LAO CHE: BIERNY NARÓD MUSI BYĆ? MOŻE WCALE NIE MUSI ALE NIESTETY JEST!
Mariusz „Denat” Denst opowiada o kulisach powstawania płyty „Wiedza o społeczeństwie. Zdradza przy okazji kogo zespół nazywa „perskim dziadziem” oraz czy przyjął by medal od Andrzeja Dudy!
Marek Mikulski: „Wiedza o społeczeństwie” to chyba pierwsza Wasza płyta na której tak mocno angażujecie się politycznie. Nie mieliście wątpliwości, gdy Spięty przynosił teksty?
Mariusz „Denat” Denst: Cały temat płyty wydawał nam się porywająco ciekawy. Zaczęliśmy od tytułu „Wiedza o społeczeństwie”, czyli szkolny WoS. Do niego powstała muzyka a na końcu Spięty zaczął przynosić teksty. Udało nam się to wszystko zamknąć taką ładną klamrą.
Faktycznie, poruszamy na niej tematy aktualne i drażliwe. To było dla nas bardzo ciekawe pole do eksploatacji. Widać zresztą, że całość układa się w swego rodzaju różaniec a każda następna perełka pasuje do poprzedniej.
Intryguje mnie to, bo pamiętam, że przy „Powstaniu warszawskim” robiliście wszystko by uniknąć jakichkolwiek politycznych konotacji. Co się zmieniło?
Najnowsza płyta jest wolna od ram historycznych. Mogliśmy tu sobie pozwolić na więcej, bo opisujemy rzeczywistość, która nas otacza. Na „Powstaniu Warszawskim” nie chcieliśmy się afiszować z politycznymi poglądami, bo nie chcieliśmy nadużywać symbolu. Nie chcieliśmy odcinać kuponów od tego ważnego dla polskiej historii wydarzenia. WoS to otwarta przestrzeń przede wszystkim dla tekstowych interpretacji Spiętego. „Powstanie” to historiografia.
Z Waszej wiedzy o społeczeństwie wynika gorzka lekcja ale podajecie ją w dość wesołym muzycznym klimacie, to forma ironii?
Tak. Kontrast między muzyką a treścią jest zamierzony. Wtedy właśnie złe sprawy w społeczeństwie, o których mówi ta płyta, wybrzmiewają jeszcze bardziej. Rubaszny sposób podawania takich treści wydawał nam się najbardziej odpowiedni.
Sama muzyka jest skoczna, dyskotekowa. Chcieliśmy nawiązać do klimatów lat osiemdziesiątych. W przeciwieństwie do płyty „Dzieciom” nie nagrywaliśmy „Wiedzy o społeczeństwie” na tak zwaną „setkę”, czyli wszyscy razem równocześnie w studio. WoS każdy z nas nagrywał osobno, w różnych pomieszczeniach, różne ślady. Za produkcje odpowiedzialni byli Filip „Wieża” Różański nasz klawiszowiec i Piotrek „Emade” Waglewski. Świetnie sobie poradzili w duecie. Na płycie jest faktycznie trochę przekomarzania się ze słuchaczem i szczypta ironii.
Skoro już o muzyce mowa, jaki wpływ na brzmienie płyty miał wasz nowy nabytek Karol Gola?
Ogromny! Podstawową konsekwencją przyjęcia go do zespołu było to, że znów jesteśmy septetem. Więcej instrumentów, to więcej dźwięków. Karol musiał znaleźć sobie u nas przestrzeń. Podczas naszego dwutygodniowego pobytu w Bieszczadach, gdzie powstają pomysły na płyty Lao Che, on brylował. Jest bardzo uzdolniony, ma głowę pełną niezwykłych pomysłów, więc stał się bardzo mocną jedną siódmą naszej kapeli.
Komu zawdzięczamy te orientalne rytmy, którymi raczycie nas na przykład w „Tysiącu i jednej nocce”?
Trudno mi tu wskazać konkretną osobę, która byłaby za to odpowiedzialna. Widocznie leżą nam takie klimaty. Na „Dzieciom” był podobny utwór, nazywany przez nas roboczo Perskim dziadziem (śmiech). Chodzi o „Dżina” oczywiście. Wychodzi na to, że lubimy wschodnio orientalne klimaty.
Na singla wybraliście utwór „Nie raj”. To jedna z najbardziej neutralnych piosenek na tej płycie. Dlaczego ten utwór?
Chodziło właśnie o neutralność. Nie chcieliśmy na samym początku odpalać największych armat. Mogliśmy przecież rzucić utwór „Polak, Rusek i Niemiec” ale stwierdziliśmy, że na mocniejsze piosenki przyjdzie jeszcze czas. „Nie raj” miał też drugą zaletę. Singiel ukazał się, gdy jeszcze nie było płyty i nie chcieliśmy zdradzać jak ostre zęby ma cały WoS. Swoją rolę spełnił znakomicie, wspiął się na szczyty list przebojów a i na koncertach publiczność jakoś tak specjalnie do niego podchodzi.
Wiesz, łzy napływają mi do oczu pod koniec piosenki „Sen a’la tren”, bo słyszę jak Spięty śpiewa "bierny naród musi być" a przecież tak niedawno śpiewaliście mocne "wolny naród musi być!".
Spięty ciągle nawiązuje do utworu zespołu Izrael ale na „Wiedzy o społeczeństwie” już w zupełnie innym kontekście niż na „Powstaniu Warszawskim”. Myślę, że sparafrazował ten zwrot z dwóch powodów. Po pierwsze, by dosadnie określić dzisiejszą kondycję społeczeństwa. Po drugie, właśnie by podkreślić tę ironię, że kiedyś wolny dzisiaj bierny. Bierny naród musi być? Może wcale nie musi ale niestety jest. Z taką refleksją zostawiamy słuchacza.
To zresztą nie jedyne nawiązanie do poprzednich płyt. Czy „Wiedza o społeczeństwie” jest jakimś rodzajem podsumowania Waszej twórczości?
Ta płyta to na pewno wynik naszej dojrzałości. Każdy z nas się rozwija tak w zespole, jak i poza nim. Staramy się do każdej płyty podchodzić inaczej. „Wiedza o społeczeństwie” jest w pewnym sensie naszym credo.
Za „Powstanie warszawskie” otrzymaliście medale od prezydenta Bronisława Komorowskiego. Jakiej nagrody spodziewasz się za ten album?
(Śmiech) No zsyłki na Syberię, to chyba jasne.
Myśmy te medale wtedy przyjęli tak po dżentelmeńsku raczej. Inicjatywa wyszła od Muzeum Powstania Warszawskiego, które chciało nas uhonorować za „Powstanie”. Nam nie zależało ale nie chcieliśmy robić tym ludziom przykrości więc odebraliśmy odznaczenia. Podkreślę jednak, że nie uważamy by nagranie płyty było jakimś wielkim wyczynem.
Czasami dziennikarze podpytują nas, czy w obecnej sytuacji politycznej też byłoby nas stać na taki dżentelmeński gest. Powiem szczerze, że nie wiem, jakby to dziś wyglądało.
Nawiązując do zsyłki na Syberię odważnie zapytam, Wiecie już czy będzie następna płyta?
O, tego nie wiem (śmiech). Na razie ogrywamy na koncertach materiał z nowej płyty. Jak już to wszystko okrzepnie, zrobi się miejsce na coś nowego, to wtedy zaczną powstawać nowe pomysły. Pewnie jak zwykle zaczniemy od muzyki a tematy przyjdą później.
Czyli zespół Lao Che zostanie z nami, nie wsiądziecie do rakiety i nie odlecicie na księżyc jak śpiewa Spięty w ostatniej piosence na płycie WoS?
Nie uciekamy, jesteśmy, zapraszamy na koncerty!