M.KOSTASZUK O FESTIWALU SPRING BREAK, ODEJŚCIU TRANSATLANTYKU I INNYCH WYDARZENIACH KULTURALNYCH W POZNANIU
Proszę zwrócić uwagę, że większość z tych megakoncertów lub gigantycznych festiwali odbywa się przy udziale wielkich spółek powiązanych w różny sposób ze Skarbem Państwa. Bez ich wsparcia bardzo trudno jest organizować tego typu wydarzenia, zatem kluczowa jest przychylność ich zarządów, na których skład wielki wpływ mają z kolei reprezentujący Skarb Państwa politycy aktualnego obozu rządowego - mówi w rozmowie z nami zastępca dyr. Wydziału Kultury Urzędu Miasta Poznania, Marcin Kostaszuk.
Sebastian Borkowski: Panie Dyrektorze, czy jest szansa na koncert Jean Michel Jarre’a w Poznaniu?
Marcin Kostaszuk: Jean Michel Jarre miał niejeden ważny powód żeby przyjechać do Poznania i spotkać się z władzami miasta. I tutaj musiałbym powiedzieć coś, co nie jest moją tajemnicą… Proszę założyć, że wizyta nie musiała być związana jedynie z ewentualnym koncertem. Efektem może być duży zysk nie tyle dla samego Poznania, co dla pochodzącego stąd podmiotu, z którym także spotkał się Jean Michel Jarre.
A wracając do koncertu?
Nie reprezentując jego organizatora nie mogę przekazać żadnych nowych wiadomości.
Widziałem, że Jean Michel Jarre ogłosił swoją trasę koncertową, są inne miejscowości w Polsce, ale Poznania nie ma…
Niestety tak to obecnie wygląda. Jest chęć ze strony artysty i organizatora, ale za tym muszą też iść pieniądze, a takich funduszy w budżecie miasta w tym roku nie ma.
To może pociągnijmy ten temat. Czy miasto w przypadku tak dużych koncertów musi być partnerem?
W pewien sposób zawsze nim jest, gdy koncert odbywa się na jego terenie. Jeśli „bycie partnerem” rozumieć jako „bycie sponsorem” – już niekoniecznie. Przypomnę chociażby występy Alicii Keys czy Iron Maiden na stadionie, które odbyły się bez dotacji miasta. Są to wielkie przedsięwzięcia komercyjne, z pewnością ożywiające miasto i dające także wymierne korzyści dla poznańskich przedsiębiorców (hotele, transport), ale jak pokazały ubiegłe lata angażowanie pieniędzy samorządu w samo wydarzenie i budzi sprzeciw znaczącej części mieszkańców. Ryzyko powodzenia lub niepowodzenia imprezy jest duże, co pokazały perypetie związane np. z koncertem Madonny w Warszawie czy Queen we Wrocławiu. Niestety na pewnym etapie w Polsce nastąpiła licytacja miast na gwiazdy, co nie zawsze było działaniem racjonalnym.
Myślę, że w hierarchii wyzwań, które mamy przed sobą jako samorząd, jest raczej wspieranie tych, którzy mogą się takimi gwiazdami stać i taką rolę odgrywa na przykład wspierany przez miasto showcase’owy festiwal Spring Break, na który przyjeżdża cała polska branża muzyczna z kręgu muzyki popularnej. W muzyce współczesnej podobną rolę odgrywa Poznańska Wiosna Muzyczna – mało kto wie, że w tym roku odbędzie się w jej ramach aż 17 prawykonań utworów, często młodych, ale już docenianych nie tylko w Polsce kompozytorów.
W Poznaniu nie mamy też takiej hali jak chociażby w Łodzi.
Tak i nie ma co się łudzić na jesienną trasę Depeche Mode czy Muse w naszym mieście - po prostu nie mamy komfortowego miejsca dla 10-15 tysięcy osób. Są mniejsze przestrzenie - jesteśmy więc skazani na wydarzenia mniejsze frekwencyjnie, ale być może dzięki temu bardziej wyjątkowe, choćby takie jak ubiegłoroczny występ Gentlemana z poznańskimi muzykami i chórem chłopięcym w Sali Ziemi. Obejrzało go ponad 2000 osób, w znakomitych warunkach - jakość, oryginalność i co za tym idzie siła oddziaływania tak wyjątkowego projektu okazały się ważniejsze niż jego masowość. Mamy też Arenę, której trudną przestrzeń idealnie wypełnił LuxFest - hybryda festiwalu rockowego i dziecięcych warsztatów.
W dyskusji o wielkich wydarzeniach muzycznych najważniejszy jest jednak inny czynnik.
Jaki?
Proszę zwrócić uwagę, że większość z tych megakoncertów lub gigantycznych festiwali odbywa się przy udziale wielkich spółek powiązanych w różny sposób ze Skarbem Państwa. Bez ich wsparcia bardzo trudno jest organizować tego typu wydarzenia, zatem kluczowa jest przychylność ich zarządów, na których skład wielki wpływ mają z kolei reprezentujący Skarb Państwa politycy aktualnego obozu rządowego.
Muzycznie i filmowo
Festiwal Spring Break już niedługo. Rozrasta się i dojrzewa w Poznaniu.
To bardzo szczęśliwa okoliczność, że w Poznaniu od lat funkcjonuje mocny organizator, który podjął się organizacji festiwalu na swoim terenie. W 2014 roku pierwszy Spring Break odbył się bez dotacji Miasta Poznania, rok później z dotacją 83 000 zł, w tym roku jest to kwota niemal dwukrotnie wyższa, ale nadal nie można jej porównywać z funduszami, które przeznacza wiele innych miast na wielkie imprezy. My dajemy w tym roku na Spring Break 145 000 zł, a z tego co wiem to sam Jarocin Festiwal ma około 300 000 zł dotacji z gminy, a Opener to inwestycja Gdyni idąca w miliony złotych rocznie. Znów jest tak, że poznaniacy muszą się wykazywać dość dużą gospodarnością i kreatywnością żeby coś się udało i tak jest właśnie w przypadku tego festiwalu. Bardzo się cieszę, że Spring Break jest Poznaniu i będziemy robić wszystko żeby został w naszym mieście jak najdłużej.
Jeżeli chodzi o festiwale filmowe to kończy się obecnie Short Waves Festiwal, a na jesień zaplanowano XX edycję OFF Cinema Festiwal. Kinematografia, to jest coś co w Poznaniu się rozwinęło w ostatnich latach, prawda?
Dodałbym do tej listy festiwal Animator, dla którego przełomem stała się obecność w Parku Wieniawskiego. Z dnia na dzień wykwitła sala kinowa w środku parku, ludzie zdali sobie sprawę, że takie wydarzenie może się odbywać w środku miasta. I to jest kierunek, w którym moim zdaniem powinniśmy iść.
To znaczy?
Żeby nie zamykać się tylko w salach kinowych. Oczywiście tam warunki są najlepsze do oglądania filmów, ale tutaj przypomnę jeszcze jedną rzecz. W 2015 roku mieliśmy w Poznaniu aż dziewięć kin plenerowych, sam nie mogłem uwierzyć, że tak wiele. Poznań latem stał się takim miejscem, w którym można było łatwo napotkać interesującą projekcję. W tym roku czekają nas kolejne ciekawostki, m.in. DKF nad Rusałką.
165 dotacji
To jest też jedna z rzeczy, która zaciekawiła mnie przy okazji wyników konkursów dotyczącego wsparcia dla wydarzeń kulturalnych w mieście, które poznaliśmy tydzień temu. Wspomniana przez Pana inicjatywa DKF nad Rusałką dostała w zasadzie 1/6 dofinansowania, o które się ubiegała, a niektóre pomysły otrzymały 100%. Z czego to wynika?
Tutaj musieliśmy się skupić na zasadach procedowania. Komisja konkursowa ma za zadanie nie tylko ocenić wartość merytoryczną, ale stwierdzić czy kosztorys danego wydarzenia pozwala na jego wsparcie przez miasto niższą kwotą. Proszę zwrócić uwagę, że nawet pierwsze miejsce na liście rankingowej nie gwarantowało stuprocentowego dofinansowania – było tyko kilka takich przypadków. Jeżeli chodzi o DKF nad Rusałką to jest też jeszcze jeden element. Oferent, który organizuje to wydarzenie jest fundacją, która otrzymała w zarządzanie teren od miasta. Jesteśmy w systemie naczyń połączonych, zadaniem naszych bardzo mocno uspołecznionych komisji konkursowych jest pilnowanie pewnej równowagi w rozdzielaniu funduszy miejskich.
Co więcej to często miejsca dalsze otrzymywały pełną kwotę, chociaż w takich przypadkach mówimy o niższej kwocie, rzędu kilku tysięcy złotych.
Generalnie urząd jest od tego żeby doprowadzać do racjonalnego gospodarowania środkami publicznymi. I wiemy, że tam gdzie jest to możliwe zależy nam żeby jak najwięcej podmiotów mogło swoje wydarzenia organizować. Stąd rekord - 165 dotacji konkursowych, których udzielimy w 2016 roku. W ubiegłym roku mieliśmy ich 127, a w 2014 roku 81. Władze Poznania wypełniają postulat większego otwarcia miasta na mniejsze projekty, bliższe mieszkańcom, wspierające także niewielkich i debiutujących animatorów kultury. W przypadku większych projektów istotne jest też, czy organizator polega tylko na mieście, czy stara się również o środki z innych źródeł – konkursów Urzędu Marszałkowskiego, Ministerstwa Kultury. A także od samych odbiorców – wyznacznikiem sukcesu danego wydarzenia jest przecież także wielkość grupy osób, które zechcą zapłacić za bilety.
Patrząc na wyniki konkursu spektrum organizacji, które otrzymały dofinansowanie jest bardzo szerokie. Taki był cel?
Nie od wczoraj, ani nie od roku, w Poznaniu ufamy w aktywność oddolną. Teraz po prostu staje się to jeszcze bardziej widoczne, bo nie można inaczej traktować fundacji czy stowarzyszeń, jak po prostu organizacje obywateli. Zaufanie do nich opiera się odczuciu, że obywatele wiedzą co wokół nich jest najciekawsze, co mogłoby zainteresować osoby z ich kręgu. Nie jest przypadkiem, że większość kluczowych imprez dla życia kulturalnego odbywa się właśnie we współpracy miasta z NGO-sami.
Od kilku lat jest prowadzona polityka zapraszania do konsultacji w ramach Komisji Dialogu Obywatelskiego, ważny jest też konkurs „Centrum Warte Poznania”. To wszystko powoduje, że te grono organizacji pozarządowych jest szczególnie silne w kulturze, nawet jeżeli często interesy poszczególnych podmiotów są rozbieżne. Natomiast co do potencjału, kreatywności to jest olbrzymie środowisko i wiele naszych festiwali tak jak np. „Sztuka Szuka Malucha” zaczyna w pewnym momencie wychodzić poza Poznań do innych miast.
A kwestia odejścia Transatlantyku? Decyzja polityczna? Czy bardziej podłoże finansowe?
Formuła konkursowa, w jakiej przyznawane są dotacje, jest w dużym stopniu niezależna od decyzji politycznej, zwłaszcza wtedy, gdy Prezydent Miasta nie ingeruje w wysokość rekomendowanej przez komisje kwoty dotacji. Tak było w przypadku dofinansowania Transatlantyku w 2015 roku, niższego niż w poprzednich latach. Przeniesienie się Transatlantyku do Łodzi wiązało się ze stworzeniem tam bardzo dobrych warunków, na które Poznania nie było stać. Tu wraca temat wielkich sponsorów – Transatlantyk w Łodzi został umocniony pieniędzmi PGNiG, spółki Skarbu Państwa. Bez jej potężnego zastrzyku finansowego publicznego Transatlantyk nie wyemigrowałby moim zdaniem z Poznania, co – warto to podkreślić – stało się w atmosferze wzajemnego szacunku obu partnerów.
Wyłamanie się ze schematu
Na koniec chciałem spytać gdzie Pan się planuje wybrać w tym roku? Na które kulturalne wydarzenia najbardziej Pan czeka?
Mam wrażenie, że po prawie 20 latach kariery dziennikarza muzycznego bardzo ciężko jest mi cały czas z równą pasją mówić o wydarzeniach muzycznych. Poznań jest takim miejscem, do którego większość artystów przyjeżdża po prostu zarobić. Jest tutaj duże grono młodych ludzi, studentów, ale też takich, którzy po prostu co dwa trzy lata muszą iść na koncert Grabaża czy Kultu…
…albo na Domowe Melodie, które są dwa razy w roku.
Poznań jest więc takim miejscem, do którego się przyjeżdża zagrać koncert, bo wie się, że znajdzie się tutaj wdzięczny słuchacz. I to już mnie niespecjalnie interesuje. Dziś dla mnie przełomowym wydarzeniem jest Spring Break, jako nowa forma muzycznego festiwalu. Uczestniczę w nim nie tylko z pasji, ale również by zobaczyć co wynika z niego dla muzyki i innych dziedzin sztuki – bo w jego ramach mieści się też np. wystawa konkursu okładek płytowych „30/30” w Arsenale. Interesują mnie wydarzenia przekraczające niewidzialne granice międzygatunkowe, wychodzące z teoretycznie hermetyczną treścią do nowych odbiorców i inicjujące dyskusję – przykładem wzornicze Poznań Design Days, dziecięca Sztuka Szuka Malucha, filmowe Short Waves czy muzyczno-literackie Frazy.
Myślę, że najciekawsze wydarzenia są takie, które są niepowtarzalne, bo nie da się zorganizować ich w innym miejscu niż Poznań. Bardzo dużo sobie obiecuję po starej parowozowni, która została wynajęta Teatrowi „Z głową w chmurach”. Odbędzie się tam po raz pierwszy festiwal sztuki cyrkowej, rozumianej jako sztuka akrobatyczna. To będzie wydarzenie, które pokaże nową przestrzeń w mieście. Generalnie szukam dla siebie wydarzeń, które wyłamują się z pewnego schematu, rutyny. Wszyscy potrzebujemy dopływu świeżej krwi, nowych pomysłów, upewniających nas w przekonaniu, że Poznań się nie cofa, ale jest otwarty na ciągłą, odświeżającą zmianę.