TURBO KLEZMERSKI FOLK NA DOPALACZACH
Grupa Klezmafour, to jeden z najciekawszych polskich zespołów. Zwycięzcy konkursu „Nowa Tradycja” Polskiego Radia, dwukrotni laureaci Festiwalu Muzyki Żydowskiej w Amsterdamie. Już w lutym ukaże się trzecia płyta zespołu z którym rozmawiałem przed koncertem w klubie Blue Note.
Marek Mikulski: Na Waszych koncertach dzieje się coś niesamowitego, po pierwszym utworze nawet emeryci i renciści skaczą pod sceną! To jakieś czary, klezmerskie uroki?
Andrzej Czapliński: Wydaje mi się, że efekt, który można zaobserwować na naszych koncertach jest skutkiem tego, iż ludzie dają się porwać bałkańskiemu szaleństwu! Przeżywają razem z nami muzykę, a oto od samego początku nam chodziło.
A właściwie skąd u młodych chłopaków z Polski zainteresowanie bałkańską i klezmerską muzyką?
Rafał Grząka: To wynika z korzenia tego zespołu, czyli braci Czaplińskich, którzy wychowali się i żyją w Lublinie. W folklorze tego miasta bardzo głęboko zakorzeniona jest klezmerska muzyka Żydów środkowo i wschodnioeuropejskich. Ale prawdziwy początek zespołu to tak naprawdę potrzeba chwili. Nasi bracia dostali angaż do spektaklu w teatrze, gdzie wykonywano tradycyjne utwory klezmerskie. Tak to się zaczęło.
Gabriel Tomczuk: Zapomniałeś dodać, że te początki miały miejsce w latach dziewięćdziesiątych. Ja wychowałem się w Białymstoku. To miasto, podobnie jak Lublin, przed wojną było w połowie żydowskie, więc takie motywy muzyczne są tam zasłyszane. Choć w Białymstoku muzyczne tradycje były o wiele mniej kultywowane niż w Lublinie. A opinia publiczna taką muzyką zainteresowała się długo po upadku komunizmu w latach dwutysięcznych.
Kiedy zaczęliście łączyć muzykę klezmerską z innymi gatunkami?
Andrzej Czapliński: Kiedy graliśmy tradycyjne utwory, najbardziej znane, czyli Skrzypek na dachu czy Hava Nagila, czegoś nam za każdym razem brakowało. Odbiór publiczności był życzliwy ale my wchodziliśmy w etap studiowania na uniwersytetach muzycznych. Cały czas szukaliśmy czegoś innego, chcieliśmy zaskakiwać publiczność, która już regularnie przychodziła na nasze występy. Dziesięć lat temu pojechaliśmy na konkurs organizowany przez Polskie Radio „Nowa Tradycja”. Wygraliśmy i to dało nam kopa emocjonalnego, zaczęliśmy traktować nasze zajęcie trochę poważniej. Ale bez przesady, żeby od razu wysoka sztuka (śmiech). Postanowiliśmy wpleść w nasze utwory trochę ostrzejszych brzmień, trochę elektroniki. Przełomem była trzecia edycja Must Be The Music, gdzie doszliśmy do finału przegrywając z Lemonem. Okazało się, że nasza muzyka pasuje również do klubów, a klezmerskimi i bałkańskimi dźwiękami można rozruszać także młodzież, nieprzyzwyczajoną do rodzaju muzyki jaki wykonujemy.
Mówiąc o Waszej muzyce, gdybyście mieli opisać ją za pomocą kilku słów, to jak nazywałby się Wasz gatunek?
Gabriel Tomczuk: To najtrudniejsze pytanie jakie nas spotyka przy każdym wywiadzie.
Andrzej Czapliński: Gabriel, tym razem masz kilka słów a nie jedno, więc może damy radę (śmiech). Mnie się na przykład podoba Turbo Klezmerski Folk.
Gabriel Tomczuk: Na dopalaczach!
Andrzej Czapliński: Turbo Klezmerski Folk na Dopalaczach, to jest dobre! Choć dopalacze ostatnio na szczęście mało modne. Mieszamy wiele gatunków ze sobą.
Gabriel Tomczuk: Chyba na razie nie powstał taki gatunek do którego można by nas przypisać. Poruszamy się w wielu strukturach i w muzyce bałkańskiej, i klezmerskiej, i reggae, i dub, i drum’n’bass, i hip hop. Ciężko wrzucić nas w jakąkolwiek kategorie.
Jakiś czas po Waszym koncercie we Wrocławiu płonie tam na rynku podobizna Żyda. Jak jako dwukrotni laureaci Festiwalu Muzyki Żydowskiej na to zareagowaliście?
Gabriel Tomczuk: To tylko jedno z wielu zdarzeń, które dotyka społeczności żydowskiej w Polsce. My od siebie możemy powiedzieć, że nadal będziemy promować muzykę klezmerską, choć już nie gramy jej w takiej czystej tradycyjnej odsłonie. Warto podkreślić, że trochę odeszliśmy od tradycji i na pewno nie jesteśmy klezmerami wojny (śmiech).
Andrzej Czapliński: Wyjaśnijmy też co znaczy słowo klezmer. To wcale nie oznacza żydowskiego muzyka. Klezmer to osoba, która jest w stanie zagrać wszystko i w każdych okolicznościach. Od filharmonii poprzez stypy, pogrzeby, śluby, knajpy, chrzciny. Prawdziwy klezmer odnajdzie się w każdym gatunku muzycznym natychmiast. Pojęcie klezmer z kulturą żydowską zbiegło się prawdopodobnie dlatego, że było naprawdę wielu wybitnych muzyków pochodzenia żydowskiego. Choćby Nathan Milstein.
Nie mieliście nigdy problemu przez muzykę jaką gracie?
Andrzej Czapliński: W Polsce jeszcze chyba nie było takiego przypadku, by bojówki o nacjonalistycznych poglądach wparowały na jakiś koncert, czy festiwal muzyki żydowskiej. Nawet niedawno pojawił się artykuł gdzieś w sieci, mówiący o tym, że tylko w naszym kraju w Europie bezpiecznie, bez jakiejś specjalnej ochrony może odbyć się festiwal tego typu. A przecież jest Warszawa Singera albo festiwal na krakowskim Kazimierzu, gdzie przychodzą tłumy. Tam przecież wprost mówi się, że to festiwal kultury żydowskiej. Wyobraźmy sobie coś takiego w Berlinie, czy Paryżu bez militarnej obstawy z karabinami, szczególnie w obecnej sytuacji. Dlatego wydaje mi się, że nie ma co demonizować jakiegoś przypadku z paleniem kukły. W całym zajściu chodziło o to, by ludzie, którzy są oczywistą mniejszością, mogli się pokazać w mediach. A prasa to podchwyciła, stworzyła wrażenie „O Boże! Co też się u nas dzieje”. Spokojnie drodzy Państwo, wszystko jest w porządku.
Wracając do muzyki, niezwykle urzekające są w waszych utworach motywy czerpane z popkultury. Na przykład motyw z Gwiezdnych Wojen w kawałku „Evet Evet”. Jak wpadliście na takie egzotyczne połączenia?
Gabriel Tomczuk: Nie pamiętam szczegółów zajścia ale na pewno bardzo mocno się o to kłóciliśmy. (śmiech)
Rafał Grząka: Zrobiliśmy to, żeby było fajnie, dla zabawy, jak cała nasza muzyka. Nie analizowaliśmy, czy w siedemnastym takcie lub na przełomie osiemnastego uruchomimy motyw Darth’a Vadera albo makareny. Przyszło z powietrza, a że jest zabawnie, to zostało.
Andrzej Czapliński: My cały czas traktujemy muzykę jak pierwotne plemiona. Jest dla nas ZABAWĄ i to trzeba bardzo mocno podkreślać!
Rafał Grząka: Muzykę stworzył Bóg, a człowiek niestety podzielił na style i kategorie. (śmiech)
A co z trzecią płytą, rodzi się?
Gabriel Tomczuk: Trzecia płyta czeka właściwie tylko na premierę. A premiera jest 12 lutego. Będzie się nazywać „Klezmafour Orkiestronicznie”, nagraliśmy ją wraz z Filharmonią Szczecin.
Andrzej Czapliński: Chcieliśmy, mówiąc językiem młodzieżowym, jarać się naszą muzyką słysząc ją w wykonaniu pełnej orkiestry symfonicznej (śmiech). A poważnie, to dzięki współpracy z naszym przyjacielem, niezwykłym kompozytorem, aranżerem i dyrygentem Nikolą Kołodziejczykiem, ten projekt przerósł nasze najśmielsze oczekiwania. Za co mu bardzo dziękujemy, a Was zachęcamy do słuchania naszej muzyki.
*klip do utworu „Evet evet” nagrany z Filharmonią Szczecin