JUREK OWSIAK: KIEDY ZACZĘŁA SIĘ TA WZAJEMNA NIENAWIŚĆ ZA ODMIENNE POGLĄDY?
Czy Jurek Owsiak chce wyemigrować z kraju? Prezes Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy opowiada o swojej książce „Obgadywanie świata”, obecnej sytuacji w Polsce oraz o trudnym słowie patriotyzm.
Marek Mikulski: Skąd pomysł na książkę, która opisuje Twoje życie przez pryzmat podróży?
Jurek Owsiak: „Obgadywanie świata” to zebrane w jednym miejscu opowieści, anegdoty, które gdzieś zawsze krążyły wokół mnie. Zwykle powracały na spotkaniach towarzyskich. Większość narodziła się podczas kręcenia programu podróżniczego dla telewizji publicznej. Jedno z zaprzyjaźnionych wydawnictw zaproponowało bym te swoje przemyślenia spisał. Zabrałem się za to w chytry sposób. Jeden z kolegów nagrał mnie jak opowiadam, a drugi to wszystko spisywał. Wyszedł z tego słowotok zbliżony trochę do książek Jacka Kerouac’a, znanego beatnika, który spisywał wszystko jednym tchem. Tak powstał mój jeden dech. Miało to swój klimat, ale w korekcie kompletnie nie dało się tego obronić. W końcu, gdy terminy stały się naprawdę palące, wziąłem ten zapis i korzystając z niego podyktowałem z głowy treść książki.
Opowiadasz tylko o tym co działo się podczas programów podróżniczych?
Gdy już się rozhuśtałem w dyktowaniu, to do głowy zaczęły mi spływać również inne opowieści. Tak powstał niesamowity rozdział o filmowcu amatorze z Białegostoku - Piotrku Krzywcu, który dla spotkania z Bono i U2 uciekał przed włoskimi carabinieri! Przygoda, jak z amerykańskiego filmu. Nikt nie chciał w to wierzyć. Na szczęście wszystko mamy udokumentowane.
Dlaczego uważasz, że ważniejsze są emocje niż konkretne daty i adresy?
Staram się nie zajmować głowy trudnymi nazwami, których czasami nawet nie jestem w stanie wymówić. Nigdy też nie udawałem, że wiem dokładnie na jakim właśnie znajduje się równoleżniku, czy południku. Mnie bardziej zajmowały takie sprawy jak zachowania zwykłych ludzi podczas ślubu, na drugim końcu świata. Albo specyficzne podejście do napojów wyskokowych. W Libii na przykład musieliśmy się nagłowić, żeby tam coś wwieźć. A gdyby nas złapali z alkoholem, to mogło być bardzo nieprzyjemnie. Sedno mojej książki, to właśnie te anegdotyczne opowieści, które narodziły się podczas kręcenia programów podróżniczych i innych moich wycieczek. Odkrywanie nieznanych lądów zostawiam zawodowcom.
Bardzo podoba mi się w tej książce łączenie podróży z dorosłego życia ze wspomnieniami z dzieciństwa. To ciekawy zabieg głównie dla młodych ludzi, którzy siłą rzeczy nie mogą wiedzieć jak się żyło w Polsce Ludowej.
Chciałem opowiedzieć o mojej młodości z tęsknoty i nostalgii do niej. Nikt mi nie wmówi, że wtedy było tylko siermiężnie i źle. Mnie dzieciństwo upływało w moich kolorowych barwach. Dopiero gdy dorosłem, dotarło do mnie, że nie idziemy tam, gdzie reszta zachodniego świata.
Moje wspomnienia w książce można porównać trochę do serialu „Stawka większa niż życie”. Ten bardzo stary serial jest ciągle emitowany i wciąż przyciąga przed ekrany masy ludzi. Dlaczego? Pomijając fakt, że jest bardzo dobrze zrobiony, to przywołuje wspomnienia. W ludziach ożywają historie z przeszłości, którym towarzyszył Kloss na ekranie. Tak samo w mojej książce, gdy opowiadam o lodach Mewa w głowach otwierają się wspomnienia związane z tymi lodami. Sam uwielbiam czytać u innych takie ciekawostki z przeszłości. To czas, który już przeminął i nigdy nie wróci. Od opowieści z dzieciństwa w ogóle zacząłem tę książkę. Pamiętajcie o swoim dzieciństwie. Nie negujcie wspaniałych wspomnień tylko dlatego, że miały miejsce w tamtych czasach. Moje dzieciństwo było piękne!
Czy słusznie wyczuwam, że podróże do USA zawsze były dla Ciebie o wiele bardziej interesujące niż zwiedzanie reszty świata?
Dziś już tak nie jest. Ale na początku mojego podróżowania po świecie zdecydowanie tak! Gdy pierwszy raz w 1994 roku ruszyliśmy na amerykański Woodstock, to Ameryka jawiła nam się jako coś fantastycznego. Podejrzewam, że gdyby wtedy zrobić ogólnopolski test wiedzy na temat USA i krajów zachodniej Europy, to okazałoby się, że przeciętny Polak wie bardzo dużo o Stanach Zjednoczonych, a prawie nic o naszym kontynencie. Takie rzeczy jak Elvis Presley, rock’n’roll, drapacze chmur, to działało na wyobraźnię. Poza tym, przyjeżdżali do Polski polonusi, którzy łamaną polszczyzną opowiadali nam o rzeczach niezwykłych. Wokół USA urósł wtedy w Polsce ogromny mit, więc nasze pierwsze podróże tam wiązały się z ogromnymi emocjami. Później ta egzotyka Stanów się zatarła. Dziś światami, które wydają mi się bardziej interesujące są Afryka, szczególnie ta środkowa, Indie, Nepal. Ameryka już dziś nie. Ale w 1994 roku to było wielkie przeżycie. Zwłaszcza dotknięcie Woodstocku. Przecież już rok później mieliśmy pierwszy Przystanek Woodstock w Polsce. Ameryka miała ogromny wpływ na to kim jestem i co robię dzisiaj.
Wspomniałeś o Afryce a w książce poświęcasz sporo miejsca pewnemu fryzjerowi z Ghany, który na widok waszej ekipy telewizyjnej rzucił wszystko i zrobił ogromne show muzyczne. Czy ostatecznie przesłaliście mu późnej nagranie z koncertu, dla którego porzucił wszystkie swoje codzienne zajęcia?
To była bardzo osobliwa i jednostronna korespondencja. Napłynęło do nas tak wiele listów od niego, z tak kosmiczną treścią, iż postanowiliśmy w ogóle mu nie odpowiadać. Baliśmy się, że weźmie kredyt w Ghanie na rzecz swojej telewizyjnej kariery w naszym kraju albo będzie żądał trasy koncertowej po Polsce (śmiech).
Zamieściłem tę historię w książce, by uświadomić czytelnikom, że nie ma znaczenia gdzie się urodziłeś. Jeśli chcesz coś osiągnąć musisz wykorzystać każdą okazję tak, byś nie mógł narzekać, że życie cię ominęło. Ten fryzjer z zaśmieconego targowiska w Ghanie wykorzystał w stu jeden procentach szansę, jaka mu się przytrafiła w postaci czterech białasów z kamerą. To taka nauka, trzeba światu dać coś od siebie jeśli chcesz coś osiągnąć. Niech fryzjer z Ghany będzie symbolem, że swoje sprawy trzeba brać w swoje ręce.
Wracamy do Polski. Bardzo symboliczna była w książce opowieść o spaleniu kukły Wałęsy. Pan Prezydent też o tym wspomina w książce „Ja”. Myślisz, że to wtedy nastąpiło rozbicie Polski na dwa plemiona?
Nawet nie mieliśmy pojęcia, że to się dokonuje. Dla mnie wtedy, to co zrobił Janek Pospieszalski i wszyscy, którzy w tym uczestniczyli, było zwykłym chuligaństwem. W którym momencie ukonstytuował się podział naszego kraju? Tydzień po tym marszu? Miesiąc? Kilka lat? Trudno powiedzieć kiedy zaczęła się ta wzajemna nienawiść za odmienne poglądy. Dziś bije się na alarm, bo na ulice wychodzą marsze ONR z bardzo złymi hasłami. Myślę sobie, że jest już o wiele za późno. Dobrze, że coś się z tym robi, bo najgorzej jak nic się nie robi. Ale niestety za późno.
Czy można powiedzieć, że wszystko zaczęło się od tamtej sytuacji, spalenia kukły Lecha Wałęsy? Chyba tak. Ktoś mądry i doświadczony powinien wtedy potępić tych, którzy brali w tym udział. Powinniśmy ich napiętnować i nie dopuścić, by takie sytuacje się powtórzyły. Dla mnie był to wtedy ewenement. Rzecz zupełnie wyjęta z polskiej kultury. Niestety, to tamte przekonania i emocje dziś wygrywają. Pretensje możemy mieć tylko do siebie, że im pozwoliliśmy, że nie zauważyliśmy tego co się działo wokół nas.
Piszesz w książce, że boisz się słowa patriotyzm, dlaczego? Przecież akurat Ty nie powinieneś się bać go używać.
I używam! Używam i pokazuje ludziom na całym świecie co robimy. Jak pięknie wygląda polska flaga, gdy publiczność na Woodstocku trzyma sektorówkę. Jak zatrzymujemy cały festiwal o godzinie 17 1 sierpnia, by uczcić rocznicę powstania warszawskiego. Jak nad naszymi głowami przelatują Iskry… przelatywały, bo niestety od dwóch lat już nie uczestniczą w Festiwalu, rozciągając biało czerwoną smugę na niebie. Nawet jak pokazywaliśmy na Przystanku flagę Francji po zamachu w Marsylii, to był przejaw patriotyzmu w postaci wsparcia innego narodu w obliczu strasznej tragedii. Cała Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy jest ruchem społecznym na rzecz pomocy obywatelom naszego państwa, czyli z gruntu jest bardzo patriotycznym projektem.
Gdy rozmawiam z ludźmi na wykładach i spotkaniach, to tłumacze im, że patriotyzm to pojęcie trudne. Łatwo go nadużywać i wykorzystywać dla własnych celów. Nagminnie dziś tak się dzieje. Dla wielu ludzi symbol Polski Walczącej na kiju baseballowym jest oznaką patriotyzmu, dla mnie chuligaństwa. Wielkie symbole i podobizny poległych za ten kraj na ubraniach, to jest według mnie nadużywanie pojęcia patriotyzm. Nie chcę tego nikomu zabraniać, ale ja bym czegoś takiego nie założył. Przekraczasz w takich momentach granicę dobrego smaku.
Ważne, by patriotyzm nie był tylko pokazowy. To nie jest tak, że raz w roku wystarczy położyć wieniec w odpowiednim miejscu i iść w swoją stronę. Trzeba nad tym pracować całe życie i dzięki temu realizować niezwykłe rzeczy. Tak jak my to robimy w Fundacji.
Jak przez pryzmat swoich podróży i magicznych doświadczeń na Przystanku Woodstock oraz pracy w Wielkiej Orkiestrze Świątecznej Pomocy oceniasz ostatnie wydarzenia w Polsce, gdzie nacjonaliści przewalają się przez ulice dużych polskich miast, a ministrowie rządu im przyklaskują i mówią o pięknych paradach?
Zachowania, które obserwujemy ostatnio u nas w kraju są całkowicie sprzeczne z moją filozofią życia. Wszystkie nacjonalizmy wypełzające teraz na ulice mnie przerażają. Do tego władza funduje nam absurdy rodem wyjęte z filmów Barei. A gdy 13 grudnia widziałem co dzieje się pod sejmem, to nie można było nie pomyśleć, że mamy „powtórkę z rozrywki”. Tego symbolicznego dnia policja próbowała uniemożliwić obywatelom zamanifestowanie swojego zdania. To jest jakiś cholerny chichot historii, który przerodzi się w płacz.
Na koniec, chciałbym zapytać o ostatnią opowieść w książce. Jest bardzo wzruszająca. Nie da się nie zapytać, dlaczego Ty wtedy, w 1980 roku, wracałeś na złamanie karku z zachodu do Polski, gdy tak wielu chciało stąd uciekać?
Bo tu mam dom, tu jest wszystko czego pragnę. Nawet pół minuty się nie zastanawiałem, czy wracać. Wartość tego co się tutaj działo, wartość Solidarności, chęć złamania tego co się w Polsce działo, to mnie napędzało. Ale nie jechałem tu z myślą, że obalimy komunę. Wtedy nam się wydawało, że komuna będzie trwała do końca świata i jeden dzień dłużej. Jednak mieliśmy przekonanie, iż uda się ją trochę zmienić, że to będzie inna komuna, łagodniejsza. Już sama taka myśl, że może coś się zmieni, była niesamowitym bodźcem, który kazał mi pędzić do domu jak na skrzydłach. Taki jestem, może inni pojechaliby w drugą stronę. Ja nie pojechałem i wszystko się chyba dobrze skończyło. Nie mam powodów aby narzekać na swój los. A wtedy jechałem po prostu do siebie, do słodkich wspomnień, do rodziny, do kumpli i do marzeń.
Nigdy sobie nie wyobrażałem, że mógłbym realizować marzenia poza Polską. Co równocześnie nie jest krytyką tych, którzy wyjechali i gdzieś na świecie się realizowali. Mam wielu kolegów, którzy wtedy wyjechali nielegalnie i odnieśli sukcesy za granicą. Można i tak. Jak wiesz co masz robić to to robisz, a jak masz focha, to będziesz miał focha i on będzie się ciągnął za tobą jak cień.
Dziś, gdybyś był za granicą to też nie zastanawiałbyś się ani chwili nad powrotem do Polski?
Dziś jeszcze bardziej i jeszcze szybciej chciałbym tu wrócić. Nie ma w ogóle o czym mówić. Mam tu jeszcze więcej przyjaciół, jeszcze więcej znajomych, jeszcze więcej ludzi, dla których warto tu być. Nie ma dwóch zdań jeśli o to chodzi!