JAN KOMASA O CZERWCU 56: TO NIE SĄ HASŁA PRZEBRZMIAŁE. W DZISIEJSZEJ RZECZYWISTOŚCI TEŻ MUSIMY WALCZYĆ O ZACHOWANIE WŁASNEJ INDYWIDUALNOŚCI I NIEZALEŻNOŚĆ.
„Ksenofonię. Symfonię dla Innego” widowisko przygotowane z okazji 60 rocznicy Czerwca 56 zobaczymy na zakończenie tegorocznej Malty. O przygotowaniach do spektaklu, swoich korzeniach oraz kolejnym projekcie reżyser spektaklu opowiedział nam już teraz.
Marta Poprawa: Do siódmego roku życia mieszkał Pan w Poznaniu, potem przeniósł się Pan do Warszawy. Teraz praca nad spektaklem dla Malty sprawiła, że znów Pan tu jest. Czuje Pan sentyment do tego miasta? Jest Pan bardziej poznaniakiem czy warszawiakiem?
Jan Komasa: Jest to u mnie dość mocno zaburzone. Mam poczucie, ze zostałem stąd wyrwany z korzeniami. Nie mam o to pretensji, tak się ułożyło życie. Nie czuje się ani warszawiakiem ani poznaniakiem. Mam takie poczucie bezmiastowości. Ma to swoje plusy, ta bezmiastowość pozwala mi np. na powstanie warszawskie spojrzeć świeżo. Nie jestem uwikłany w to, nie mam w Warszawie dziadków, rodziny która związana jest z tamtym czasem. Dzięki temu jestem również gotów na wyjazdy w nowe przestrzenie. Aczkolwiek gdy przyjeżdżam do Poznania mam poczucie, że jest to miejsce, w którym się wychowywałem przez 7 lat. W Poznaniu również nie mam żadnej rodziny i trochę pewne rzeczy odkrywam teraz. I widzę takie swoje małe prawo do tego, żeby powiedzieć, ze jestem stąd. Moja żona jest urodzoną warszawianką. Znamy się jeszcze ze szkoły, już prawie od 27 lat. Ona jest stamtąd, ja nie jestem stamtąd. Tu w Poznaniu pojawia się wiele osób, mówiących, że mnie zna, pamięta itd. Jak tutaj przyjechałem poczułem, że ja nie znam dobrze tego miejsca. Ale gdybym miał się gdzieś odwołać to jestem stąd. Mam prawo tak powiedzieć, tu się urodziłem, tu wychowałem, to miejsce czeka na mnie.
Na zakończenie Festiwalu Malta zobaczymy spektakl multimedialny, którego jest Pan reżyserem. Będzie to dzieło bardzo różne od tego, z czego do tej pory Pana znaliśmy. Praca nad „Ksenofonią. Symfonia dla Innego” to trudne zadanie w porównaniu z Pana wcześniejszymi produkcjami?
Są różnice między tym co robiłem wcześniej, ale są też elementy wspólne. Jeśli ktoś widział moje poprzednie produkcje dostrzeże wspólne traktowanie rzeczywistości. Ja lubię innowacje i one pojawią się w tym spektaklu. To nie będzie tylko taniec, będzie w tym również multimedialność. Będą ekrany czy tez system świateł, którego do tej pory w Polsce jeszcze nie był wykorzystywany. Chciałem aby oprawa tego wszystkiego była niezapomniana. I lubię „żenić” ze sobą różne gatunki. I tutaj w tym widowisku też tak będzie. Choćby fakt, że w pewnym momencie pojawią się Poznańskie Słowiki. Będzie koncert na cztery fortepiany. Myślę, ze niewielu ludzi słyszało koncert na dwa fortepiany, tu będą cztery. Zobaczymy dwudziestominutową etiudę zmontowaną z fragmentów kronik Poznania.
O czym będzie Pan chciał opowiedzieć?
W godzinnym spektaklu chciałem opowiedzieć historię uwalniania się z grupy i doprowadzania do rewolucji. Jest we mnie silna potrzeba aby sięgać po nowe delikatne środki, żeby opowiedzieć coś w swoim stylu, ale żeby to było atrakcyjne. Lubię jak coś jest ładne. „Sala samobójców” jak i „Miasto 44” miały w sobie tę atrakcyjność wizualną.
Przygotowuje Pan widowisko dotyczące historii, która wydarzyła się po Pana urodzeniu. Chyba trudno opowiedzieć historie, której się nie przeżyło. W dodatku zobaczymy je tu, w Poznaniu samym sercu tych wydarzeń. Ciężko jest sprostać takiemu zadaniu?
To jest podobnie jak z powstaniem warszawskim. Tego również nie przeżyłem a film powstał. A co dopiero gdybym chciał zrobić film o Jagiellonach. To jest tak, ze nie trzeba wylecieć w kosmos, żeby zrobić „Obcego”. Po to mamy wyobraźnię i wrażliwość, że możemy opowiadać historię w ciekawy i wciągający sposób dla widza, ale też tak, żeby historia Poznania 56 też kojarzyła się nam trochę, żeby coś to znaczyło. W dzisiejszej rzeczywistości też musimy walczyć o zachowanie własnej indywidualności, o niezależność. To nie są hasła przebrzmiałe. Każdego dnia na małym czy na wielkim szczeblu musimy walczyć o samych siebie i o swoje prawa. W związku, pracy, szkole, społeczności, ciągle przechodzimy jakieś rewolucje. Chciałbym, żebyśmy na scenie przedstawili taki matematyczny wzór na rewolucje wyrażony za pomocą tańca.
Trudnością w trakcie kręcenia „Miasta 44” był niedobór kamienic w Warszawie, w „Sali samobójców” wyzwaniem była animacja. A w przypadku „Ksenofonii”?
To jest zupełne wyjście ze strefy komfortu. Każdego dnia zastanawiam się, co z tego wyjdzie. Dla tancerzy jestem kimś kto nie mówi ich językiem ale jednocześnie ich trochę reżyseruje. Pracujemy nad „Ksenofonią” w duecie, ja i Mikołaj Mikołajczyk. I on jest drugą połową. Staramy się uzupełniać, ja się zajmuję oprawa znaczeniową a Mikołaj wypełnia to tańcem. Mikołaj jest artystą totalnym, żywiołem. Jest bardzo silnym i zdecydowanym charakterem. Chciałbym, żeby również wystąpił na scenie, cały czas go do tego namawiam. On świetnie tańczy, ma młodą energię. To jest nasz wspólny projekt , ja go napisałem, sobie wyobraziłem, potem doszedł Mikołaj. Z tancerzy Mikołaj wyciąga wszystko, a oni sami to breakdancerzy, tancerzy współczesnych, warsztatowych ale i baletowych. To będzie mieszanina podkreślająca indywidualność każdego z nich. Sam jestem ciekaw jak to wyjdzie.
Jednym z Pana ostatnich projektów jest „Hejter”. Cóż to takiego będzie?
Chciałbym, żeby „Hejter” opowiadał o współczesnych czasach i o tym jak łatwo wzbudzić w ludziach nienawiść. Już kilka razy zdarzyło się w historii, że ktoś miał nienawiść skrytą w sobie do tego stopnia, ze pociągnął za sobą miliony w imię własnej nienawiści. To się potem zamieniło np. w II wojnę światową. Uważam, że jest mnóstwo takich osób, które zostały odrzucone, pokrzywdzone itd. Wielu sobie z tym jakoś radzi ale są osoby które duszą to w sobie i staje się to siedliskiem ich dużej siły, mocy. I te osoby poprzez internet i hejtowanie mogą doprowadzić do pewnej rewolucji społecznej. Chciałbym, żeby o tym mówił „Hejter”, o nienawiści współczesnej, wściekłej nienawiści i podziałach klasowych między ludźmi. Będzie to projekt filmowy i zrealizowany zostanie w przyszłym roku.