MAREK DYJAK: TĘSKNOTY ZA MATKĄ NIE WOLNO SIĘ WSTYDZIĆ!
Niepowtarzalny, charakterystyczny, chrypiący głos, to jego znak rozpoznawczy. O przegranej walce z kobiecym pierwiastkiem, mrocznym pierwszym śniegu i tęsknocie za matką opowiedział nam Marek Dyjak.
Marek Mikulski: Po Płycie „Kobiety” znów wrócił Pan do męskiego mocnego repertuaru. W takim Panu najlepiej?
Tak, w takim czuję się bezpiecznie i wygodnie. Wiem o czym śpiewam.
A, czy kobiecy pierwiastek z poprzedniego albumu jest obecny na „Pierwszym Śniegu”?
Nie, na szczęście kompletnie przegrałem w bitwie z własną kobiecością. Jednak kobiety i mężczyźni to dwie zupełnie różne, nieporównywalne istoty. Na nowej płycie nie ma żadnych zmagań z kobiecością. Jest męska gra, którą znam i w której mi dobrze. Myślę że moim fanom także lepiej słucha się męskich pieśni w moim wykonaniu.
Recenzenci po premierze tego materiału piszą o Panu „liryczny chuligan”. To komplement?
Pewności nie mam, ale sądzę, że tak. Dziwą mnie trochę te porównania dziennikarzy, ale taka ich rola, żeby jakoś ubrać w słowa muzykę.
W utworze „Synku wstań” pokazuje Pan, że prawdziwy facet nie wstydzi się tęsknoty za matką.
No pewnie! Wszyscy tęsknimy do swoich matek. Prawdziwi, czy nie prawdziwi faceci, cokolwiek to znaczy. To żaden wstyd. Matka to jedyna osoba na świecie, której nie można się wstydzić. Pan by nie tęsknił?
Oczywiście!
No właśnie. Wbrew pozorom, to nie jest łatwy utwór. Skomponował go dla mnie Jurek Małek, trębacz, mój wieloletni przyjaciel, któremu ufam. On też jest producentem tej nowej płyty. Robert Kasprzycki napisał słowa specjalnie dla mnie. Utwór w swej treści jest naprawdę wstrząsający!
„Pierwszy śnieg” jest kontynuacją płyty „Moje Fado”, swoistym „Fado II”?
Tak, coś w tym jest. Jednak to drugie Fado jest o wiele lepiej zagrane i nagrane. Udało nam się uniknąć błędów z przed paru lat. W dodatku, znów zatoczyłem w życiu koło. Nie bardzo wiedziałem co zrobić po płycie „Kobiety”, ona mnie rozbiła i tak jak mówiłem, przegrałem walkę z własną kobiecością. Dlatego wróciłem do tego co lubię najbardziej, do ziemi, którą znam.
Tytuł i równocześnie drugi utwór na nowym albumie brzmi jak zapowiedź zimy. Zima jest dla Pana czymś złym?
To nawiązanie do ciężkiej sytuacji uczuciowej. „Pierwszy śnieg” to stan trochę mroczny, trochę taki… nie wiem jak ubrać to w słowa. Ale wie Pan co to jest zima? To stan trudny, ciężki, chłodny, nieprzyjemny. W takim miejscu następuje czas próby.
„Przypowieść o porażeniu” prowokuje pytanie, czy czuje się Pan ze sobą staro?
Czasami mam takie myśli, ale póki co, jeszcze gram, jeszcze śpiewam. Jeszcze nie jest aż tak źle. Życie płynie i pomęczę je przez chwilę swoją osobą. (śmiech)
Nie tęskni Pan za szaloną młodością?
Nie! Nawet cieszę się, że jestem już w tym wieku, w którym jestem.
We wkładce do płyty pisze Pan, że długo szukał powodów, by znów interpretować piosenki. Czyżby pojawiła się myśl, że mógłby Pan nie śpiewać?
Takie myśli odwiedzają mnie od czasu, do czasu. Jednak jestem skazany na śpiewanie. Będę to robił do końca życia. W momencie, w którym przestanę śpiewać, przestanę też żyć.
Zawsze podziwiałem Pana dobór repertuaru. Czy jest jakaś metoda, którą Pan stosuje?
W doborze tekstów, które później śpiewam, kieruję się wyłącznie instynktem. To jest moja metoda.
Czy jest jakaś różnica w postrzeganiu rzeczywistości między Dyjakiem trzydziestoletnim, a Dyjakiem czterdziestoletnim?
Oczywiście! Przede wszystkim całkowicie wytrzeźwiałem. Teraz jestem starszy, bardziej doświadczony. Inaczej postrzegam różne rzeczy. Chyba mogę też powiedzieć, że dziś jestem spokojniejszy. Może stąd wziął się ten liryzm w recenzjach…
Napisane przez Pana teksty mają znaleźć się na ostatniej płycie jaką Pan nagra. Skąd pewność, że to będzie ostatnia?
Nagram ją, gdy będę czuł, że to już koniec.
Pozostaje mi tylko zapytać, czyje teksty usłyszymy na kolejnej płycie?
Nie wiem… Jeszcze o tym nie myślałem, na razie dużo koncertuję z nowa płytą, udzielam mnóstwa wywiadów, jestem zapraszany do wielu programów. Musi lekko opaść kurz po tym wszystkim, zanim zacznę myśleć o kolejnej płycie.