"Z MOTYKĄ NA MALTĘ" - FRAGMENT KSIĄŻKI "HISTORIE WARTE POZNANIA".
Poniżej publikujemy fragment książki Filipa Czekały: "Historie warte Poznania. Od PeWuKi i Baltony do kapitana Wrony." Książka dostępna w sprzedaży od 13 kwietnia.
Prace na Malcie ruszyły we wrześniu 1982 r. Codziennie najmniej 20 samochodów marki „Steyer”, „Kamaz” lub „Tatra” kursuje od Malty do Kozichgłów, Umultowa i Antoninka, wywożąc tony mokrego piachu – pisał w 1985 r. w „Głosie Wielkopolskim” Leszek Gracz. Prace jednak nie postępowały w tempie takim jak zakładano. Zmagano się głównie z problemami z materiałami budowlanymi. Stąd artykuł zatytułowano: Tor regatowy jak stajnia Augiasza.
W podobnym tonie pisał 15 października 1985 r. Janusz Kłos w „Przeglądzie Sportowym”: Regaty mają odbyć się w Poznaniu, to znaczy na maltańskim torze regatowym, który mimo że modernizowany jest od 1982 roku, na razie... nie istnieje. Sytuacja jest poważna, można by nawet powiedzieć, że już dramatyczna. Do dzisiaj nie wykonano nawet prac ziemnych związanych z koniecznym pogłębieniem niecki toru i wyprofilowania brzegów jeziora.
Wąs mu się jeżył
W zespole pracującym nad rewitalizacją Malty Mikuła miał pod sobą w sumie ponad 100 osób. Narady projektantów z wykonawcami odbywały się na starcie toru regatowego w jednym ze „skośnych domków”.
– W środku było czarno od dymu papierosowego. Wykonawcy zawsze próbowali wszystko uprościć, tak żeby było jak najszybciej, jak najtaniej, ale też jak najgorzej. Klemens, ja i dwóch kolegów zawsze z tym walczyliśmy. Wąs mu się na niejednej naradzie jeżył – śmieje się Grabia (Janusz Grabia, architekt, wieloletni współpracownik Klemensa Mikuły i zarazem jego przyjaciel – przyp. red.).
Mikuła znany był z tego, że potrafił się bardzo szybko zdenerwować, gdy widział partactwo.
– Malta to było oczko w głowie Klemensa, jego sztandarowy projekt. Na fuszerki reagował alergicznie. Potrafił wtedy wziąć siekierę i rozwalić ścianę, a siłę w rękach miał – to przecież były wioślarz. Krzyczał: „Tak nie będzie! Tak to sobie możesz Pan robić na ogródku!”. A jak się obrażał, to obracał się na jednej nodze i wychodził – mówi Grabia.
Przez Maltę przewinęło się 40 różnych firm. Do podjęcia się tego zadania wykonawców przekonywano nie tylko pieniędzmi i „wyższym celem”, jakim była budowa toru regatowego dla Poznania, ale też bonami. Okazywało się bowiem, że to, czego na początku „nie dało się” zrobić albo miało trwać zdecydowanie za długo, można było zrobić za talony na benzynę.
Wykonawcy potrafili jednak zaskakiwać projektantów swoimi „rewolucyjnymi” pomysłami. – Pamiętam jak na jednej z narad wykonawca ogłosił: „mamy już zamówione taśmociągi, będziemy nim grunt wywozić a nie taczkami”. Ja na to, że chyba zdurniał, bo tak można wywozić sypką ziemię, a nie glinę! Klemens przyznał mi rację, kwitując to krótkim: „no właśnie”. Wykonawca wiedział jednak swoje i taśmociągi przyjechały. Koparka podnosiła ziemię i ładowała na niego. Efekt był taki, że jak takie zbite bryły gliny zaczęły spadać na taśmociąg, to po dwóch dniach było po nim – opowiada Grabia.
Czas płynął, a roboty przerywano. Brakowało materiałów lub pieniędzy, a najczęściej obu naraz. Może się tak zdarzyć, że nie zostaną ukończone na czas trybuny, lecz wszystkie niezbędne urządzenia i obiekty będą wykończone – zapewniał 3 kwietnia 1989 r. w rozmowie z „Gazetą Poznańską” Zbigniew Łomiński, dyrektor Wydziału Kultury Fizycznej, Sportu i Turystyki Urzędu Miasta.
(…)
W ostatnich dniach przed mistrzostwami na Malcie panowało wielkie poruszenie.
- Pracowaliśmy non stop, wszyscy pracownicy Architektoniki, biura Klemensa, byli na placu budowy. Dzień przed imprezą non stop padało. Z Klemensem byliśmy na wieży, spędziliśmy tam całą noc. Patrzyliśmy na to wszystko i mówiliśmy: „No nie da się, nic już nas nie uratuje. Jutro mistrzostw nie będzie. Teraz to już chyba pozostało nam tylko się napić” – mówi Grabia.
------------
Rozmowę z autorem możecie znaleźć tutaj: http://www.miastopoznaj.pl/kultura-i-styl/3562-jakie-historie-sa-warte-poznania-rozmowa-z-autorem-ksiazki