NAJOKROPNIEJSZE SKRZYŻOWANIE WILKOŁAKA Z WAMPIREM I DEMONEM!
O tym jak nas widzą wilki, kim dla nich jesteśmy i czy przyroda potrzebuje ludzkiej pomocy opowiedział nam Adam Wajrak. W Centrum Kultury Zamek promował swoją najnowszą książkę „Wilki”.
Marek Mikulski: Czytając „Wilki” ma się wrażenie, że wszystkie Pana spotkania z wilkami zdarzały się niemal przypadkiem.
Adam Wajrak: Zgadza się! Wydaje mi się, że czegoś takiego jak spotkanie z wilkiem nie można zaplanować. W ogóle w przyrodzie nie można nic zaplanować. Na tym polega jej urok. Urok mojej pracy. Kiedyś sfotografowałem zimorodka. Na drugi dzień wróciłem, by zrobić mu kolejne zdjęcie. Nie było zimorodka ale był bóbr. Super! Ale już następnego dnia, nie było bobra, była wydra. Kolejnego dnia nie było wydry, była za to norka. Nigdy nie jest tak, że mogę coś zaplanować. Tylko raz miałem taką… wizję, że wilki będą w dokładnie tym miejscu, w którym się ich spodziewałem i tam były. Zwykle jednak mam wizję, że będą a ich nie ma.
Jest Pan chyba jedyną osobą, jaką znam, na widok której groźnemu drapieżnikowi puściły zwieracze.
Dla tego wilka i w ogóle dla zwierząt, my ludzie wyglądamy przerażająco. My oczywiście się sobie podobamy, ładne dziewczyny, ładni chłopcy. Natomiast, dla zwierząt jesteśmy wprost przerażający, bezwzględnym, okropnym drapieżnikiem. A w dodatku całkowicie nieobliczalnym. Wcale się nie dziwie, że temu wilkowi puściły zwieracze (śmiech). Mój kolega myśliwy, mam kolegów również w tym środowisku, używa takiego porównania, że człowiek dla zwierzęcia, to tak jakbyśmy my zobaczyli najokropniejsze skrzyżowanie wilkołaka z wampirem i demonem.
Czy wilki są groźne dla człowieka?
Nie! Oczywiście, istnieje niebezpieczeństwo, że nastąpi taki zbieg okoliczności jak spotkanie wściekłego wilka. Może też wystąpić coś takiego jak wilk wychowany przez człowieka. Może też wystąpić krzyżówka wilka z psem. One są niebezpieczne. Ale wypadki z udziałem wilków są raczej niespotykane, to praktycznie tak jakby trafił kogoś meteoryt. O wiele groźniejsi od wilków są ludzie. Co roku występują jakieś wypadki, w których to myśliwi zabijają kogoś albo siebie nawzajem. Nikt jednak nie mówi, że myśliwi są groźni. Wszyscy mówią o wypadkach ze zwierzętami, jakby cios łapą niedźwiedzia był groźniejszy od dziury po pocisku ze sztucera.
Pan nigdy się nie bał tych dzikich zwierząt?
Oczywiście, na początku się bałem. Jeśli chodzi o wilki, to mamy w głowie całe zaplecze kulturowe. Te tysiące lat zwalczania zwierząt odbijają się na świadomości zbiorowej. Przecież zwalcza się z jakiegoś powodu, więc tym zwierzętom przykleja się „mordę” groźnego, złego zwierza. Jeśli już jest ta „morda”, to ona przenika do kultury, literatury, malarstwa, sztuki, do filmu. Coś takiego siedzi z tyłu głowy i w momencie spotkania się uaktywnia. Bałem się! Na początku książki opisuję sytuację, w której bałem się potwornie!
Gdyby dziś mógł Pan wybierać, to nadal chciałby Pan wilka, czy może przybłędę, mieszańca?
Kundla bym wolał! Chciałbym, żeby mnie odnalazł jakiś zwykły kundel. Już jestem mądrzejszy o te całe doświadczenia wilczo-kundlowate. Psy są z ludźmi od 40 tysięcy lat. Czytałem kiedyś znakomitą książkę, nazywała się chyba „W towarzystwie zwierząt”. Bardzo ciekawa, o koewolucji człowieka z różnymi zwierzętami. Tam był taki rozdział „Najlepszy pasożyt człowieka”. To był fragment poświęcony psom. Psy są niezwykłymi towarzyszami. Poddaliśmy je takiej selekcji w wyniku, której stały się one trochę naszymi służącymi. To świetni towarzysze i pewnie dlatego jest ich 7 milionów a wilków tylko tysiąc w tym kraju.
Tęskni Pan za Antonią?
Tęsknię, bardzo!
Czy wilki potrzebują pomocy człowieka?
Często słyszę pytania typu „czy las potrzebuje naszej pomocy?”, „czy wilki potrzebują pomocy?”. W większości przypadków przyroda nie potrzebuje naszej pomocy. Przyroda potrzebuje, żeby człowiek się do niej nie wtrącał! Oglądałem pewnego razu wywiad z brytyjskim naukowcem w CNN. Rozmowa dotyczyła przyrody rozwijającej się na terenach, wokół Czarnobyla. Dziennikarka zapytała, czy promieniowanie nie jest szkodliwe dla przyrody, on na to, oczywiście, że jest szkodliwe ale mniej niż urządzanie polowań i gospodarka leśna. Przyroda nie potrzebuje naszej pomocy!
Czy nie kusiło Pana, żeby nazwać tą książkę nie „Wilki” a „Ścierwo”? Po pierwsze dla tego, że pośrednio mogłoby się to odnosić do kłusowników. Po drugie, bo w tej książce jest mnóstwo śmierci.
Jest w niej dużo śmierci, bo w lesie ogólnie jest dużo śmierci. Dla wielu ludzi to jest szokujące. Myśmy wyparli śmierć z kultury, z przestrzeni publicznej. Śmierci nie ma, nie istnieje. Jest dla dzisiejszego człowieka czymś nienaturalnym. Jak ktoś umiera na raka, to mówimy, że przegrał walkę z rakiem, jakby mógł ją wygrać ale nie chciał. Natomiast, w lesie jak się do niego wchodzi, to się te śmierć po prostu widzi. Wielki dąb upadnie lub żubr umrze. Ta śmierć jest i człowiek się z nią oswaja i pamięta o niej. Przy tej śmierci zawsze jest też nowe życie. Na wielkim, zwalonym dębie od razu coś wyrasta. Więc jest i śmierć, i nadzieja zarazem. Tak samo z padliną, z której wychodzi tysiące istnień. W puszczy jedna śmierć powoduje eksplozję życia.