NIE BĘDĘ WIĘKSZY OD MOJEGO OJCA!
Piotr Nalepa, syn Miry Kubasińskiej i Tadeusza Nalepy opowiedział nam dlaczego od 8 lat gra utwory swoich rodziców. Twórczość kultowego zespołu Breakout dzięki "Piotr Nalepa Breakout Tour" jest promowana w kraju i zagranicą. Artyści nagrywać będą koncert w studio Agnieszki Osieckiej, który emitowany będzie 1 listopada przez radiową Trójkę.
Marek Mikulski: Czy nadal jak prawdziwy rockman nie planuje Pan przyszłości?
Piotr Nalepa: Rzucam się w wir wydarzeń nie planując nic. Podobnie jest z tą trasą koncertową. Osiem lat temu były jakieś zamówienia na nasze występy ale wydawało nam się, że to będzie tylko kilka koncertów. Tymczasem trwa ten stan osiem lat! Cały czas jest bardzo fajnie. Ludzie przychodzą na koncerty. Występujemy w kraju i za granicą. Naprawdę nie planowałem czegoś takiego, a wyszło fantastycznie.
Mówiliśmy o przyszłości a mnie wydaje się, że mocno musi Pan żyć przeszłością. Ciągle wraca Pan do utworów rodziców.
Tak, racja, to specyficzny projekt muzyczny. Zaczęło się w 2007 roku, kiedy odbył się "Breakout Festiwal" w Rzeszowie. Gwiazdy oddawały tam hołd moim zmarłym rodzicom. Mnie przypadło zadanie stworzenia zespołu akompaniującego. Okazało się to na tyle ciekawe, że zostaliśmy ze sobą do dziś. Cały czas mamy pełne sale. Więc mnie po prostu trudno to porzucić. Czuję wielką frajdę patrząc jak ludzie przeżywają tę muzykę, która jest ponadczasowa. Ostatnio, miałem przyjemność grać z Anią Rusowicz na Woodstocku. Kiedy zagrałem tam pierwsze takty „Poszłabym za Tobą” zauważyłem setki tysięcy młodych ludzi, którzy bawią się przy tej czterdziestoparoletniej piosence. Ciężko byłoby mi to rzucić i zająć się czymś zupełnie innym.
Nie miał Pan nigdy ambicji by stworzyć zespół tak wielki jak Breakout?
Chyba nie mam takich ambicji. Grałem w różnych składach przez wiele lat. Nie wiem jak odpowiedzieć na to pytanie. Ja po prostu czuję, że to co robię tutaj podczas "Breakout Tour" ma sens. Przez prawie dwadzieścia lat grałem te numery z moim ojcem. Teraz gram je z własnym zespołem i tyle. Gra nam się dobrze, buzie nam się śmieją, przychodzi publiczność starsza, młodsza i wszyscy bawią się dobrze. Nie czuję, że musiałbym to zmieniać. Będąc muzykiem można robić różne rzeczy, grać covery, grać na weselach, w filharmonii. Ja gram utwory mojego ojca. Jest ich mnóstwo, są cudowne, jest w czym wybierać. Póki ludzie chcą tego słuchać, ja będę to grał.
Często dzieci sławnych muzyków całkowicie zmieniają styl muzyczny. Pan nie miał ochoty zrobić czegoś w innym stylu?
Grałem przecież w różnych zespołach, funkowych, rockowych i różnych innych. Jednak to co zrobił mój ojciec jest tak silne i fajne, że mam ochotę to właśnie grać.
Nie był Pan nigdy zły na rodziców, że przez to kim byli położyli na Pana ogromną presję? Ciężko sobie wyobrazić bycie Panem.
Mnie też (śmiech). Oczywiście, dzieci sławnych ludzi mają z jednej strony trochę pod górkę, z drugiej niektóre drzwi są dla nich otwarte. Niektórzy przebijają talentem swoich rodziców, inni nie dają sobie z tym rady. Ja mam pełną świadomość tego co robię. Przynajmniej tak mi się wydaje. Wiem, że nie będę większy od mojego ojca. Tak po prostu czuję, takie są realia. Mój ojciec w swoim czasie zrobił tak wiele, że tylko mogę mu pozazdrościć. Wydaje mi się, że nie mam problemu z tym kim byli moi rodzice. W pewnym momencie zwyczajnie się z tym wszystkim pogodziłem.
Rodzice chcieli, żeby był Pan muzykiem?
Zostawili mi zupełnie wolną rękę. Chciałem być architektem, wcześniej jako dziecko chciałem zostać kosmonautą (śmiech). Wszystko co robiłem jakoś zawsze skłaniało mnie ku muzyce. Co bym nie robił, kończyło się graniem...
Pana ulubiona piosenka Breakoutu?
O nie, jest ich wiele, nie mam jednej ulubionej. Utwory, które gram podczas koncertu to jest w pewnym sensie wypadkowa moich ulubionych utworów oraz ulubionych przez muzyków, którzy ze mną występują. Czasami coś zmieniamy w repertuarze ale nie jesteśmy w stanie zagrać wszystkiego. Zawsze po koncercie pojawiają się pytania „a czemu nie zagraliście tego?”. Niestety, nie możemy dogodzić wszystkim. Ten zestaw, który gramy jest reprezentatywny dlatego co mam w pamięci z twórczości ojca.