K. PABIASZ: BLUES JEST JAK ZARAZA, EPIDEMIA, GDY WEJDZIE W TWOJĄ GŁOWĘ – TO KONIEC!
Już dziś w klubie Blue Note wystąpi niezwykła grupa OldBreakout. Jej trzon stanowią byli członkowie legendarnego zespołu Tadeusza Nalepy. Zebrał ich i przekonał do zagrania Krzysztof Pabiasz. Jak mu się to udało?
Krzysztof Pabiasz: Może lepiej porozmawia Pan z Krzyśkiem Dłutowskim albo z Trzcińskim?
Marek Mikulski: Ale to Pan ich zebrał i przekonał, żeby wrócili do przeszłości. Jak Pan to zrobił?
W 2013 roku dostałem zaproszenie na festiwal „Lep na bluesa” do Józefowa. Specyficzna miejscowość, tam wszystkie ulice i ronda noszą imię Tadeusza Nalepy. I mnie jakiś miesiąc przed rozpoczęciem coś tknęło. Poprosiłem Panią Marię Jarząbek z Miejskiego Ośrodka Kultury w Józefowie o zamieszczenie informacji dotyczącej poszukiwań żyjących członków zespołu Breakout. Wszyscy byli przekonani, że Ci żyjący muzycy, którzy przewinęli się przez te grupę rozpierzchli się po świecie. O Józefie Hajdaszu mówiło się, że siedzi w Stanach, a inny z kolei miał być w Londynie, a tak w ogóle to nie wiadomo czy ktoś żyje. Okazało się, że Hajdasz już od dawna mieszka w Suchowoli. Zbigniew Wypych przyjechał dla nas specjalnie z Londynu. Natomiast, Winicjusz Chróst, Tadeusz Trzciński i Krzysztof Dłutowski mieszkają w Warszawie. Czyli stary dobry złoty skład z płyt „Kamienie”, „Blues” i „Karate” istnieje. Ja byłem przekonany, że ich trzeba będzie błagać na kolanach, a tu się okazało, iż wszyscy stawili się w Józefowie i zrobiliśmy super koncert. A ludzie jak się dowiedzieli, to zaczęli szturmować Dom Kultury, przyjechała nawet policja! Było jak za starych dobrych czasów.
Namówić muzyków to jedno, a teksty do Waszej pierwszej płyty w tym składzie napisał Bogdan Loebl, który pisał także dla Tadeusza Nalepy. Jak to się stało?
Na początku odnosił się bardzo sceptycznie do tego pomysłu. Ale ostatecznie napisał teksty i wszystko co słyszycie na płycie „Za głosem bluesa idź” wyszło z pod jego pióra. I nadal jest naszym nadwornym pisarzem, choć ma już 84 lata. Bogdan czasami jeździ też z nami na koncerty. Potrafi wyjść na scenę i powiedzieć to swoje słynne „Przepraszam Państwa, ja wciąż żyję!” (śmiech).
Wspomniał Pan o płycie „Za głosem bluesa idź”, która muzycznie jest utrzymana mocno w stylu Breakoutu. Czy kolejne też będą tak mocno zbliżone do zespołu Tadeusza Nalepy?
Cieszę się, że mówi Pan, iż jesteśmy blisko Breakoutu. Następna płyta nad którą już pracujemy jest jeszcze bardziej breakoutowa, mocna, taka blues rockowa. To ciekawe, że gdy przyjeżdżamy gdzieś na koncert, to początkowo widownia reaguje na nas jakby zanosiło się na jakieś nieszpory, młodzi to już w ogóle. Ale chwile pogramy i ci sami ludzie zaczynają wyciągać telefony, nagrywać jak gramy, podchodzą pod scenę. A po koncercie to nas jeszcze molestują (śmiech). Czasami jak z nimi rozmawiam, to oni z niedowierzaniem słuchają, że taką muzykę grało się w Polsce pod koniec lat ’60.
A czy ta nazwa Breakout jest Wam potrzebna? Czy nie lepiej byłby stworzyć zupełnie nową nazwę dla Waszego zespołu?
Jeśli chodzi o nazwę naszego zespołu, to ja szczerze Panu powiem, nie wtrącam się, zostawiam to starszym kolegom. Faktem jest, że my jesteśmy jedyną grupą, w której grają byli członkowie prawdziwego Brakoutu. Nazwę OldBreakout wymyślił Tadeusz Trzciński i fajnie, że tak się nazywamy. Old czyli stary, stary czyli prawdziwy.
Wracając do bluesa. Rozmawiałem w maju z Krzysztofem Rybarczykiem, znanym też jako Doktor Blues. Powiedział mi, że muzycy grający bluesa nigdy na tej muzyce nie dorobią się ani majątku, ani popularności. Co Pan na to?
(śmiech) Blues jest jak zaraza, epidemia, gdy wejdzie w twoją głowę to koniec. Ja na przykład siedzę w tym 40 lat! Natomiast, wszyscy w Polsce grają bluesa amerykańskiego a Tadeusz Nalepa poszedł troszeczkę inną drogą. Kto wie, może przez tą całą izolację, a może przez ten sławny wyjazd do Holandii, gdzie zetknęli się z zupełnie inną rzeczywistością, nie tylko kapitalistyczną ale przede wszystkim muzyczną. Muzyka Breakoutu jest bardzo specyficzna. Jej moc bierze się przede wszystkim z prostoty. Przy jej graniu nie korzysta się z żadnych dodatkowych efektów. Po prostu podłączam kabel do wzmacniacza, rozkręcam gitarę na pełną parę i jadę. A blues? Co mam Panu powiedzieć? Ja koło mojego łóżka mam zawsze gitarę. Potrafię zerwać się o 1 w nocy, zacząć grać, a na drugi dzień sąsiadka mówi mi, że w tym i w tym miejscu to mi się w końcu udało zagrać dobrze (śmiech). Także, żeby o bluesie gadać, to trzeba się urodzić, kochać. Bluesa nie da się oszukać, się bierze gitarę i się gra, się nie pyta. To trzeba kochać!
Fot. Marcin Zeman, Marek Dębski, Jurek Gaździk
Co zagracie dzisiaj w Poznaniu?
Przyjechaliśmy z najlepszym, bo najstarszym repertuarem Breakoutu. Z płyty „Za głosem bluesa idź” zagramy tylko jeden numer „Kłamstwo to podstawa”. Reszta utworów będzie pochodziła z płyt „Blues”, „Kamienie” i „Karate” łącznie z numerami „Oni zaraz przyjdą tu”, „Modlitwa” oraz „Kiedy byłem małym chłopcem”. W utworze „Karate” będzie też solówka na perkusji więc spuścimy Wam niezły łomot (śmiech).
Czy planujecie coś na 10 rocznicę śmierci Tadeusza Nalepy? To już w marcu.
Dostaliśmy propozycję, aby na tą rocznicę nagrać specjalną płytę. Wszystko wskazuje na to, że do powstania takiego krążka dojdzie, ale nie znam jeszcze szczegółów.
Wspomniał Pan również, że szykujecie drugą płytę OldBreakoutu. Uchyli Pan rąbka tajemnicy?
Rzuciłem propozycję, by druga płyta nazywała się „Kiedy byłem małym chłopcem” i może do tego dojdzie. To będzie mocna rzecz, bez żadnej ściemy.