CZY GROZI NAM EPIDEMIA ODRY?
128 – tyle zachorowań na odrę, według Głównego Inspektora Sanitarnego, zanotowano już w tym roku. W 2017 roku było ich o 70 mniej. Media donoszą o zwiększonej liczbie zachorowań w podwarszawskim Pruszkowie. Czy to już epidemia? Czy mamy się czego bać? Czy wszystkiemu winni są przeciwnicy szczepień? „Choroby zakaźne są nieprzewidywalne. Jedni chorobę przejdą łagodnie, inni ciężko. Drobnoustroje mogą przełamać układ odpornościowy zdrowej dotąd osoby i wywołać powikłania, a nawet śmierć krótkim czasie. Szczepienia pozwalają nam kontrolować te choroby" mówi epidemiolog dr hab. Paweł Stefanoff z Norweskiego Instytutu Zdrowia Publicznego.
„Obecna sytuacja związana z odrą dla epidemiologów nie jest zaskoczeniem- zauważa dr hab. Paweł Stefanoff w rozmowie z portalem www.zaszczepsiewiedza.pl- Od dziesięciu lat wyszczepialność dzieci z powodu szkodliwej działalności ruchów antyszczepionkowych systematycznie spada, więc w końcu musiało dojść do zwiększonej ilości zachorowań". Odra jest niezwykle zaraźliwą chorobą i jedna osoba może zarazić nawet kilkanaście innych, więc jeśli osoby nieuodpornione będą się gromadziły w coraz większych grupach, zachorowania będą występowały częściej. W sytuacji, kiedy wyszczepialność przeciwko odrze utrzymuje się na stałym, wysokim poziomie powyżej 95%, możemy mówić o istnieniu zjawiska odporności populacyjnej, dzięki której chronieni są również ci, którzy z różnych przyczyn, na przykład zdrowotnych, nie mogą być zaszczepieni. Przeciwnicy szczepień często w takich sytuacjach pytają: a co z dorosłymi? Dlaczego ich nie szczepimy, przecież i oni należą do populacji, więc nie można mówić o wysokiej wyszczepialności, jeśli oni nie są zaszczepieni. „Ten argument nie ma sensu- uważa dr hab. Paweł Stefanoff- Po pierwsze obowiązkowe szczepienia przeciwko odrze wprowadzono w Polsce w 1975 roku, co oznacza, że osoby do 43 roku życia są zaszczepione. Po drugie, przed wprowadzaniem szczepień, odra była bardzo powszechną chorobą, więc większość osób przed wprowadzeniem szczepień miało w dzieciństwie kontakt z wirusem i zostali uodpornieni"- tłumaczy dr Stefanoff.
Szczepienia są jedyną procedurą medyczną oferowaną nieodpłatnie na podstawie procedur prawnych we wszystkich państwach na świecie bez wyjątku, zaś w tych, których nie stać na zapewnienie tej podstawowej ochrony swoim obywatelom, działają programy pomocowe organizowane na przykład przez Światową Organizację Zdrowia (WHO) lub prywatne fundacje. Zapobieganie chorobom zakaźnym to nie tylko nasza osobista odpowiedzialność, ale i obowiązek wobec innych mieszkańców, nie tylko kraju, ale także i globu. W skali makro, jaką zajmują się epidemiolodzy, doskonale widać, że szczepienia są potrzebne, bezpieczne, ratują życie i pozwalają uniknąć ciężkich powikłań wpływających na całe życie chorego. W Polsce na przykład, dzięki szczepieniom oraz podniesieniu ogólnego poziomu higieny w kraju i poprawie warunków bytowych, ograniczona została liczba zachorowań na gruźlicę. Nadal jednak szczepimy przeciwko tej chorobie noworodki, gdyż występują zachorowania wśród osób które zakaziły się wcześniej i członkowie rodzin mogą narazić na zakażenie niemowlęta i małe dzieci.
Kiedy szczepienia pojawiły się po raz pierwszy, pod koniec osiemnastego wieku dzięki wynalazkowi Edwarda Jennera, od razu wzbudziły zarówno kontrowersje, jak i wielkie nadzieje. Niedoskonała szczepionka Jennera przeciwko ospie prawdziwej często dawała ciężkie niepożądane odczyny, a jednak rodzice ustawiali się w kolejce, aby otrzymać preparat, który mógł uchronić ich dziecko przed śmiercią dotykającą 1/3 zakażonych. Współczesne szczepionki to preparaty powstające w wyniku wieloletnich badań oraz testów, kontrolowane nie tylko przez producenta, ale również niezależne, państwowe instytuty badawcze. Kontroli, w przypadku szczepień, podlega każda partia, co powoduje, że są to najlepiej przebadane preparaty na rynku.
Nadzór nad chorobami zakaźnymi sprawowany jest w każdym kraju, odpowiednie analizy przeprowadzane są również na przykład przez WHO: „Ludzie boją się chorób zakaźnych, dlatego w każdym kraju prowadzone są badania epidemiologiczne mające na celu monitorowanie ilości zachorowań, wykrycie nowych patogenów lub zmian w patogenach już znanych- mówi dr Paweł Stefanoff- Nawet jeśli nie uda się zapobiec epidemii, to naukowcy poświęcają wiele czasu na odkrycie jej mechanizmów, zrozumienie, jak i dlaczego do niej doszło. Wszystkie te niezwykle kosztowne działania mają na celu zwiększenie naszego bezpieczeństwa".
Obok inicjatywy zmierzającej właśnie do znacznego obniżenie naszego bezpieczeństwa, czyli dążącej do zniesienia obowiązku szczepień, powstała również taka, która chce wspierać działania prozdrowotne pod hasłem „Szczepimy, bo myślimy": „Po doświadczeniach samorządów, którym nie udało się skutecznie wprowadzić zapisu o przyjmowaniu do żłobków, przedszkoli i szkół jedynie dzieci zaszczepionych, postanowiliśmy wystąpić z obywatelską inicjatywą ustawodawczą umożliwiającą takie działanie- wyjaśnia Robert Wagner z Wrocławia, jeden z pomysłodawców projektu- Nasza propozycja zakłada, iż samorząd będzie mógł wprowadzić dodatkowe punkty potrzebne do przyjęcia dziecka do żłobka, przedszkola i szkolnego punktu przedszkolnego. Dziecko, które nie może być szczepione ze względów zdrowotnych, po przedstawieniu odpowiedniego, weryfikowalnego zaświadczenia lekarskiego, również otrzyma te punkty. Podpisy pod inicjatywą można składać w Okręgowych Izbach Lekarskich lub ściągnąć formularz z naszego profilu na Facebooku i odesłać podpisany do Okręgowej Izby Lekarskiej".
Inicjatorów tego pomysłu nie można oskarżyć o chęć dyskryminacji dzieci niezaszczepionych, gdyż, analogicznie, dodatkowe punkty dostają na przykład dzieci, których rodzeństwo chodzi do przedszkola lub szkoły na terenie danej gminu lub jeśli rodzice płacą tam podatki. Nikt w takiej sytuacji nie mówi przecież o dyskryminacji jedynaków. Propozycja „Szczepimy, bo myślimy" zakłada podobny mechanizm. „Jestem ojcem czwórki dzieci i nie rozumiem, dlaczego ludzie w sprawie szczepień ufają pseudonaukowcom z Internetu lub lekarzom o wątpliwej reputacji, czasem bez prawa wykonywania zawodu, a nie lekarzom w szpitalach, przychodniach, którzy na co dzień opiekują się ich dziećmi. Tu naprawdę chodzi o zdrowie, a nawet życie, naszych dzieci. Ci, którzy myślą rozsądnie- szczepią"- dodaje w rozmowie z portalem www.zaszczepsiewiedza.pl Wagner.