PIOTR BUKARTYK: CZUJEMY SIĘ W RADIOWEJ TRÓJCE JAK W BERLINIE ZACHODNIM
Jak piasku ziarenka w Bukartyka rękach będą mogli poczuć się Poznaniacy, którzy przybędą w sobotę do Centrum Kultury Zamek na jego koncert. Muzyk, poeta, bard tak nie lubi o sobie myśleć, kim więc jest Piotr Bukartyk?
Marek Mikulski: Ani muzyk, Ani poeta mówiłeś dwa lata temu o sobie po wydaniu płyty „Kup sobie psa”. Coś się zmieniło w tej materii?
Piotr Bukartyk: Koledzy z zespołu mówią, że trochę zacząłem być muzykiem (śmiech). A ponieważ to opinia prawdziwych muzyków, to ich słowa trochę łechczą moją próżność. Nie czuję się za to w ogóle poetą, bo ja nie piszę wierszy tylko piosenki, które podlegają zupełnie innym regułom niż wiersze. Napisanie piosenki, to o wiele bardziej wymagająca materia. Wiersz to dziś totalna swoboda, a tu pilnuje mnie fraza muzyczna. Nie mam też tak wielkich treści do przekazania, jak poeci. Po prostu nie widzę podobieństwa między tym co robię a tym co robili oni. Nawet ci, których bardzo cenię.
Dla słuchaczy radiowej Trójki jesteś felietonistą. Nie masz wrażenia, że występujesz w radio bohaterów piosenki „Nie mówię kto”?
Trochę tak, sytuacja z dnia na dzień robi się coraz bardziej kłopotliwa. Nie słucham radia ani telewizji, ale gdy przypadkiem usłyszę ton wiadomości z telewizji publicznej, to zaczyna mnie ogarniać rodzaj pewnej niechęci. Zobaczymy jak to się rozwinie. Na razie nikt nie stara się ingerować w treść i temat moich piosenek. Póki tak będzie, to będę tam śpiewał, bo gram dla słuchaczy nie dla szefów radia. Natomiast, od dłuższego czasu otrzymujemy sygnały od słuchaczy, że Trójki słuchają tylko podczas naszej, czyli Wojtka Manna, audycji. Później zmieniają stacje. Muszę tu zaznaczyć, że my nie idziemy na żadne zgniłe kompromisy. Czujemy się w radio trochę jak w Berlinie zachodnim (śmiech). Mimo, że otoczeni płotem, to jednak wolni. Wiem, bo pamiętam z 1984 roku moją pierwszą wyprawę za płot.
Zostając przy „Nie mówię kto”, wiele osób twierdzi, że przewidziałeś przyszłość pisząc ten kawałek. W jakich warunkach on powstawał?
Ta piosenka powstała 6 lat temu, przy okazji wyborów prezydenckich po katastrofie smoleńskiej. Wtedy zareagowałem tą piosenką na obawę, która dziś niestety zaczyna się potwierdzać. Akurat teraz oglądam w telewizji program o wielkim niemieckim wodzu sprzed 70 lat. Wtedy też oglądałem w telewizji wielkiego wodza i mi się skojarzyło, że są ludzie, którzy wiedzą lepiej ode mnie co jest dla mnie dobre. Często noszą wąsy ale nie zawsze (śmiech).
Skończmy o przeszłości, teraz o przyszłości. Lubisz powtarzać, że Polacy powoli otrząsają się z tego plastikowego kiczu popkultury, który nas otacza. Czy w dobie Popka i mnożących się klubów Disco Polo, nadal sądzisz, że my się otrząsamy z plastiku?
Tak, otrząsamy się. Mówiąc my, mam zawsze na myśli tych, którzy czytają książki. Albo przeczytali jakąś trzecią oprócz książeczki do nabożeństwa i książki telefonicznej (śmiech). Ci którzy mieli kontakt nawet z tą jedną więcej, to się otrząsną. Zawsze w takich przypadkach używam analogii gastronomicznej. To, że wokół nas powstaje cała masa wspaniałych restauracji, nie zmieni faktu, iż największą kasę na żywieniu ludzi zbija Mcdonald, który podaje coś, co z jedzeniem nie ma nic wspólnego. Ale ja nie podpalam sklepów z lalkami Barbie tylko dlatego, że są brzydkie i nie lubię się nimi bawić. Nie przeszkadza mi też Disco Polo, nic mi nie przeszkadza. Zdaje sobie jednak sprawę, że to ja w tym świecie jestem dziwakiem, bo czytam książki a do tego słucham muzyki innej niż wszyscy. Zawsze tak było. Widzów teatru nie licząc tych dowożonych autokarami z PGRu było niewielu. To też nie jest specyfika naszego państwa. W Stanach Zjednoczonych oprócz małych enklaw, gdzie się czyta reszta to jedna wielka wiocha.
Bardzo podoba mi się hasło „nie palę sklepów z lalkami Barbie, choć nie lubię się nimi bawić”, często je powtarzasz. Jest bardzo Woodstockowe.
Trochę tak. Ale wydaje mi się, że w moim przypadku to kwestia wieku. Im jestem starszy, tym mniej radykalnie podchodzę do otaczających mnie zjawisk. Może nie wszyscy wiedzą, ale piszę też humorystyczne piosenki. Napisałem kiedyś „Kiedy dokuczą Ci ciche dni/ a chcesz pobudzić swą kobietę/ leciutko podnieś jej ciśnienie/ załóż sandały do skarpetek”. Są ludzie którzy to noszą! I dobrze, dlaczego ma mi to przeszkadzać (śmiech). Dziś mój siedmioletni syn powiedział mi „Tato! Jak Maks zakłada skarpetki do sandałów, to ja też zakładam!” i w ogóle, żebym się bujał z wszystkimi moimi teoriami na temat obuwia. Chłopaki chcą iść na rower w sandałach, ale jednocześnie w skarpetkach i tu nie ma miejsca na jakieś nasze dorosłe zastrzeżenia. Może gdyby na podwórku koledzy robiliby im jakieś uwagi, to by przestali, ale jak się okazuje siedmiolatki mają ewidentnie gdzieś, to co nam się zdaje, że wypada albo nie wypada.
Za każdym razem, gdy na zakończenie Woodstocku słyszę „Z tylu chmur”, to rzewnie płaczę. Czemu od dwóch lat nie ma Cię z nami w Kostrzynie?
Byłem przez 5 lat. Stałem się trochę wężem zjadającym własny ogon. Wszystko było już takie mocno powtarzalne. A ja, co by nie mówić, jestem autorem kolonijnego tanga (śmiech). Piosenka na Przystanku została, więc jest na nim jakiś mój ślad. Z czego się bardzo cieszę! Jurek Owsiak zaproponował, żeby przez kilka lat pośpiewali to inni ludzie, a potem wrócę. Myślę, że sytuacja dojrzała do tego, by to zakończenie troszeczkę odświeżyć. Byście mogli zobaczyć na scenie kogoś innego. Jurek miał też taki pomysł, żeby nagrywać te różne interpretacje muzyczne „Z tylu chmur”. Na razie to się nie udaje, bo i kolega Bednarek, i punkowcy z Kabanosa starali się nie odbiegać od oryginału. Muszę przyznać, bardzo wierzyłem, że ta piosenka zaistnieje w formie punkowej. Liczyłem po prostu, iż chłopaki z Kabanosa dowalą coś, co mnie zaskoczy. Jednak wszyscy podchodzą do utworu z jakimś rodzajem uznania. Ja zaczynam uchodzić wręcz za jakiegoś profesora. Szkoła muzyczna na Bednarskiej w Warszawie robi dyplom z moich piosenek, a ja przecież jeszcze ciągle żyje! (śmiech) Byłem w Krakowie żeby zobaczyć przedstawienie oparte na moich piosenkach. Tam się zdarzyły półgodzinne owacje na stojąco. A po spektaklu konferencja, na której usłyszałem, że jestem wręcz żyjącym cudem, klasykiem nieomal. Nie wiem, czy to nie najlepszy czas, by powoli udać się w kierunku cmentarza (śmiech). Zdaje sobie też sprawę, że to dotyczy wielu piosenek, które nagrałem bardzo dawno temu i kiedyś były do dupy, a teraz nagle są fantastyczne. Co mam z tym zrobić? Pewnie jakaś wajcha przełożyła się gdzieś w kosmosie.
Mówisz o pisaniu piosenek, że nie jesteś strzelcem wyborowym, tylko walisz seriami i w końcu któraś kula musi trafić.
To jest rachunek prawdopodobieństwa. Ja napieprzam mniej, więcej w tym samym kierunku więc któryś pocisk musi trafić. Przez ostatnie 10 lat co tydzień piszę nową piosenkę, chyba nikt oprócz mnie tak nie robi. Ta dycha to naprawdę sporo. Przecież to jest jakieś 40 zupełnie nikomu nie potrzebnych piosenek rocznie. To przekracza życiowy dorobek wielu ludzi wielokrotnie. Coś tam musiało komuś przypaść do gustu. Wystarczy, że jedna piosenka nie była tak bardzo zła jak pozostałe (śmiech).
Trzymając się wojennej terminologii, czym będziesz strzelał w Poznaniu?
Wszystkim! Ale będziemy starać się też wprowadzać nowe piosenki z płyty, którą właśnie nagrywamy. Materiał już zaczęliśmy testować na żywych organizmach, mam nadzieję, że do soboty tak go ogramy, iż uda się coś zaprezentować. Zobaczymy jak Państwo zareagujecie na nowy materiał. Nowa płyta będzie kontynuacją „Kup sobie psa” ale tym razem będzie na niej więcej miłości. Miłości dojrzałej. Z góry przepraszam wielbicieli różnych rodzajów miłości, ale ta będzie bardzo heteroseksualna. Zaprezentujemy obrazki bab i chłopów w różnym wieku i konfiguracjach. Będzie o związkach udanych i nie udanych, rozpadających się, będą żale i tęsknoty. Będzie też o przemijaniu i mam nadzieję, że wszyscy z pogodnym uśmiechem będą się wieszać po przesłuchaniu tej płyty (śmiech).
A kiedy spotka nas ta wisielcza przyjemność?
Mamy nadzieję, że pod choinkę. Celujemy, tak jak przy poprzedniej, w koniec listopada początek grudnia. Sami jesteśmy ciekawi co z tego wyjdzie. Dziś wiem, że na pewno nie będziemy musieli się jej wstydzić!