CZASAMI TRZEBA MÓWIĆ NIE DO KOŃCA TO, CO SIĘ MYŚLI
O małej obecności w kampanii, „petencie” Jaśkowiaku, wrogim akcie prezydenta Grobelnego i „wtórnym dziewictwie” niektórych polityków rozmawiam z szefem poznańskiej Platformy Obywatelskiej, Filipem Kaczmarkiem.
Marcin Zawada: Tak się zastanawiam, gdzie Pan jest w tej kampanii?
Filip Kaczmarek: Jestem szefem Platformy, czyli uczestniczę w posiedzeniach sztabu wyborczego.
Jest Pan jedną z najbardziej rozpoznawalnych twarzy poznańskiej Platformy, nie ma Pan wrażenia, że brakuje Pana na kampanijnym froncie?
Częściowo można mieć takie wrażenie, ale to jest świadome działanie. Jeżeli dzwoni do mnie dziennikarz i zaprasza do studia, aby porozmawiać o kampanii, to ja mówię, że wolę żeby zaprosił kogoś kto kandyduje w tych wyborach. Bo to kandydaci muszą dotrzeć do wyborców. Ja wolę być maksymalnie „schowany”, a pokazywać kandydatów.
To może tutaj jest problem i błąd. Twarz PiS w Poznaniu Tadeusz Dziuba kandyduje, szef SLD Tomasz Lewandowski też. Szef PO w Poznaniu nie kandyduje. Może Pana twarzy właśnie brakuje. Pytanie dlaczego Pan nie kandyduje?
Nie kandyduje dlatego, że mam inne plany. Byłem przez 10 lat posłem do Parlamentu Europejskiego. Mieszkam w Poznaniu i oczywiście interesuje się tym, co dzieje się w mieście. Ale jeśli chodzi o stanowiska polityczne, które chciałbym piastować, to gdzie indziej lokuje swoje plany.
Czyli jednak myśli Pan o Senacie.
O Parlamencie. Mówiąc tak pół żartem, pół serio – w Senacie jeszcze mnie nie było. Dawno temu byłem posłem, pracowałem w Parlamencie Europejskim, byłem w Radzie Miasta, więc Senat byłby dla mnie nowym doświadczeniem. Ale decyzji jeszcze nie ma. Nauczony przebiegiem wyborów majowych nie chciałbym deklarować co ja chcę, bo to co się wydarzy nie zależy tylko ode mnie.
Ale w słowach „w Senacie mnie jeszcze nie było” zamyka się Pańska deklaracja.
Rozważam taki wariant poważnie.
„WTÓRNE DZIEWICTWO” NIEKTÓRYCH POLITYKÓW
Kto jest głównym wrogiem politycznym Platformy w Poznaniu?
PiS. A szerzej mówiąc pewien sposób myślenia, którego najpełniejszym wyrazicielem jest sam PiS, ale nie tylko ta parta tak myśli.
Myślałem, że powie Pan o Ryszardzie Grobelnym jako waszym główny wrogu.
Ostatnio takie propisowskie myślenie reprezentuje również pan prezydent Grobelny. Coraz bardziej zbliża się on do PiS-u. Mam na myśli jego cenzorskie zapędy, styl przemawiania - bardzo kaznodziejski. To jest duży przechył w prawo. On formalnie nie wiąże się z PiS-em, ale ideowo, mentalnie w naszym przekonaniu jest coraz bliżej PiS-u.
Były w PO rozmowy dotyczące udzielenia poparcia Ryszardowi Grobelnemu?
Ryszard Grobelny jest zmęczony rządzeniem. On się do tego nie przyznaje, ale to widać. Ja uważam, że jest wypalonym prezydentem.
Ale ja pytałem o to dlaczego nie otrzymał poparcia ze strony Platformy, bo przecież prowadziliście z nim rozmowy.
Rozmowy były prowadzone, ale o tym żeby nie kandydował. Nie udało się jednak namówić Ryszarda Grobelnego, żeby nie kandydował.
A jakie mieliście argumenty?
Dokładnie takie, jak mówię, że jest wypalony, że zbyt długo pełni funkcję prezydenta.
Zdajecie sobie sprawę, że akurat te argumenty mogły nie zadziałać na Ryszarda Grobelnego.
Mówiliśmy, że jeśli dalej chce działać w sferze publicznej, to może swoje doświadczenie przenieść na politykę krajową, że może być parlamentarzystą.
Z waszych list?
Rozważaliśmy warianty, które by go skłoniły do tego, aby nie kandydował na prezydenta Poznania. Są różne opcje, bardziej wiążące z partią i mniej. My np. już popieraliśmy do Senatu kandydatów, którzy nie są członkami Platformy.
Grobelny ostatecznie kandyduje ze swojego komitetu. Na dodatek wystawia listę nie tylko do Rady Miasta, ale i do Sejmiku. Tym samym wypowiada wam wojnę. Dopuszcza Pan jeszcze Możliwość współpracy z Ryszardem Grobelnym?
To jest wrogi akt wobec nas i pan prezydent Grobelny o tym od początku wiedział, bo mówiliśmy wprost, że jego rozważania na temat wystawienia listy do Sejmiku będą przez nas odbierane negatywnie. Bardzo to utrudni współpracę w przyszłości. To potwierdza polityczne motywacje prezydenta Grobelnego. Jeżeli ktoś działa tylko na poziomie gminy i ma radnych, to jeszcze można mówić, że to jest działanie samorządowe, ale Sejmik jest organem bardzo politycznym. W tym przypadku mówienie, że się jest bezpartyjnym jest nieporozumieniem. Nawet jeśli taka quasi partia nie chce być nazywana partią, to w rzeczywistości to jest partia.
Jak Pan patrzy na listy komitetu Ryszarda Grobelnego, jest Panu żal kilku nazwisk , które od was w kierunku Grobelnego odpłynęły?
Nie żal mi osób, które odpływają na zasadzie, że nie dostałem 5 miejsca w PO, to przyjmę 3 miejsce u Grobelnego. To jest absurd.
Nikogo Panu nie żal?
Żal mi tylko tych, którzy próbują zaczarowywać rzeczywistość. Są takie osoby, które przez wiele lat były członkami Platformy, a teraz próbują robić z siebie jakiś bezpartyjnych, niezależnych fachowców, samorządowców. To jest groteskowe.
O kim Pan mówi?
To są byli koledzy, więc nie chciałbym z imienia i nazwiska ich podawać, ale udawanie, że jest możliwe ”wtórne dziewictwo” jest karkołomnym działaniem.
JACEK JAŚKOWIAK MOŻE MÓWIĆ TO, CO MYŚLI – JA TEŻ
Jakie są Pana kontakty z Jackiem Jaśkowiakiem?
Kontakty mamy ostatnio przede wszystkim robocze. Spotykamy się często, mailujemy, rozmawiamy telefonicznie.
A Jacek Jaśkowiak dzwonił po tym, jak przeczytał w Gazecie Wyborczej Pańskie słowa dotyczące sytuacji, podczas promocji książki Ryszarda Grobelnego. Kiedy Jaśkowiak czekał na dedykację od prezydenta. Podsumował Pan to słowami: „Wyszło tak jakby był w roli petenta. Ja bym po tę dedykacje nie poszedł”.
Nie dzwonił…
Ale zachwycony pewnie nie był?
Zachwycony nie był, ale nie powiedział mi nic bezpośrednio. Natomiast oczywiście Jacek Jaśkowiak wolałby, żebym nie tylko ja, ale też i inne osoby z Platformy oceniając go nawet surowo, były publicznie wstrzemięźliwe.
A nie uważa Pan, że popełnił błąd? Przewodniczący partii wytykający podczas kampanii wyborczej publicznie błąd swojemu kandydatowi, to nie wyglądało dobrze.
Błędem było to, że ktoś ze sztabu powiedział mediom o tym, jak wyglądała rozmowa podczas spotkania sztabu. Ten temat medialnie w ogóle nie powinien się pojawić. Jeżeli jest gdzieś problem, to jest on taki, że ktoś z wąskiego grona powiedział dziennikarzowi o tym, o czym my rozmawialiśmy w zaufaniu.
A to, że później Pan w mediach mówi słowa uderzające w waszego kandydata, to nie był to błąd?
Można to oceniać jako błąd w tym sensie, że powinno być więcej hipokryzji z mojej strony i nie powinienem mówić głośno tego, co myślę. Ale sam Jacek Jaśkowiak mówił, że on jest kandydatem i może mówić to, co myśli. Skoro on może mówić to, co myśli, to i ja mogę.
Żałuje Pan tych słów powiedzianych Gazecie Wyborczej?
No… teraz powiedziałbym to łagodniej. Aby nie dawać pożywki tym, którzy są nam nieżyczliwi. Czasami jest tak, że trzeba mówić nie do końca to, co się myśli, albo nie takimi ostrymi słowami, jak się myśli.