WUCHTA WIARY TEJ!
Tuleja, gelejza czy gamoń? Ginol, który robi dziwną ryfę i klukę ma wielką jak smok. To próbka mniej oklepanych wyrażeń gwarowych. Nie doceniamy, a czy korzystamy także coraz rzadziej?
Wczoraj w garażu tatowym, czyli takim, do którego wstępu nie ma nikt poza ojcem, miała miejsce ciekawa scena. - Podaj blycki – padła komenda. - Ten ajzol przesuń jeszcze – usłyszałem po chwili. Przyszło mi do głowy, ażeby się zastanowić nad tym wszystkim, z rodzicami pogodać o tym jak mówimy, co godamy i ile z tego jest po naszymu, bo kwestia klem (klym), które w samochodzie miałem wyczyścić, skończyła się na dyskusji o landrynkach, czyli właśnie klymach.
Bądźmy dumni
W naszym mieście jest spora grupa osób kultywujących tradycje gwary miejskiej. Większość, szczególnie nieco bardziej dojrzałych osób kojarzy audycję w Radio Merkury. Dostępne są też w sieci opracowania traktujące o językowych zapożyczeniach, naleciałościach i kondycji wyrażeń gwarowych. Wśród słów, które możemy usłyszeć na ulicach naszego miasta dominują te lokalne, a może są wypierane przez dzisiejszą nowomowę?
Uporządkujmy terminologię. - Zdarza się, że pojęcia „gwara” oraz „dialekt” używane są wzajemnie. O „gwarze” mówimy wtedy, gdy mamy na myśli mowę całościową ludności wiejskiej. Termin „gwara ludowa” i „gwara terytorialna” używany jest do odróżnienia gwary w sensie właściwym od gwary miejskiej jak i gwary zawodowej. Okazuje się, że gwary terytorialne oprócz różnic leksykalnych zawierają także odmienności gramatyczne, fonetyczne i fonologiczne w porównaniu z językiem narodowym, a termin „gwara” odnośnie gwar zawodowych nie jest odpowiednim określeniem. Z kolei „gwara zawodowa” jako termin został szeroko przyjęty, ponieważ gwary zawodowe robotników i rzemieślników, do których należą gwary miejskie posiadają wzajemne związki fonetyczne i fonologiczne i są podobne do gwar terytorialnych – podpowiada jedna z publikacji profesor Moniki Gruchmanowej, uznanej badaczki języka polskiego i gwary poznańskiej.
Najnowsza odsłona Kroniki Miasta Poznania podejmuje zagadnienia związane z naszą rodzimą gwarą, porządkuje pewne sprawy i przedstawia najnowsze badania w tym zakresie. Mamy do dyspozycji na większości domowych półek z książkami „Blubry Starego Marycha” autorstwa Juliusza Kubla. Większość z nas zna również ich wersję audio, wykonywaną przez niezrównanego Mariana Pogasza.
Dwa okresy
Na rozwój gwary w naszym mieście miało wpływ wiele czynników, najistotniejsze z nich wydają się być dwa okresy. Pierwszy z nich to funkcjonowanie obok języka ogólnego (inaczej ponaddialektycznego języka ogólnopolskiego) rozwijających się w Polsce przez wieki, lokalnych i regionalnych dialektów ludowych czyli - gwary ludowe i wiejskie. - Pogranicze stylu potocznego polszczyzny ogólnej i dialektów ludowych stanowi miejska polszczyzna potoczna zwana na ogół gwarą miejską – pisała Maria Gruchmanowa w „Mowie mieszkańców Poznania” Jakkolwiek zwykle gwara przypisywana jest niewykształconym warstwom społeczeństwa, w Poznaniu „cechy dialektu wielkopolskiego, a także zapożyczone w okresie zaborów z języka niemieckiego, przy znacznym oddziaływaniu języka ogólnopolskiego, miały i mają nadal szeroki zasięg społecznego działania.
Niekiedy możemy się spotkać określeniem, że gwara przynależy do niewykształconych warstw społeczeństwa. Zdaje się nie być to prawdą, bo warstwy inteligenckie także dysponowały określeniami, które przeniknęły poza środowisko.
Wnioskując, możemy założyć, iż przenikanie się środowisk miało charakter rozwojowy dla kultywowania gwarowych określeń. Zupełnie inaczej możemy patrzeć na rugowanie języka polskiego ze szkół i urzędów, to także miało wpływ na rozpowszechnianie niemieckich słów i dwujęzyczność mieszkańców Poznania.
Po zakończeniu II Wojny Światowej Poznań stał się miastem robotniczo – inteligenckim, przed wojną uchodził za rzemieśliczno – kupiecko – urzędnicze. Po 1945 roku nastąpił proces industrializacji, a w ramach tego zjawiska do 1950 roku przybyło w naszym mieście ponad 157.000 ludzi w znacznej mierze mieszkańców wielkopolskich wsi i miasteczek. Przyjezdni z jednej strony przejmowali lokalne zwyczaje językowe, zachowując i rozpowszechniając dodatkowo własne.
W dobie internetu i nowomowy języka informatyki, najmłodsze pokolenia nie spotykają się często z określeniami gwarowymi. Tu muszę się przyznać, że wiele z określeń gwarowych, które znam funkcjonuje głównie w wersji mówionej. Nikt mnie tego nie uczył, a kiedy użyć określonego zwrotu czy słowa, po prostu się czuje i już. Przed smartfonem czy ekranem komputera nie da się dowiedzieć tego samego co podczas gry w „palanta”, chodzenia na „szabry” czy siedzenia na trzepaku. Bo jak wtedy powiedzieć czy napisać, że "tuż obok przechodzi właśnie wygogolona gideja, która z taką wylyngą się zadała? To przecież tuk jest niesłychany co nawet własnych trzewików nie ma".
Jeden z redakcyjnych kolegów, pochodzący z Polic koło Szczecina, zapytany o to jakimi słowami się zachwycił. Wymienił zdecydowanie – Wychodzicie na ćmika, po ulicach chodzą szkieły, a w sklepie proponują tytki. Naprawdę początkowo było to całkiem szokujące – podpowiedział.
Koleżanka redakcyjna, pochodząca z Wałbrzycha zasugerowała – My mamy pociąg pod miastem i czystą mowę. W bramach mali chłopcy, chcąc przygadać sobie nawzajem, krzyczą „myj węgiel” i to jest obraźliwe sformułowanie – uzupełniła.
Poznaniacy i przyjezdni. Jakie słowo Waszym zdaniem jest najciekawsze, a jakie wymaga rozpowszechnienia?