RYSZARD ĆWIRLEJ: NIE UMIEM BYĆ OBOJĘTNYM KIEDY DZIEJE SIĘ W KRAJU ŹLE!
Nowa powieść kryminalna Ryszarda Ćwirleja „Milczenie jest srebrem”, to świetny punkt wyjścia do rozmowy z poznańskim pisarzem o obecnej kondycji naszego państwa, rządach PiS oraz udziale artystów w protestach społecznych.
Marek Mikulski: Teofil Olkiewicz stał się już niemal symbolem Pana książek. Czy spodziewał się Pan, że właśnie tą postać tak upodobają sobie Polacy?
Ryszard Ćwirlej: Sam nie spodziewałem się że to Olkiewicz stanie się w kilku książkach wiodącym bohaterem. Początkowo gdy pisałem moją pierwszą powieść kryminalną, Teofil Olkiewicz miał być milicjantem z opowiadanych w latach osiemdziesiątych dowcipów o milicjantach, czyli kompletnym kretynem, który ledwie umie pisać i czytać, ale jest wierny socjalistycznej ojczyźnie i Milicji Obywatelskiej, bo mu się to zwyczajnie opłaca. Tyle że w kolejnych powieściach postać Olkiewicza zaczęła wymykać mi się spod kontroli i milicjant kretyn zaczął żyć własnym życiem, a ja zmuszony zastałem do podążania jego śladem i zapisywania jego osiągnięć. Z milicyjnego idioty przeistoczył się w sowizdrzała i gminnego filozofa obdarzonego nieprawdopodobnym szczęściem. I to jest klucz do sukcesu bohatera, którego jedni czytelnicy pokochali, a inni pokochali go nie lubić.
Z czym przyjdzie zmierzyć się naszej poczciwej pijaczynie Teosiowi w książce „Milczenie jest srebrem”?
Moja ostatnia książka oparta jest na prawdziwych wydarzeniach które miały miejsce w 1986 roku. Wtedy to doszło do włamania do Katedry w Gnieźnie z której złodzieje ukradli srebrny sarkofag św. Wojciecha. To świętokradztwo wzburzyło cały kraj, a władze partyjne postanowiły zrobić wszystko żeby sprawców kradzieży jak najszybciej pochwycić, dlatego śledztwo w tej sprawie powierzono doskonałemu zespołowi śledczych z KW MO w Poznaniu. Rzeczywiście milicjantom w ciągu zaledwie kilku dni udało się namierzyć sprawców. To prawdziwe tło posłużyło mi do skonstruowania, mam nadzieję, ciekawej powieści kryminalnej, w której śledztwo w sprawie kradzieży w Gnieźnie jest punktem wyjścia do stworzenia i zaplątania ze sobą, jak to w kryminale bywa, kilku ciekawych i intrygujących wątków.
Zauważyłem pewną ewolucję Olkiewicza. Z każdą następną książką jego postępowanie zaczyna być coraz mniej przypadkowe, a coraz bardziej przemyślane. Doczekamy czasów, w których będzie można powiedzieć o Teosiu, że jest rasowym gliną?
Teoś Olkiewicz był rasowym gliną, na miarę tamtych czasów i możliwości. Pan wiesz, co my robimy tym Teosiem? My otwieramy oczy niedowiarkom. Patrzcie - mówimy - to nasze Teoś, przez nas wyedukowany i awansowany i to nie jest nasze ostatnie słowo. Teoś jest więc wytworem swoich czasów i takim już pozostanie, podobnie jak wielu, którzy PRL wspominają z nostalgią.
Czytając kolejną Pana książkę przyszło mi do głowy takie skojarzenie, że śmieszy nas to co swojskie, powiedziałbym nawet przaśne. Wielokrotnie złapałem się na tym, że zaśmiałem się w momencie, gdy Pana bohaterowie wykazywali się myśleniem „na chłopski rozum”. Czy nie na tym oparta jest również siła ponadczasowych komedii jak na przykład „Sami swoi”?
Człowiek PRL- był człowiekiem mocno zakorzenionym w kulturze chłopskiej i małomiasteczkowej, stąd jego pojmowanie otaczającej rzeczywistości odbieranej przez pryzmat własnych doświadczeń. Zderzenie zaściankowości z nowoczesnością często doprowadza do śmiesznych sytuacji. A pisarz jest od tego żeby takie sytuacje spisywać opisywać i niekiedy dopisywać do nich różne własne przemyślenia. W efekcie powstają sceny które mogą bawić czytelników, choć ja lubię żarty które nie są tylko zwykłymi gagami, ale mówią coś o ludziach i epoce w której przyszło im żyć.
Czy z tragedii powinniśmy się śmiać? W Pana książkach trup ściele się gęsto, a jednak wszystko to jest otoczone aurą humoru, jak pchnięty nożem złodziej, którego sąsiad poi wódką, bo nie zdaje sobie sprawy z sytuacji kompana.
Całe nasze życie jest tragedią którą oswajamy humorem i żartem. Gdyby nie polski humor mielibyśmy poważne trudności z przeżyciem czasów Polski Ludowej, a jednak dowcip pozwalał przetrwać najtrudniejsze chwile i dawał nadzieję że ten absurdalny system kiedyś się skończy. A moje Kryminały to tylko PRL w pigułce w którym tak jak w rosyjskim powiedzeniu było i smieszno i straszno zarazem.
Nie będę pytał o to, czy któraś z postaci w książce ma odzwierciedlenie w rzeczywistości, już to kilka razy przerabialiśmy. Chciałbym jednak zapytać, czy na którymś z autorskich spotkań zdarzyło się, iż ktoś twierdził, że zna prawdziwego Teofila Olkiewicza?
Jeszcze jakieś trzy lata temu nie wiedziałem o tym, ale dowiedziałem się na pierwszym poznańskim Festiwalu Kryminału Granda, że Olkiewicz istniał naprawdę. Powiedział mi o tym pewien pan, który w latach osiemdziesiątych pracował w milicji. Był przekonany, że opisuję w swoich książkach prawdziwego milicjanta, oczywiście noszącego inne imię i nazwisko, którego on znał i z którym pracował w Poznaniu. Chyba nie do końca mi uwierzył, że nie znałem jego kolegi. Ale to oznacza jedno, że stworzyłem wiarygodnego bohatera.
Czytając „Milczenie jest srebrem” widzę analogie z obecnymi wydarzeniami politycznymi. Działania władzy z poprzedniej epoki do złudzenia przypominają to, co dzieje się dzisiaj. Jestem ciekaw, czy wynika to z Pana próby wcielenia obecnej rzeczywistości do książki, czy może rzeczywistość dogoniła fikcję? A może historię?
Jeśli chodzi o tło historyczne to ja niczego nie wymyślam. Obraz Polski Ludowej staram się odtworzyć jak najdokładniej. Jeśli on w niektórych momentach zaczyna przypominać dzisiejszą rzeczywistość, to ci którzy sprawiają, że te podobieństwa mogą w ogóle się pojawiać powinni bardzo poważnie zastanowić się nad swoimi działaniami i w ogóle nad sobą.
Pana bohaterowie żyją w kraju autorytarnym lub nawet totalitarnym według niektórych. Nie buntują się przeciwko systemowi, no może prócz Grubego Rycha. Pan mocno się buntuje przeciw zmianom, które chce wprowadzać obecna władza. Dlaczego?
Oni (bohaterowie powieści przyp. red) wychowali się w tym kraju i przyjęli za pewnik, że nic się z tą krainą absurdu nie da zrobić, więc trzeba się przystosować i urządzić się tam najlepiej jak to możliwe. Ja urodziłem się w PRL – ale moje dorosłe życie przypadło na czasy wolnej Polski z której byłem i jestem dumny. Wiec teraz gdy ktoś chce nam tę wolność odebrać, nie mogę pozostać obojętny. Już raz to przeżywałem, kiedy nikt rozsądnie myślący nie mógł spokojnie słuchać wiadomości w radiu i telewizji. Dziś na szczęście są jeszcze stacje niezależne od władzy, ale to może się wkrótce skończyć. Takie zapowiedzi już padają z ust prominentnych polityków pisowskich. Nie mogę zgodzić się na to, że władza wybrana w demokratycznych wyborach, zamiast rządzić kierując się dobrem narodu, kieruje się swoim własnym interesem, odcinając nam po kawałku nasze wolności obywatelskie. To prosta droga do autorytaryzmu i dyktatury.
Nie boi się Pan, że pana zaangażowanie w bieżące polityczne sprawy może wpłynąć na Pana czytelników?
Moi czytelnicy są inteligentnymi ludźmi i mają własne poglądy. Nikogo z nich nie namawiam, żeby chodził ze mną na protesty. Ja robię swoje, bo nie potrafię inaczej. Dlatego byłem na większości poznańskich protestów i będę w nich uczestniczył tak długo jak będzie trzeba. Taki już jestem, że nie umiem być obojętny kiedy dzieje się w kraju źle. A właśnie się dzieje.
Czy artysta powinien głośno wypowiadać swoje zdanie?
Artyści nie tyle mają prawo, ale uważam że to ich obowiązek, zabierać głos w sprawach istotnych. Bo o ile głos ulicy rządy autorytarne często lekceważą, o tyle wzmocniony przez artystów jest lepiej słyszalny.
Czy głos artysty jest dziś w ogóle słuchany?
Z przyjemnością słucha się głosów poznańskich aktorów podczas manifestacji. Wszyscy którzy tam byli mogą to potwierdzić.
Państwo PiS to koniec demokracji?
Państwo pis to wpadka demokracji. Ta władza prędzej czy później przeminie i myślę że to będzie raczej prędzej. Na tyle szybko, że nie zdąży już napisać historii na nowo, w której to oni są bohaterami w walce o lepsze jutro i moralnymi odnowicielami a manifestanci – spacerowicze, to nic nierozumiejąca masa sterowana przez zagranicznych mocodawców. Swoją drogą dokładnie w ten sposób władze PRL-owskie mówiły o tych którzy wychodzili w osiemdziesiątych latach na ulice, by manifestować swój sprzeciw.
Może rozładujmy trochę napięcie, czy Olkiewicz polubiłby obecną władzę i swojego hipotetycznego przełożonego Mariusza Błaszczaka?
Obecna władza zabrałaby mu emeryturę, podobnie jak jego kolegom, którzy służyli w milicji a później najlepiej jak potrafili pracowali dla wolnej Polski, więc za co lubić pana Błaszczaka?
Zastałem Pana w trakcie pisania kolejnej powieści. O czym teraz Pan pisze?
Pracuję właśnie nad zakończeniem kolejnej powieści, której akcja rozgrywać się będzie w dwudziestoleciu międzywojennym. „Nikogo już nie słychać” to kryminał osadzony w realiach Poznania w 1926 roku, kilka miesięcy po zamachu przeprowadzonym przez Józefa Piłsudskiego, czyli czas kiedy upadła raczkująca dopiero demokracja.
Kiedy możemy się spodziewać kolejnej książki?
Wszystko wskazuje na to, że książka ukaże się na początku przyszłego roku.