UBRANIA ZMARŁEJ MATKI. POKOJE TYCH, KTÓRYCH NIE MA. PLASTIKOWE DZIECI I ROZKOPANY CMENTARZ!
To czego świadkami byli widzowie na 11 otwartym spotkaniu inicjatywy FOTSPOT przerosło wszelkie oczekiwania. Karolina Jonderko, młoda lecz niezwykle utytułowana fotografka uchyliła nam rąbka swojej codzienności. Aż trudno uwierzyć, że nikt w tym kraju nie chce wydać jej książki!
Zaczęło się od psa
Karolina to zdobywczyni takich nagród jak: One Eyaland, International Photography Awards (2012) Grand Press Photo (2013), FotoVisura (2013) w kategorii najlepszych projektów dokumentalnych, Ideas Tap & Magnum Photos Award (2015), Grand Press Photo (2016). A to nawet nie jest połowa z połowy nagród jakie udało jej się zebrać od 2010 roku.
Autoportret z matką
Cały świat dowiedział się o niej dzięki projektowi „Autoportret z matką”. Na pierwszy rzut oka, nic niesamowitego. Dziewczyna w trochę dziwnych, przestarzałych ciuchach. Ale gdy widz poznaje opis znajdujący się przy zdjęciu, robi się ciekawie.
- Ten projekt udowadnia, że nigdy nie powinniście robić żadnych projektów do szuflady! – przekonuje Karolina Jonderko – Ja robiłam sobie zdjęcia w ubraniach mojej mamy, która zmarła na raka, właściwie dla siebie. Bałam się, że gdy pokaże te zdjęcia ludziom i opowiem jaka się kryje za tym historia, to pomyślą, że jestem jakąś wariatką. Ale kiedyś odważyłam się pokazać je mojemu znajomemu ze szkoły filmowej, stwierdził, że koniecznie muszę pokazać je profesorom i opowiedzieć moją historię. I w ten przedziwny sposób zyskałam temat do pracy licencjackiej – dodaje.
Na pozór banalne zdjęcia z niezwykłą, często wręcz niewiarygodną historią, to już w pewnym sensie wizytówka Jonderko. Aż trudno uwierzyć, że jej droga do zajęcia się fotografią rozpoczęła się od… zdjęć robionych swojemu ukochanemu psu rasy Husky, który niestety odszedł wiele lat temu. Cały czas jednak jego zdjęcie widnieje na pulpicie komputera Karoliny.
Ci którzy nie wrócili
Po „Autoportrecie z matką” przyszedł czas na kolejny projekt. Tym razem równie, jeśli nawet nie bardziej kontrowersyjny od poprzedniego. We współpracy z Fundacją Itaka postanowiła sfotografować 16 pokoi 16 zaginionych osób, każdej z innego województwa.
Zaginieni
Na zdjęciu widzicie pokój Katarzyny Demczuk, zaginęła 4 lipca 2010 roku, miała wtedy 26 lat. Oprócz zdjęcia pokoju, Karolina wykonywała również zdjęcie aktualnej w momencie zaginięcia fotografii takiej osoby, by następnie rozmazać widoczną na niej twarz. Taki zabieg miał symbolizować powolne zacieranie się w pamięci obrazu ukochanej osoby. Fotografka potrafi z pamięci cytować okoliczności zaginięcia bohaterów swoich zdjęć.
- Konrad Piotrowski, zaginął w 2010 roku, miał 23 lata. Powiedział mamie na odchodne, że idzie w świat i zabrał ze sobą worek węgla drzewnego. Do dziś nie wrócił. Inny pan z kolei w noc sylwestrową po prostu wyszedł na podwórko, bo zgubił klucze od auta. Też nie wrócił – opowiada Karolina.
Do zdjęć pokoi i portretów dołączone są także listy rodzin, które wciąż czekają. Mama Konrada napisała po prostu „Konrad proszę wróć!”. Trzy osoby z projektu znalazły się w trakcie jego trwania, dwie niestety martwe i jeden happy end.
- Pan wrócił się do mieszkania, gdy miał iść gdzieś ze swoją żoną, która była w 9 miesiącu ciąży. Nigdy jednak z tego mieszkania nie wrócił. Jego żona poszła na policję. Tam usłyszała, że jak chłop będzie miał dziecko to pewnie gdzieś chleje. Jego nie było. Po półtorej roku w jednej z małych wsi, ktoś użył ich wspólnej karty kredytowej. Okazało się, że ów mężczyzna tak przestraszył się wizji przyszłego ojcostwa, iż postanowił ulżyć w cierpieniach swojej partnerce i zniknąć z jej życia. Co najciekawsze, ona przyjęła go z powrotem! Ja bym takiego chłopa już nawet samego do Biedronki nie puściła – śmieje się Jonderko.
Trzy historie, które znalazły swoje zakończenie automatycznie przestały być częścią projektu oraz książki, jaką stworzyła Karolina. To na razie tylko makieta, ponieważ fotografka nie może znaleźć wydawcy w Polsce.
Sztuczne dzieci
Jeśli jednak uważacie, że to koniec niezwykłych przygód naszej bohaterki, to mocno się mylicie. Wiele lat temu, w Anglii, Karolina zobaczyła dokument o lalkach, które wyglądają zupełnie jak żywe niemowlaki.
Twarz takiego lalkodziecka rzeźbiona jest ręcznie przez, jak nazywa je Jonderko, „artystki”. To może być twarz przypadkowa. Twarz dziecka z czasów niemowlęcych. Robione są też twarze niemowląt, które zmarły. Lalka wygląda jak dziecko, pachnie jak dziecko, a gdy firma przysyła produkt do klienta, w paczce jest pełna wyprawka z pieluchami i butelką do karmienia. Można zamawiać lalkodzieci do 6 roku życia. W ofercie dostępne są również wcześniaki, niemowlęta z chorobami typu wodogłowie lub zespół Downa.
- Posiadacze tych lalek dzielą się na kilka kategorii. Są kolekcjonerzy, którzy układają lalki po prostu na półkach. Są osoby, które traktują te lalki jak własne dzieci. Jest też grupa kobiet, które wiedzą, że to lalka, ale z jakichś przyczyn jej potrzebują. O tych ostatnich jest mój projekt – przekonuje Karolina.
Nie brakuje w tych opowieściach prawdziwie tragicznych historii. Jedna z kobiet posiadających taką lalkę wielokrotnie poroniła. Innej przez 7 lat nie udało się zajść w ciążę, ale gdy w końcu się udało lalkodziecko trafiło do szafy.
- Gdy pytałam mężczyznę jednej z takich kobiety, czy mu to nie przeszkadza, że jego partnerka ma taką lalkę odpowiedział: „Ja mam playstation, a ona lalkę. Nie widzę w tym nic strasznego” – zaznacza fotografka.
Często lalkodziecko jest przyczyną zabawnych sytuacji. Pewnego razu Karolina jechała autobusem z całą rodziną, która posiada taką lalkę. Autobus w pewnym momencie mocno przyhamował a chłopcu, który trzymał lalkę wypadła ona z rąk i z całym impetem uderzyła o podłogę autobusu. To wystarczyło, by większość pasażerów znalazła się w stanie przed zawałowym. Lecz chłopczyk, nic sobie nie robiąc z upadku lalki, która w oczach innych była żywym niemowlakiem, podniósł ją bezceremonialnie za nogę. Wielu pasażerów już trzymało w rękach telefony z wybranym numerem policji i pogotowia. Dopiero interwencja Karoliny, która wyjaśniła pasażerom, że to tylko lalka, uspokoiła sytuacje. Choć niedowierzający ludzie podchodzili i dotykali lalkodziecka, by mieć pewność, że jest z plastiku. Projekt jest jeszcze w fazie przygotowań ale chyba nie ma wątpliwości co do tego, że będzie kolejną bombą medialną.
Quo vadis Karolina?
Równocześnie z projektem lalek wyglądających jak dzieci Karolina tworzy kolejny projekt dotyczący Ilford Park Polish Home. To miejsce w Anglii gdzie zgromadzono polskich weteranów z II wojny światowej na mocy Polskiego Aktu Przesiedlenia z 1947 roku, znanego również jako Obietnica Churchilla. W owym domu można spotkać wielu uczestników powstania warszawskiego, cichociemnych oraz tych, którzy przeszli cały szlak Andersa. Czy ktoś oprócz Karoliny dziś o nich pamięta?
Karolina Jąderko na zakończenie zdradziła nam tytuł projektu, który chciałaby zrealizować po tym jak upora się z obecnymi zobowiązaniami. Nowe dzieło będzie nosiło tytuł „Autoportret po śmierci”…
- Ty masz w głowie rozkopany cmentarz powiedział mi kiedyś znajomy. Ja bym się z tym zgodziła, mam w głowie rozkopany cmentarz – mówi Karolina.
Zdjęcia, źródło: www.karolinajonderko.com/
Wybrane elementy makiety, na którą Karolina Jonderko zbiera pieniądze:
Rozmowę oraz spotkanie pod patronatem ZPAF OW prowadziła Anna B. Gregorczyk, artystka fotograf, animatorka wydarzeń fotograficznych, założycielka Inicjatywy FOTSPOT.
https://www.facebook.com/Fotspot-832902480143052/