĘ BYĆ DZIŚ GDAŃSZCZANINEM
Wiele osób publikuje wpisy związany z prezydentem Gdańska Pawłem Adamowiczem i jego tragiczną śmiercią. Publikujemy fragmenty wpisu Szymona Hołowni.
Moje związki z Gdańskiem nie są wielkie. Na gdańskiej politechnice studiował mój ojciec, we Wrzeszczu mieszkała chrzestna mojej mamy, do której jeździliśmy w latach 80. na "nadmorskie" wakacje. Pod koniec życia mieszkał tu mój dziadek. Urodziłem się w Białymstoku, od ćwierćwiecza jestem emigrantem zarobkowym w Warszawie, i to ona stała się już moim miastem. Ale teraz - pozwólcie mi na to proszę ziomale znad Motławy - chcę czuć się, i jestem gdańszczaninem.
(...)
Paweł Adamowicz nie był mnichem, człowiekiem kontemplacji. Był politykiem, człowiekiem akcji. Nie pytam dziś więc siebie, jak mam kontemplować jego trumnę, ale co zrobić, gdy on - leżąc w niej - nic już zrobić nie może. Czy jego marzeniem byłoby teraz, bym zasypywał mu wieko chryzantemami, czy żebym próbował jakoś pociągnąć na swojej działce to, co on na swojej zaczął? Odpowiedź jest jasna, skoro nawet jego najbliżsi proszą, by zamiast kwiatów, dać teraz datki na WOŚP i hospicjum, które zrobià konkretną robotę, realnie zmniejszą cierpienie wielu ludziom. Od paru dni zastanawiam się więc, co jeszcze mógłbym zrobić, jak przeżyć tego tygodnia nie rozpuścić zaraz w tysiącu innych trudnych newsów.
Po pierwsze - chciałbym więc być Gdańszczaninem. To miasto naprawdę ma w sobie jakiś genius loci. Córka prezydenta Adamowicza, Tosia, w przejmujący sposób mówiła wczoraj, że spełnieniem testamentu jej Ojca będzie, jeśli Gdańsk nadal będzie miastem kochającym i otwartym. To w Gdańsku mieliśmy Westerplatte, to w Gdańsku zaczęła się Solidarność, ale przecież Gdańsk - jak każde nadmorskie miasto (ale i za sprawą choćby migracji z Kresów) - był też zawsze tyglem, w którym warzyły się skrawki świata, kultury, języki, interesy, wrażliwości, tworząc mieszankę nie do podrobienia. To miasto już dawno runęłoby bez otwartości, bez szacunku. Nie chodzi o to, by budować Republikę Dziewic Świętszych od Papieża, również Gdańsk ma swoje szwarccharaktery. Myślę o idei wspólnoty, w której każdy jest skądś, i to nie jest złe, a dobre. O wspólnocie otwartej bramy, gościnności, ciekawości.
(...) Po drugie - zobaczcie, co się w tym Gdańsku w ostatnich dniach dzieje. Arcybiskup Głódź. Postać och jakże nie z mojej bajki, który jeszcze parę miesięcy temu odznacza w katedrze szefa medium, które szczuło na Adamowicza bez opamiętania - dziś w środku nocy jedzie modlić się nad rannym prezydentem do szpitala. Bez żadnych ceregieli, gasząc natychmiast krytyki świętych smędzących, że przecież Adamowicz był "tęczofilem", czy był za in vitro, zgadza się, by pochować go w kościelnym sercu Gdańska, w Bazylice Mariackiej. Przestaje być politykiem, znów staje się dobrym księdzem, a ja - często na niego oburzony - dziś chcę oddać mu za to szacunek. Inny Gdańszczanin, Lech Wałęsa daje nam korki z eschatologii, z całą swoją wałęsowatą bezobciachowością jasno, po prorocku przypominając, gdzie zaraz skończą się te nasze wszystkie wojenki - wpisuje Adamowiczowi do księgi kondolencyjnej: "Do zobaczenia za chwilę".
(...)
Po trzecie - to mi znowu pokazuje, jak bardzo trzeba doceniać polskich samorządowców. Fiksujemy się na żałosnym programie kuglarskich teatrzyków z Traktu Królewskiego i Wiejskiej, nie doceniając czasem, jakiej klasy ludzi mamy tuż obok siebie. Jasne, nie wszyscy z nich to postaci warte, ale nie pomylę się chyba twierdząc, że wspólnotowe dobro o niebo łatwiej dziś znaleźć tam, niż tutaj. Popatrzcie na tych radnych, burmistrzów, prezydentów, który - bez zuchwałości i bez lęku - po prostu robią to, co Adamowicz, który samorządowcem był z krwi i kości. Robią swoje.
Po czwarte - jeśli coś naprawdę ma się zmienić w naszym życiu, a nie wrócić, po otarciu łezek, w stare koleiny, trzeba naprawdę zmienić coś w sposobie w jakim się ze sobą komunikujemy. Napisałem już wcześniej, jak będę się teraz jeszcze bardziej gryźć w język, by - nie zgadzając się z czyimiś poglądami - nie przekroczyć granicy POGARDY dla niego samego. To oznacza również jeszcze bardziej zdecydowane blokowanie hejterów. Od razu, bez ostrzeżenia. Dość już wziętej z końca pleców tezy, że każdy ma święte prawo uczestniczyć w debacie, nawet jeśli potrafi w niej tylko puszczać bąki. Jego wolność kończy się tam, gdzie zaczyna moja. Hejt to nie jest opinia, pomówienie czy insynuacja (z gatuku: "no, ja nie wiem jak jest, ale różnie o nim mówią") to nie jest żadna prawda, hejtowi trzeba po prostu odciąć tlen, którym jest dawanie mu pola do wypowiedzi. A że to kogoś wykluczy? To co? To wykluczy. Ja też jestem wykluczony od udziału w operacjach kardiochirurgicznych oraz lotach kosmicznych, bo nie mam kompetencji, nie umiem, nie wiem, nie znam się, to proste.
(...)
Pawłowi Adamowiczowi dziękuję, że mi o tym przypomniał. Współstworzył, jak umiał, miasto, od którego może uczyć się dziś Rzeczpospolita i za to należą mu się od niej najwyższe ordery (mam nadzieję, że je w sobotę dostanie). Ja mogę dać mu tylko to, o czym napisałem wyżej.
Po szóste więc - Panie Pawle, na Pański pogrzeb pchał się nie będę, nie jestem nikim, kogo by tam oczekiwano, na WOŚP - zgodnie z prośbą Pana Żony - wpłaciłem. Na trumnie chcę położyć dziś Panu to jedno: przez Pana, dzięki Panu, chcę dziś być gdańszczaninem. #jestemzgdańska. To mój hołd dla Pana, nie umiem złożyć większego.
CAŁY WPIS TUTAJ: https://www.facebook.com/szymonholowniaoficjalny/photos/a.396576197133844/1188088277982628/?type=3&theater