MIASTO POZNAJ OKOLICE - POCHÓD 1 MAJOWY!
Nawiedzone sarny, ludożercze wierzby, Indie, trędowaci, narodowcy i katastrofa lotnicza. A to wszystko tylko podczas jednego 35 kilometrowego spaceru z Poznania do Strykowa!
Sarny widzą wszystko!
1 maja. Tak dobrze znane Polakom Święto Pracy, choć nie bez powodu kojarzy nam się z komunizmem, w rzeczywistości narodziło się w Stanach Zjednoczonych. To na cześć strajkujących wiosną 1886 roku amerykańskich robotników, domagających się 8 godzinnego dnia pracy, my każdego roku 1 maja paradoksalnie mamy wolne.
Wy smacznie spaliście, ciesząc się tym wolnym od pracy poniedziałkiem i pewnie przygotowując już w myślach kiełbaskę na grilla. Ja natomiast, wraz z moją dzielną fotografką Martą, pakowaliśmy plecak na długą podróż.
Chyba każdy przyzna, że tegoroczny 1 majowy poranek był przepiękny. Słoneczko przygrzewało, małe białe chmurki przyozdabiały błękitne niebo i gdyby nie chłodny wiaterek można by pomyśleć, że mamy środek lata. W tak pięknych okolicznościach przyszło nam spotkać niezwykłą sarenkę. Dziwnie jest spotkać takie zwierzątko w środku miasta. No dobrze, może Fabianowo to nie ścisłe centrum ale nadal jest przy Głogowskiej.
Hipnotyczny wzrok sarny przyciągał uwagę. Nie dało się oderwać od niej wzroku. Może i dobrze, że znajdowała się za płotem na terenie czyjejś posesji. Kto wie co sarna o takim wzroku mogłaby nam zrobić, gdyby nie dzielące nas metalowe ogrodzenie!?
Śmierć wrogom Plewisk
Idąc wzdłuż torów z przystanku Poznań Junikowo w kierunku szosy S11 można się sporo naoglądać. Człowiek dowiaduje się na przykład z napisu na jednym z garaży, że nacjonalizm jest jedyną drogą. Jeśli ktoś ma wątpliwości co do autorów takich twierdzeń, to pozostałe garaże przyozdobione są znaczkami ONR oraz nieudolnymi próbami narysowania celtyckiego krzyża
To nie koniec. Prawdziwą perełkę garażowej drogi wstydu w Plewiskach można znaleźć na najdalej wysuniętym w kierunku S11 baraku. „Śmierć Wrogom Ojczyzny” do tego popularnego wśród radykalnej, prawicowej młodzieży hasła autorzy załączyli ozdobniki w postaci wspomnianego już krzyża, falangi oraz… symbolu Polski Walczącej.
Biedne niedouczone dzieci. Gdyby wiedziały, jak wielką i ohydną krzywdę czynią zestawiając te obrzydliwe nacjonalistyczne znaczki, z symbolem walki o Polskę. „To obrzydliwe. Odmawiam rozmów z narodowcami. To nie jest patriotyzm. To jest ideologia. A ojczyzna powinna być ponad ideologią, nie można jej do ideologii sprowadzać.”* mówił w rozmowie z Emilem Maratem i Michałem Wójcikiem Aleksander Tarnawski pseudonim „Upłaz”, ostatni żyjący cichociemny.
Trędowaci
Prawdziwą ironią losu jest to, że za szosą S11, przy samym wejściu do wsi Palędzie, stoi tablica upamiętniająca ofiary nazizmu. Pomnik ofiar głoszący „Miejsce uświęcone cierpieniem jeńców angielskich, francuskich i rosyjskich oraz więźniów obozu pracy narodowości żydowskiej, którzy w okresie II wojny światowej w latach 1941 – 1943 zostali zmuszeni przez niemieckiego okupanta do niewolniczej pracy” stoi zaledwie 4 kilometry od baraków w Plewiskach.
Nie jest też tajemnicą, że w imię narodowego socjalizmu, czystości rasowej oraz tysiącletniej rzeszy gestapo w 1939 roku dokonało masowej egzekucji w Palędziu. Wśród kilkuset osób pomordowanych w imię czystości narodu niemieckiego znalazło się również 70 studentów Uniwersytetu Poznańskiego. Ofiary tej zbrodni pochowano w masowej mogile, tak zwanych Grobach Zakrzewskich.
Czy ludzie, którzy dziś malują symbole kojarzące się z rasizmem lub bazgrzą hasła o nacjonalizmie potrafiliby spojrzeć w oczy ofiarom gestapowców? Co Ci młodzi i, mam nadzieję, nieświadomi swej głupoty ludzie chcieliby przekazać tym, którzy zginęli z powodu durnej ideologii?
Ojciec
Palędzie to wieś niezwykła pod wieloma względami, a tablica ku pamięci ofiar jest jednym z najmniejszych zaskoczeń. Starczy wspomnieć, że początek istnienia miejscowości szacuje się na mniej, więcej 1200 lat p.n.e.! Znaleziono tu cmentarzysko kultury łurzyckiej zawierające 41 grobów całopalnych.
Ta wieś przetrwała wiele niezwykłych wydarzeń. Między innymi bitwę z Krzyżakami, zwycięską dla Władysława Łokietka. Na terenie wsi miała też miejsce katastrofa lotnicza. 20 listopada 1992 na terenie wsi rozbił się samolot MIG-21 z por. pil. inż. Romanem Jackiem na pokładzie. W książce pod redakcją Józefa Zielińskiego „Pamięci lotników wojskowych 1945 - 2003” można przeczytać „Katastrofa wydarzyła się podczas wykonywania startu na samolocie Mig-21 PFM do lotu szkolnego w NTWA. Pilot po wystartowaniu i wyłączeniu dopalacza nie złożył obowiązującego meldunku: "Neutralne", lecz dwukrotnie zameldował "sztuczny nie jest oświetlony". Otrzymał od kierownika lotów komendę nakazującą wykonanie lotu metodą małego prostokąta. Wkrótce potem samolot zderzył się z ziemią w odległości 15 km od lotniska. Pilot nie podjął próby opuszczenia samolotu za pomocą fotela katapultowego”.
Jednak Palędzie jest znane głównie przez ojca Mariana Żelazka, który tu właśnie się urodził. Jego historii starczyłoby na niejeden hollywoodzki film. Zaledwie 22 letniego zakonnika aresztowano i wywieziono do obozu koncentracyjnego w Dachau w maju 1940 roku. Był przetrzymywany również w obozie w Gusen. Od 1950 roku przez 25 lat pracował wśród Adivasów, żyjących w indyjskiej dżungli koczowników. Od 1975 roku niósł pomoc trędowatym w Indiach. W 2002 roku Ruch Solidarności z Ubogimi Trzeciego Świata MAITRI zgłosił jego kandydaturę do Pokojowej Nagrody Nobla. Zmarł w 2006 roku. Niezwykły pomnik tego człowieka znajdziecie na skrzyżowaniu drogi jego imienia z Pocztową.
Ludożerca
Żeby tego wszystkiego było mało, w Palędziu znajdują się najdziwniejsze na świecie drzewa. Ich siła jest tak wielka, że nawet potęga ludzkiej cywilizacji ustępuje im miejsca. Chodniki dosłownie kręcą zygzaki, by tylko nie naruszyć spokoju drzew.
Gdy próbowaliśmy grzecznie zwrócić im uwagę, że to nie ładnie i nie wypada się tak wpraszać na miejsce chodnika, nastąpiła rzecz w przyrodzie niespotykana. Pierwszy z brzegu osobnik, o fryzurze godnej indiańskiego wojownika z plemienia Irokezów rzucił się na mnie jak oszalały.
Atak był nagły i niespodziewany. Drzewo nie miało kagańca, nie wiedziałem nawet czy było kiedykolwiek szczepione. Na szczęście nasz spór udało się rozwiązać polubownie. Drzewa pozostawione w spokoju, których nie próbuje się wypraszać z dawno zajętych przez nie miejsc są bardzo grzeczne i kulturalne. Czasem nawet potrzymają nam coś przez chwilę lub wesprą ramieniem. Choć już nigdy nie spojrzę na Palędzkie drzewa tak jak przed tym przedziwnym incydentem…
Koniec części 1, część II w sobotę 13 maja.
*E. Marat, M. Wójcik: „Ostatni”.